Выбрать главу

Bardzo się zdziwiłem, że zbocze Awentynu do strony rzeki jeszcze ocalało. Długo błądziłem między chmurami dymu. Świątynia Luny wraz z otoczeniem była stertą dymiących zgliszcz, a tuż przy niej stał zupełnie nienaruszony mój dom! Widocznie wiatr zawrócił płomienie ze szczytu wzgórza, bo przecież nawet nie było ochronnych przeciwpożarowych pasów, jedynie naprędce rozbito kilka domów.

Ósmy dzień pożaru zaczął budzić nadzieje na zwyciężenie ognia i zniszczenia. W moim ogrodzie leżały setki ludzi – mężczyzn, kobiet i dzieci. Nawet wyschnięte zbiorniki wodne zapchane były śpiącymi. Lawirując i przeskakując między leżącymi dotarłem do domu. Nikt nie odważył się nocować pod dachem, chociaż drzwi były otwarte.

Wpadłem do swego pokoju, znalazłem zamknięty kuferek. Na dnie spokojnie leżała owinięta jedwabną chustą drewniana czarka. Wziąłem ją do ręki – a byłem krańcowo wyczerpany – i odczułem zabobonny strach. Zupełnie jakbym dotknął przedmiotu czyniącego cuda. Przejęła mnie nagle myśl, że ten tajemniczy puchar Fortuny, który jeszcze w Antiochii tak głęboko czcili wyzwoleńcy ojca, osłonił mój dom! Nie byłem w stanie myśleć dalej. Z drewnianą czarą w ręku zwaliłem się na łóżko i zapadłem w najgłębszy w mym życiu sen.

Spałem aż do wieczornej gwiazdy. Zbudziły mnie śpiewy chrześcijan i głośne okrzyki radości. Byłem tak zaspany, że wołałem na Klaudię, aby mówiła ciszej. Myślałem, że jest poranek i że jak zwykle czekają na mnie klienci i wyzwoleńcy. Dopiero gdy wyszedłem do ogrodu, uświadomiłem sobie ogrom zniszczeń i wszystko, co się stało.

– Zamilczcie, głupcy! – krzyknąłem do Akwili, który kierował modlitwą chrześcijan. – Głosząc waszą radość w taki dzień rozgniewacie rozsądnych ludzi! Już przedtem sąsiedzi pytali podejrzliwie, co za życie prowadzi się w moim domu?!

Akwila dokończył modlitwę, ale nieco ciszej, a przestraszona gromadka prawie szeptała.

– Zgodnie z poleceniem starszych gminy – powiedział Akwila – czuwaliśmy i modliliśmy się dniami i nocami, udręczeni dymem i na wpół żywi, ale Chrystus nie przyszedł. Widocznie zniszczenie Babilonu jest tylko wstępem i ostrzeżeniem przed nadejściem Sądu Ostatecznego, aby jak najwięcej ludzi zdołało się nawrócić! – Surowo spojrzał na mnie i poprosił: – Panie, jesteśmy głodni i spragnieni. Daj nam wody i jadła, bo inaczej zginiemy, choć ocaleliśmy z ognia!

Sam też byłem głodny. W domu nie było nawet okruszyny chleba. Ludzie opróżnili spiżarnie i ogrodowe zbiorniki wody. Akwila i Pryska powoływali się na pozwolenie Klaudii i zapewniali, że w imię Chrystusa spożywali tylko chleb i pili wodę z domieszką wina. Wszystkie sąsiednie domy były opuszczone. Na własną odpowiedzialność pozwoliłem im na poszukiwanie w nich jedzenia, ale wody nigdzie nie znaleziono!

– Ugaście swoje pragnienie w Tybrze! – powiedziałem. – Po tamtej stronie rzeki na Polu Marsowym i w ogrodach Agrypiny zorganizowano punkty bezpłatnego wydawania jadła. Czysta woda może być tylko w świętej cysternie przy świątyni, ponieważ zbiorniki akweduktu są suche.

Łuna na niebie wskazywała, że pożar nadal szaleje, wydawało się jednak, że najgorsze mamy za sobą. Wydzieliłem z tłumu swoich niewolników i podziękowałem im za odwagę. Przecież zostali, aby osłaniać mój dom, ryzykując życiem. Innych niewolników zachęcałem, aby niezwłocznie zaczęli poszukiwania swych panów, aby nie ukarano ich potem jako uciekinierów.

Tłum na dziedzińcu nieco się przerzedził. Drobni sklepikarze i rzemieślnicy, którzy ponieśli największe straty, prosili gorąco, abym na razie pozwoli im pozostać, gdyż nie mieli innego schronienia. Byli wśród nich starcy i dzieci. Nie miałem serca, aby wypędzić ich w gorejące ruiny.

Część ocalałych kolumnad świątyń Kapitelu lśniła blaskiem na tle zadymionego nieba. Po stygnących zgliszczach snuli się cwaniacy w poszukiwaniu stopionych kruszców. Tygellin kazał otoczyć płonące obszary kordonem żołnierzy. Żeby uniknąć pomyłek, zabroniono rozgrzebywania zgliszcz nawet właścicielom domów.

Na podległym mi obszarze bestiarium żołnierze musieli włóczniami i strzałami z łuku odganiać zdziczałe hordy ludzi, którzy usiłowali przedostać się do naszych zbiorników wodnych i magazynów żywności. Spacerujące za ogrodzeniem sarny i jelenie wykradano na rzeź. Na szczęście nie było chętnych na próbę sił z dzikimi bykami.

Ponieważ łaźnia spłonęła, Neron uwieńczył swój poetycki występ kąpielą w świętej cysternie. Było to przedsięwzięcie dość ryzykowne, ale Neron wierzył w swoje umiejętności pływackie i tężyznę. Woda Tybru, zanieczyszczona ściekami z kloak, wcale mu nie odpowiadała. Lud bardzo źle przyjął ten cesarski wybryk. Powszechnie szeptano, że nie dość mu było podpalenia Rzymu, to jeszcze zanieczyścił ostatnie źródło wody pitnej w Rzymie! A przecież kiedy pożar wybuchnął, Neron znajdował się daleko od Rzymu, w Ancjum. Kto jednak chciał o tym pamiętać?!

Nigdy bardziej nie zachwycałem się majestatem Rzymu i zdolnościami organizacyjnymi jego mieszkańców, niż kiedy rozdzielano pomoc pogorzelcom i rozpoczęto systematyczne oczyszczanie z gruzów i odbudowę miasta. Na dostawców sprzętu domowego i odzienia wyznaczono bliższe i dalsze miasta. Dla bezdomnych wzniesiono tymczasowe pomieszczenia. Przypływające do miasta statki ze zbożem po wyładowaniu zabierały gruz, który potem rozrzucano na bagnach Ostii. Cenę zboża obniżono o dwie sestercje. Była to najniższa z dotychczasowych cen. Mnie to wcale nie dotknęło, ponieważ handlowcom zbóż państwo płaciło ceny gwarantowane. Wyrównywano zapadliny, niwelowano strome zbocza wzgórz. Obszar od Palatynu po Coelius i Eskwilin zabrał Neron – postanowił zbudować tam wspaniały dom cesarski. Wytyczono nowe szerokie ulice, niezależnie od ich dawnego układu.

Osobom, które chciały odbudowywać swe domy wedle nowych założeń architektonicznych, państwo zapewniało dogodne pożyczki; jeśli nie wywiązywały się one z terminów budowy, wówczas traciły te przywileje.

Wszystkie domy musiały być budowane z kamienia i mogły mieć najwyżej dwa piętra. Od strony ulicy musiały być osłonięte krużgankiem. Każdy dom był wyposażony we własny zbiornik wody. Od nowa rozplanowano rozdział wody z akweduktów, wobec czego bogacze nie mogli już dysponować nieograniczoną jej ilością dla swoich ogrodów i prywatnych łaźni.

Były to zarządzenia słuszne i potrzebne, ale oczywiście wzbudzały ogólne rozgoryczenie. Szerokie ulice nie przeszkadzały tylko patrycjuszom, prości ludzie zaś twierdzili, że równie dobre były dawne ciasne, kręte uliczki, które w upalne lato dawały cień i chłód, a nocą kryjówki zakochanym. Obawiali się, że gruchanie w czterech ścianach wpłynie na wzrost liczby przymusowo zawieranych zbyt wczesnych związków małżeńskich.

Prowincje i ludzie zamożni rywalizowali między sobą w wysokości dobrowolnych datków pieniężnych na odbudowę Rzymu, lecz nie mogły one wystarczyć nawet na rozpoczęcie prac. Jedynym wyjściem stało się obłożenie specjalnymi podatkami całej ludności imperium. Świat musiał przecież ujrzeć Wielki Cyrk, świątynie i teatr odbudowane wedle wspaniałych planów Nerona! Potem wyszedł na jaw projekt budowy przepysznego Złotego Domu cesarza. Lud zaczął szemrać, widząc, jak ogromne połacie centralnej części miasta zajmie jego realizacja. Neron zawłaszczył nawet tereny rozwalonych w czasie pożaru dawnych magazynów zboża. Uprawdopodobniło to podejrzenia, że pozwolił spalić miasto, aby zyskać miejsce pod swój pałac. Przecież swego czasu, w momencie rozdrażnienia, powiedział, że albo zbuduje nowe miasto, ale przeniesie stolicę na Wschód! Te przypadkowe słowa teraz powtarzano i przeinaczano. Wiadomym było, że nowe miasto chciał nazwać „Neronią". Nawet jeśli nie podpalił Rzymu – twierdzili różni przemądrzali ludzie – to wzbudził gniew bogów, zniżając się do roli śpiewaka. Obywatele, strzeżcie się! Jeszcze gorsze nieszczęścia mogą przez niego dotknąć nasze państwo!