Выбрать главу

Strażnik Góry został ojcem Armasa. Armas także wyróżniał się wśród jej przyjaciół, miał w sobie ukryte siły. Mieszkał w północnej części krainy należącej do Obcych, lecz nigdy nie opowiadał o pobratymcach swego ojca. Tak mu przykazano i rówieśnicy to szanowali.

Shira i Obcy usiedli. Teraz głos zabrać mógł każdy.

Ellen chciała coś powiedzieć.

– Pomysł, by uratować świat, dając ludziom czystość duszy, jest naprawdę wspaniały, ale to nie wystarczy. Sama dobroć i troskliwość to nie wszystko, pozwólcie, że przytoczę parę przykładów. Kiedyś życzliwi misjonarze przekonywali mieszkańców Dalekiego Wschodu, że należy polerować ziarnka ryżu, bo dzięki temu będą czyściejsze. Pozbawili przy tym życia tysiące tamtejszych ludzi, bo z ryżu usunięto wszystkie witaminy i zdrowe elementy. A Norwegowie, tylko i wyłącznie w dobrych zamiarach, podarowali Sri Lance wielkie trawlery rybackie z myślą o bardziej racjonalnym rybołówstwie. Niestety, odebrali w ten sposób źródło utrzymania tysiącom rodzin rybaków, którzy każdego ranka wypływali na połów swymi małymi katamaranami. Nie było już zbytu na ich ryby. Istnieje wiele podobnych przykładów tak zwanego miłosierdzia.

– Rozumiemy, co masz na myśli, Ellen – zapewnił Ram. – I o tym także myśleliśmy. W skład tej kuracji dla całej ludności świata wchodzi również inteligencja i pojmowanie, co w danym przypadku jest słuszne.

– Dobrze, jestem zadowolona – odparła Ellen.

Rękę do góry podniósł Oko Nocy, Indianin. Chciał zabrać głos.

– Ten, na którego wciąż czekacie, który ma wam towarzyszyć w wyprawie w Ciemność do Gór Śmierci, kim on jest?

Ram zawahał się, a Jaskari dokończył pytanie:

– Czy ta osoba w ogóle istnieje?

– Tak – odparł Ram powoli.

– Czy jest tutaj, w Królestwie Światła? – dopytywała się Taran.

– Tak.

– Czy to ktoś, kogo znamy? – zastanawiał się Nataniel.

– Nie, jeszcze go nie spotkaliście.

Ach, tak, to jakiś „on”, pomyślała Miranda, a na głos spytała:

– Dlaczego musimy czekać?

– Ponieważ jego czas jeszcze nie nadszedł.

– Opowiedz nam o nim – poprosił Móri.

Ram zastanowił się.

– Dobrze. Mogę wam powiedzieć, że jest on trochę podobny do Shiry, Nataniela i Dolga, a po części także do Tarjeia.

Miranda nie potrafiła dostrzec żadnego podobieństwa między wymienionymi osobami, ale Ram ciągnął:

– Wszyscy czworo zostaliście wybrani, wyznaczeni do dokonania wielkich czynów. Zadanie Tarjeia nie zostało wypełnione, gdyż nie miał on możliwości nawet rozpocząć działania, lecz wyznaczono go do pokonania Tengela Złego. Kilkaset lat później takie samo zadanie przypadło Natanielowi, ale on został staranniej przygotowany. Nataniel przyszedł na świat jako siódmy syn siódmego syna, jako potomek Ludzi Lodu, oczywiście, lecz także Czarnych Aniołów, Demonów Nocy i Demonów Wichru, a dziad jego babki, ojciec Marca, nie był byle kim. Shirę wychowano w czystości, postarano się, aby stała się na wskroś dobra, by mogła dotrzeć do źródła jasnej wody. A Cień i duchy Móriego przygotowały Dolga do odnalezienia Świętego Słońca. Fakt, że przy okazji odzyskał także niebieski szafir i czerwony farangil, nie był przeszkodą, przeciwnie.

– A więc ów nieznajomy również został wybrany – podsumował Gabriel.

– Owszem, ale jego przygotowania jeszcze nie są zakończone.

Miranda wysilała umysł, żeby ustalić, kto to może być. Nie znała, rzecz jasna, wszystkich mieszkańców Królestwa Światła, ale powinna się domyślić, że tu czy tam może żyć jakiś szczególny człowiek. O nikim takim jednak nie słyszała.

Upłynął jeszcze kwadrans i spotkanie dobiegło końca. Marco zatrzymał Mirandę.

– Zostaniesz chwilę, chciałbym z tobą porozmawiać.

Marco chciał z nią mówić! Miranda nie posiadała się z radości.

Zostali również Ram i wysoki Obcy, Talornin, a także jeden z Lemurów i Móri.

Jestem razem z wielkimi, pomyślała. Widziałam te zazdrosne spojrzenia Joriego i reszty.

Nie poproszono jej, by usiadła, wszyscy sześcioro stali.

Na twarzy Rama malowała się niezwykła powaga.

– Mirando, nie chcieliśmy wymierzać ci kary w obecności wszystkich, ale sama chyba rozumiesz, że to, co zrobiłaś, jest niewybaczalne.

Opuścił ją dobry humor. A więc dlatego ją zatrzymano.

Mogła tylko kiwnąć głową w odpowiedzi. Mężczyźni patrzyli na nią surowym albo zasmuconym wzrokiem.

– Zwiodłaś Rama i przekonałaś go, aby dał ci Słońce – powiedział Marco, w jego głosie brzmiał wielki żal. – Ty, jedna z Ludzi Lodu, podstępnie wyciągnęłaś informacje o Ciemności od życzliwych ci Strażników, szpiegowałaś tych, którzy wyprowadzali tego łotra Johna…

– Właściwie nie – Miranda zachłysnęła się słowami. Przypadkiem zobaczyłam, jak idą w stronę muru. Po prostu tam byłam i nawet nie podeszłam bliżej.

– Ale widziałaś, jak otwierano mur – rzekł Móri – Nie zdradzając swojej obecności.

– Tak – odpada Miranda ze spuszczoną głową. – Przyznaję, że tak było.

– Potajemnie zabrałaś też broń i przyrządy nie przeznaczone dla ciebie – ciągnął Ram. – Nie rozumiesz, jak niebezpieczny może być pistolet laserowy w ręku wroga?

– Czy nie masz nic na swoją obronę? – spytał Talornin, ten o niezwykłym głosie. – Oprócz tego oczywiście, że chciałaś tamtejszym ludziom zanieść Słońce.

– Nie, chociaż może… Jeśli to można uznać za obronę, naprawdę próbowałam na wszelkie możliwe sposoby dotrzeć do nieszczęśników w Ciemności.

– To prawda – kiwnął głową Ram. – Miranda z ogromnym uporem zadawała pytania i nieustannie prosiła.

Dziewczyna rozjaśniła się na moment, ale zaraz wtrącono ją w otchłań rozpaczy.

– Postanowiliśmy już, jaką karę poniesiesz, Mirando – oznajmił Talornin. – Nie weźmiesz udziału w pierwszej wyprawie, tej do ludu Timona, mającej na celu zdobycie dalszych informacji o Górach Czarnych.

– Nie!

W tym jednym krótkim słowie mieściło się rozpaczliwe błaganie.

Bardziej dotkliwej kary nie mogli jej wymierzyć.

14

Gondagil leżał w swym leśnym mieszkaniu, nie mogąc zasnąć. Wstał wreszcie i wyszedł w wieczną noc panującą w krainie Timona.

Być może to jego przyjaciela Harama należałoby nazwać dzielniejszym, lecz on był jednocześnie bardziej zuchwały i bezwzględny. Gondagil posiadał przynajmniej pewną dawkę inteligencji i zdolności przeżywania świata. W niebezpiecznych chwilach Gondagilowi zawsze można było ufać, nikt nie miał więcej śmiałości niż on, ale nikt też nie potrafił lepiej ocenić sytuacji. Haram po prostu na oślep rzucał się do boju i przyjaciel zwykle w ostatniej chwili musiał go ratować.

Dorastali razem, razem bawili się jako dzieci, ćwiczyli siłę w udawanych bójkach, teraz jednak gdy przeszli do świata dorosłych, różnice między nimi stawały się znacznie wyraźniejsze. Gondagil zauważył, że coraz częściej dystansuje się od tego, co robi przyjaciel. Bardzo mu się to nie podobało, nie chciał rozwijać się w innym kierunku niż Haram, sprawiało mu to ból, szarpało duszę.

Ostatnio wszystko jeszcze się pogorszyło. W świecie Gondagila pojawił się nowy element, budzący niepewność, a zarazem dodający życiu nieznanego dotąd napięcia.

Nieodmiennie tęsknił za światłem. Marzenie o jego zdobyciu nigdy nie gasło, teraz jednak z Królestwem Światła zaczęło łączyć się coś więcej, coś, czego na razie nie potrafił określić. Gondagil przywykł do tego, by mieć kontrolę nad wszystkimi stronami swego życia, tym razem jednak było inaczej.