Выбрать главу

Włączyli się do ogólnej dyskusji.

Po dość długiej chwili totalnego chaosu Ram znów uderzył w stół.

– Uważam, że najwyższy czas powtórzyć sagę Ludzi Lodu, a w każdym razie historię Shiry, nie wszyscy ją znają. Gabrielu, ty jesteś ekspertem.

Ojciec Mirandy wstał, czując powagę chwili. To dla niego wielki moment. Jako dziecko został wybrany, by zachować historię rodu dla późniejszych pokoleń. Teraz nadeszła chwila, gdy dzieło jego życia miało zostać wykorzystane w ważnej sprawie.

– No cóż, prawdziwym ekspertem jest raczej sama Shira – uśmiechnął się. – Wiem jednak, że Shira jest bardzo skromną i nieśmiałą dziewczyną… to znaczy kobietą.

Ojcze, tylko się nie ośmiesz, błagały w duchu Indra i Miranda.

Gabriel zapanował wreszcie nad nerwami i zaczął mówić:

– Najpierw musimy powiedzieć sobie co nieco o głównym wątku historii Ludzi Lodu. Nasz przodek, Tengel Zły, w dwunastym wieku podczas wędrówki nad Morzem Karskim odwiedził źródło zła w Górze Czterech Wiatrów. Do źródła tego dotrzeć może tylko osoba na wskroś przesiąknięta złem, którego nie zmąciła nawet odrobina dobra. Ciemna woda, którą wypił, dokończyła dzieła. Tengel stał się uosobieniem zła. Ponieważ jednak złu często towarzyszy głupota, właśnie ten słaby punkt postanowili wykorzystać potomkowie Ludzi Lodu. Podjęli nieludzko trudną walkę, ponieważ nasz straszny przodek w każdym pokoleniu jednego przedstawiciela rodu wskazał na służbę złu. Wiele duchów, które są dzisiaj z nami, zaliczało się niegdyś do tragicznie dotkniętych przekleństwem, udało im się jednak przemienić zło w dobro. Zachowali przy tym jedyną pozytywną cechę, jaką dało im przekleństwo, a mianowicie czarodziejską moc.

Przez kolejne stulecia Ludzie Lodu cierpieli pod ciężarem przekleństwa. Punkt zwrotny nastąpił w momencie, gdy obecna tutaj Shira zdołała dotrzeć do źródła jasnej wody w Górze Czterech Wiatrów. Woda ta mogła zneutralizować ciemną wodę zła. Wiadomo już było, że Tengel Zły ukrył gdzieś naczynie z mroczną wodą, a sam pogrążył się w letargu, oczekując, aż na ziemi nastaną dla niego lepsze czasy. Obudzić go miał zaklęty flet, coś jednak poszło nie po jego myśli i nie ocknął się tak, jak to planował. Walka Ludzi Lodu polegała na próbach odnalezienia naczynia z ciemną wodą i unieszkodliwienia jej, zanim złemu przodkowi wróci przytomność.

Nie będę teraz opowiadał, w jaki sposób się to udało, wspomnę tylko, że to Nataniel, który jest dzisiaj z nami, z pomocą Marca i wielu, wielu innych musiał stoczyć straszliwą ostateczną walkę. Przypomnę natomiast, jak Shira odnalazła jasne źródło.

Gabriel zrobił przerwę, podczas gdy młode Lemurki przyniosły dla wszystkich poczęstunek. Miranda przyglądała się pięknym kobietom o osobliwych rysach twarzy i całkiem ciemnych oczach, a potem jej spojrzenie przesunęło się na Marca. Czy wykorzystywał możliwości, jakie mu dano? Czy też raczej łączyły ich zupełnie platoniczne stosunki? I to przyjacielskie, nie takie jak między panem a służącymi?

Sądząc po neutralnej życzliwości, jaką sobie okazywali, tak właśnie musiało być.

Usłyszała westchnienie Indry i odgadła, że myśli siostry krążą podobnym torem.

Zastanawiająco często ona i Indra myślały podobnie, choć przecież każda z nich żyła swoim własnym, jakże odmiennym życiem.

Marco… Miranda z całego serca życzyła mu miłości, nie przypuszczała jednak, by szczególnie za nią tęsknił.

Dolgo, wywodzący się z rodziny czarnoksiężnika, był taki sam. Marco i Dolgo stanowili parę najbliższych sobie przyjaciół, wszyscy o tym wiedzieli. Ale właśnie tylko przyjaciół.

Gabriel znów zaczął mówić. Na razie nie palnął jeszcze żadnego głupstwa i wszyscy słuchają go z uwagą, stwierdziła Miranda. Aż dziwne, jak wiele uczucia miała dla swego ojca. Nie chciała, by ktokolwiek go zranił i zasmucił.

– Przede wszystkim, Shiro – rzekł Gabriel – może zechciałabyś się przedstawić, powiedzieć, kim właściwie jesteś i skąd pochodzisz.

Drobniutka kobieta o mongolskich rysach wstała. Pod względem urody odziedziczyła to, co najlepsze i na wschodzie, i na zachodzie.

– Nazywam się Shira z Nor – zaczęła cichym, nieśmiałym głosem. – Moja matka Sinsiew wywodziła się z mieszanej rodziny. Jej ojciec, a mój ukochany dziad Irovar, był Nieńcem czy też Jurat-Samojedem, jak również nas zwą. Matka mojej matki, potężna szamanka, była Taran-gaiką, w jej żyłach płynęła więc krew Tengela Złego. Musicie wiedzieć, że miał on również potomków tam, na Północy, nad wielką zatoką Oceanu Lodowatego, czyli Morzem Karskim. Mojego ojca Vendela Gripa z Ludzi Lodu sprowadziła do naszej wioski wojenna tułaczka. Ja się urodziłam, moja matka umarła w połogu, a Vendela Gripa siłą zmuszono do powrotu. Wychował mnie dziadek, ojciec mojej matki. Tej nocy, gdy przyszłam na świat, odwiedziły go cztery żywioły: Powietrze, Woda, Ziemia i Ogień. Nakazały mu wychować mnie na najczystszego człowieka, nieskażonego złem. Czeka mnie bowiem zadanie, jakie, miałam dowiedzieć się później.

Tak też się stało.

W latach czterdziestych osiemnastego wieku zabrano mnie do Góry Czterech Wiatrów, na skalną wysepkę na morzu. Tam zaczęła się moja koszmarna wędrówka.

Czterdzieste lata osiemnastego wieku, pomyślała Miranda, właśnie wtedy przybyła tu rodzina czarnoksiężnika, chociaż to nie ma nic wspólnego ze sprawą.

– Musiałam przebyć wiele grot – tłumaczyła Shira. Przejść próby, które miały wykazać, czy jestem godna dotrzeć do źródła jasnej wody. Żadnemu człowiekowi nie życzę takiej wędrówki.

Umilkła, twarz ściągnął jej smutek, a potem podjęła:

– Z pomocą przyszedł mi mój najgorszy wróg Mar, który później stał się miłością mego życia. I dotarłam do źródła. Wyprawa ta jednak pozostawiła w mojej duszy nie gojące się rany, jeśli więc wędrówka do Gór Czarnych będzie podobna, nie ukończę jej i mam nadzieję, że okażecie mi wyrozumiałość.

– Nikt nie będzie od ciebie wymagał kolejnej ofiary – obiecał Ram z powagą. – Chcielibyśmy jedynie, abyś poszła z nami i pomogła nam zlokalizować i zidentyfikować źródło.

– Mówisz „nam” – rzekł Uriel, mąż Taran. – Czy to znaczy, że weźmiesz udział w wyprawie?

– Wydawało mi się, że już o tym wspominałem – uśmiechnął się Ram.

– Jako dowódca?

Ram zawahał się chwilę.

– Nie. Przewodzić nam będzie ten czcigodny Obcy.

Jego imię brzmi Talornin i znaczy „Ten, który wie wszystko”.

Miranda starała się zapamiętać wymowę. Talornin, z akcentem na „a”.

Wszyscy przenieśli spojrzenie na wysokiego Obcego, który wstał i ledwie dostrzegalnie się im skłonił. Teraz on przemówił, a jego głos brzmiał inaczej niż ludzki, przypominał poszept wiatru, krył w sobie eony czasu i przestrzeni, jakby niósł w sobie całą wieczność.

– Od dawna już czekamy na rozpoczęcie wyprawy w Góry Czarne. Gdy tu przybyliśmy w zaraniu dziejów, wybrali się tam moi pobratymcy, nigdy jednak nie powrócili z tych przerażających szczytów. Później próbowali i inni, z takim samym tragicznym rezultatem. Tym razem mamy świadomość, czego powinniśmy szukać. My także słyszeliśmy legendę o jakichś źródłach, lecz dopiero teraz, gdy Ludzie Lodu pomogli nam ją zrozumieć, wiemy, że to coś więcej niż tylko legenda. Cieszę się, że Ram wezwał mnie na to spotkanie, i dziękuję młodej Mirandzie z Ludzi Lodu za to, że pojęła znaczenie tego, co usłyszała w Królestwie Ciemności.

Miranda z Ludzi Lodu! Jak pięknie to zabrzmiało.

Dziewczyna musiała otrzeć kilka zdradzieckich łez wzruszenia, ale promieniała radością.

Ów Obcy, pozbawiony wieku, był naprawdę wielki i potężny. Poznali wcześniej Strażnika Góry i Strażnika Słońca, lecz oni byli tylko Strażnikami, pilnowali Świętego Słońca, które zostało na świecie, i skalnej ściany, na której wyryto tajemne runy, pokazujące drogę do złocistej kuli.