Выбрать главу

– Teraz zastanówmy się, co zrobić, żeby ucieszyć lud? – powiedział Neron. – Tygellinie, pamiętaj, żeby w przedstawieniu wzięły udział dziewice i niewinni chłopcy, a nie tylko napiętnowani niewolnicy!

Człowiek najchętniej wierzy w to, w co chce wierzyć. Gdy towarzyszyłem Tygellinowi w powrotnej drodze do obozu, byłem pewien, że Neron wymyślił jakiś bezwstydny, idiotyczny spektakl, aby w ten sposób ukarać chrześcijan, po czym, dla zaspokojenia tłumu, każe stracić kilku, a resztę uwolni. Tygellin milczał. Miał już własne plany, lecz tego nie przewidziałem.

Udaliśmy się na plac ćwiczeń. Więźniowie byli zmęczeni palącym słńcem, bo dzień, choć jesienny, był wyjątkowo upalny. Przyniesiono im miasta jedzenie i wodę do picia, ale nie wystarczyło dla wszystkich. Wielu prosiło o pokarm i wodę, przy czym gotowi byli zapłacić za nie, zgodnie ze zwyczajem.

Tygellin zatrzymał mężczyznę, odzianego w przyzwoitą togę, i zaczął z nim przyjaźnie rozmawiać. Zapytał go, czy był przy podpaleniu Rzymu, a otrzymawszy zaprzeczenie zapytał, czy był karany. Mężczyzna ponownie zaprzeczył, a Tygellin radośnie zawołał:

– Wspaniale! Wyglądasz na przyzwoitego człowieka. Zwolnię cię, tylko jeszcze wyrzeknij się chrześcijańskiego zabobonu. Chyba masz sto sestercji, aby opłacić zwolnienie?!

Tygellin strasznie się zdziwił – mówiąc prawdę, ja również – bo mężczyźni jeden po drugim odmawiali wyrzeczenia się Chrystusa, który ich uwolnił od grzechów i wezwał do swojego Królestwa. Poza tym chętnie pójdą do domu i gotowi są zapłacić za to pięćdziesiąt, sto czy nawet pięćset sestercji. Tygellin przestał panować nad sobą i ostatniego swego rozmówcę smagnął biczem po twarzy.

– Macie za swego Chrystusa! Durnia ze mnie robicie! Głupcy!- ryczał rozwścieczony.

Zmarnowawszy sporo czasu znalazł w końcu dwóch obywateli, którzy zapewniali, że nie są jeszcze ochrzczeni. Wszyscy inni, powołując się na precedensową decyzję cesarza w sprawie Pawła, żądali procesu sądowego i zarzucali bezpodstawność oskarżeń. Wreszcie Tygellin zaczął się spieszyć. Niemal udawał głuchego. Podchodził, zadawał pytanie i ledwie wysłuchawszy zaprzeczenia, polecał indagowanemu, aby szedł gdzie chce i nawet nie czekał na opłatę. Wielu było jednak tak upartych, że nawet gdy wyszli z placu ćwiczeń, to wracali i kryli się za plecami innych.

Równocześnie Tygellin rozkazał ogłosić w mieście informację, że chrześcijanie-podpalacze przemaszerują Via Sacra na drugą stronę rzeki i zostaną zgromadzeni w cyrku Nerona. Wartownikom dał do zrozumienia, że nie ma nic przeciwko temu, żeby część więźniów uciekła. Kilkoro starców skarżyło się na zbyt daleką drogę; Tygellin żartobliwie odrzekł, że niestety nie może zapewnić im lektyk na ten miły spacerek.

Przy drodze gromadziły się rozwydrzone tłumy gapiów, którzy zaczęli obrzucać chrześcijan błotem i kamieniami. Pochód jednak okazał się tak nieprawdopodobnie długi, że końca nie było widać, więc nawet największym awanturnikom znudziło się patrzenie. Pilnowałem pretorianów, aby ochraniali więźniów przed motłochem, i jeździłem konno tam i z powrotem wzdłuż pochodu. Kilka osób pobito tak dotkliwie, że zakrwawione pozostały na drodze. Niebo purpurowiało, a wzdłuż drogi układały się długie cienie. W szeregach więźniów panowała grobowa cisza; wydawało się, że całe miasto zatopiło się w jej bezmiarze. Pretorianie ze strachem rozglądali się dookoła, bo rozeszła się pogłoska, że niebo się otworzy i zstąpi z niego Chrystus, aby osłonić wiernych.

Głodni, spragnieni i umęczeni czuwaniem ludzie siadali przy drodze aby wyprostować nogi. Nikt im nie przeszkadzał, oni sami wołali za odchodzącymi, aby ich nie zostawiali i nie odbierali radości naśladowania Chrystusa. Najbardziej aktywni więźniowie wyciągali z przydrożnych zgliszcz szczątki powozów czy furmanek i sadowili na nich osoby najbardziej wyczerpane. Czoło pochodu stanowiła długa kawalkada stu powozów, które Tygellin zezwolił wynająć. Pochód przez pomyłkę poprowadzono przez wyspę Eskulapa i dzielnicę żydowską na wzgórze Watykanu. Zapadał już zmrok, gdy podążający za pochodem motłoch dostrzegł Żydów: tłum ożywił się, zaczął ich bić, wyciągać z domostw i grabić. Tygellin musiał skierować pretorianów do stłumienia rozróby. Chrześcijanie sami szukali drogi do cyrku Nerona i szli naprzód, teraz już bez ochrony. Słyszałem na własne uszy, jak idący na czele pochodu mężczyźni pytali się wzajem, czy idą właściwą drogą. Byli tacy, którzy zabłądzili w mroku wśród drzew ogrodu Agrypiny; do rana jednak wszyscy dotarli do cyrku. Nikt nie uciekał, choć trudno mi w to uwierzyć, bo pamiętam o rozruchach w czternastej dzielnicy.

Nie było nawet mowy, aby ta masa ludzi mogła zmieścić się w pomieszczeniach cyrkowych. Wielu musiało zostać na zewnątrz. Tygellin pozwolił im na branie z magazynów siana na posłanie, otworzył też krany w sąsiedniej stajni. Nie czynił tego przez litość, lecz z poczucia obowiązku. Zauważyłem, że pretorianie wyłączyli grupę dziewcząt i dzieci, aby móc je później zgwałcić, bo dzieci ani dziewic nie wolno poddawać karom cielesnym. W imię Chrystusa, bo inaczej nie chciały mnie słuchać, rozkazałem im natychmiast wracać do domów. Słyszałem zresztą jak ustawiający więźniów w kolejkę po wodę pretorianie także posługiwali się imieniem Chrystusa, dzięki czemu utrzymywali wzorowy ład.

Z ciężkim sercem jechałem z Tygellinem po ciemku na Eskwilin, by zameldować się u Nerona. Cesarz nadal ucztował i był porządnie pijany. Odesłał Lukana, który uparcie twierdził, że to Żydzi okazywali największą radość przy pożarze Rzymu. Petroniusz opuścił towarzystwo sam, skarżąc się na bóle brzucha; takich bolesnych skurczy dostawał często w obecności Nerona. Cesarz zaprosił kilku zaufanych senatorów i trzech zdolnych prawników.

– Gdzieś ty się podziewał? – spytał niecierpliwie, gdy tylko mnie ujrzał. – Jakie zwierzęta masz w bestiarium?!

– Wybór mam niewielki, bo w czasie pożaru, w związku z ograniczeniem dostaw wody, trzeba było zmniejszyć liczbę zwierząt. Dla zainscenizowania polowania nie dysponuję niczym więcej poza dzikimi bykami hyrkariskimi i brytanami – powiedziałem, nie przeczuwając niczego złego. – Sabina ma oczywiście swoje lwy, lecz – dodałem posępnie – nowe bezsensowne opłaty za wodę zmuszą nas do ograniczenia ich liczby.

– Przez cały czas mego panowania oskarżano mnie o zbytnią łagodność oraz o lekceważenie starych cnót narodu rzymskiego – oświadczył Neron. – Teraz wreszcie dostaną, czego chcą, choć osobiście uważam to za wstrętne. Zmusza mnie jednak do tego ohyda postępowania chrześcijan ich zatwardziała nienawiść do rodzaju ludzkiego. Przejrzałem już nadające się do wystawienia w teatrze opowieści mityczne. Pięćdziesiąt dziewcząt i tyluż chłopców będzie jutro przedstawiać córy Danaosa i ich małżonków. Dirke przywiąże się do rogów byka.

.- Cesarzu – zaprotestowałem jąkając się z przerażenia – przecież za twego panowania w całym cesarstwie nie wolno nawet najgorszego przestępcy skazywać na śmierć na arenie cyrkowej. Sądziłem, że położyłeś koniec tym barbarzyńskim obyczajom. Nie jestem przygotowany do zorganizowania takiego przedstawienia, jakie planujesz. Nie mam dzikich zwierząt! Nie! Nawet myśleć o tym nie mogę!

– Rzym jest w błędzie, jeśli sądzi że boję się krwi na arenie! – ryczał Neron, a jego kark nabrzmiał i spurpurowiał od gniewu. – Zrobisz, co ci każę! Nagą Dirke przywiążesz do rogów byka. Brytany mogą rozszarpać kilkuset ludzi!

– Ależ, cesarzu! Tresuje się je do polowania na dzikie zwierzęta. One nie tkną człowieka! – tłumaczyłem, żałując, że tak kiepsko zna się na tych sprawach. Chwilę się zastanowiłem i dodałem: – Chyba żeby uzbroić więźniów i kazać im polować na byki, a razem z nimi wypuścić psy. W takim polowaniu giną nawet doświadczeni myśliwi, sam to widziałem!