Выбрать главу

Na szczęście tak się musiałem spieszyć, żeby wszystko zorganizować w porę, że nie miałem czasu na zastanawianie się, czy impreza się uda. Zresztą więcej z siebie dać już nie mogłem.

Nie dysponowałem odpowiednimi środkami transportu do przewiezienia dzikich byków z Hyrkanii. Brakowało klatek, ponieważ zazwyczaj przeganiało się je wzdłuż potężnego ogrodzenia i podziemnym korytarzem aż do drewnianego amfiteatru. Teraz trzeba było na pastwisku wyłapać i związać trzydzieści byków. Zwierzęta, rozjuszone hałasem, stukotem i światłami, bodły się nawzajem i atakowały ludzi. Sądzę, że zasługuje na uznanie fakt, iż przed rannym brzaskiem zdołałem wykonać powierzone zadanie. Powinienem dodać, że osobiście brałem udział w chwytaniu byków, bo kilku żołnierzy zabodły, a kilku tak stratowały, że zostali kalekami na całe życie. Ja też oberwałem kopytem w stopę, ale kości zostały nienaruszone. Z emocji nawet nie czułem bólu. Jeden z niedźwiedzi trzepnął mnie łapą w lewą rękę, aż zupełnie zdrętwiała, ale to był drobiazg w porównaniu do zagrożenia, jakie stanowią te silne zwierzęta.

Poza tym z całego miasta musiałem ściągać z łóżek szewców i krawców, aby zszywali skóry dzikich zwierząt. Na szczęście mieliśmy ich pod dostatkiem, ponieważ przestało być modne nakrywanie nimi łóżek i rozwieszanie na ścianach. Poniosłem z tego powodu duże straty finansowe, ale teraz dziękowałem Fortunie, że zmagazynowałem ogromną masę skór. Wraz z nastaniem brzasku w cyrku Nerona zapanował straszliwy chaos. Organizatorzy przedstawień teatralnych wyciągali kostiumy teatralne, żołnierze wbijali pale, a niewolnicy otaczali je chrustem. Na piasku areny w największym pośpiechu stawiano nawet całe domy. Dla mojego numeru musiano na samym środku zbudować grotę z przywiezionych odłamków skał. Co chwila wybuchały jakieś sprzeczki i awantury, których nie sposób było uniknąć. Każdy uważał swoje zadanie za najważniejsze. A najwięcej zamieszania sprawiali szwendający się pod nogami ciekawscy chrześcijanie, bo pomieszczenia cyrkowe były ciasne. Silniejszych chrześcijan zaprzęgnięto więc do pomocy, pozostałych usadowiono na widowni cyrku. Dla tak ogromnej masy więźniów nie wystarczało wychodków. Kazano chrześcijanom szorować zanieczyszczone korytarze, palić kadzidła i rozpylać pachnidła, aby doprowadzić do przyzwoitego stanu przynajmniej loże cesarskie i ławki senatorskie. Przyznaję, że do powstania tego fetoru w niemałym stopniu przyczyniły się moje zwierzęta. Co do mnie – tak już przywykłem do straszliwego smrodu w bestiarium, że teraz prawie go nie odczuwałem.

Otumanieni panującym rozgardiaszem chrześcijanie zbierali się w grupach, aby się głośno modlić i wysławiać Chrystusa. Niektórzy z oczami w słup pląsali w ekstazie, inni przemawiali obcymi językami, chociaż ich nikt nie rozumiał. Widząc to pretorianie uznali, że zlikwidowanie takich czarowników jest pierwszym naprawdę potrzebnym czynem Nerona.

Chrześcijanie nadal nie byli świadomi swego losu. Ze zdziwieniem spokojnie obserwowali przygotowania. Kilku znajomych mi z widzenia przystąpiło do mnie z pytaniem, jak długo jeszcze będą czekać na rozpoczęcie procesu? Na próżno tłumaczyłem, że wyrok już zapadł i został Ogłoszony i że najwyższy czas, aby szykowali się na męczeńską śmierć za Chrystusa z odwagą, aby utrwalić się w pamięci senatu i ludu rzymskiego.

.- Żarty sobie stroisz, chcesz nas nastraszyć – odpowiadali, kręcąc głowami z niedowierzaniem. – W Rzymie nic takiego nie może się wydarzyć!

A przecież mogli uciekać całymi grupami! Ani szatami, ani wyglądem nie różnili się od ludzi, którzy pracowali w cyrku, tylko togi kazano im zdjąć jeszcze w obozie, aby w czasie marszu przez miasto nie robili złego wrażenia. Ale oni nie chcieli zostawić współbraci, nie chcieli uciekać, bo uważali, że są niewinni. Modlili się do Chrystusa.

Nie wierzyli nawet wtedy, kiedy kazano im zdjąć szaty, a szewcy i krawcy pospiesznie fastrygowali na nich skóry dzikich zwierząt. Niektórzy nawet śmiali się i doradzali, jak najlepiej je dopasować! Młodzi chłopcy i dziewczęta skakali sobie z pazurami do oczu, spierając się o skóry panter i wilków. Próżność człowieka jest tak wielka, że przechwalali się, kto dostał lepszą! Niczego nie rozumieli, a przecież z podziemi cyrku dochodził nieprzerwanie skowyt brytanów.

Kiedy przedsiębiorcy teatru zaczęli wybierać co ładniejsze i bardziej reprezentacyjne dziewczęta i chłopców do swoich numerów, musiałem pomyśleć o własnym programie. Zażądałem trzydziestu najładniejszych dziewcząt. Gdy aktorzy przebierali córki Danaosa i ich egipskich narzeczonych w kostiumy teatralne, zdołałem zebrać zadowalającą grupę dziewcząt i kobiet w wieku od szesnastu do pięćdziesięciu lat i kazałem je odprowadzić na ubocze.

Wydaje mi się, że chrześcijanie pojęli prawdę dopiero wtedy, kiedy pierwsze promienie słońca kładły się czerwienią na piasek areny i zaczęto przybijać do krzyży ludzi, których na podstawie wyglądu uznano za najgorszych przestępców. Część przywiezionych na krzyże belek wykorzystałem do umocnienia ścianek w stajniach. Uznałem, że nie należy ustawiać zbyt wielu krzyży na piasku areny, ponieważ zasłaniałyby przedstawienie.

Tygellin musiał udać się na posiedzenie senatu, więc spieszył się bardzo. Polecił postawić na arenie tylko czternaście krzyży, czyli po jednym na każdą dzielnicę, natomiast po obu stronach każdego wejścia do cyrku i na wszystkich drewnianych umocnieniach przy torze wyścigowym – ile się tylko zmieści.

Wysłał także po tysiąc mężczyzn i kobiet do oczyszczenia pobliskich grodów Agrypiny, w których Neron zamierzał wieczorem, zaraz po widowisku, wydać ludowi solidny posiłek. W czasie widowiska miano serwować tylko coś lekkiego, a przecież cyrk na Watykanie leży tak daleko do miasta, że nie można wymagać, aby w południe widzowie poszli na biad do swoich domów. Dzięki doskonałej organizacji kuchni cesarskiej kosze z żywnością napływały tak szybko, że transport ledwo nadążał. Jeden kosz był przeznaczony dla dziesięciu widzów. Każdy senator miał otrzymać wspaniały kosz z winami i pieczonym drobiem; dla ekwitów przeznaczono dwa tysiące koszy.

Uważam, że Tygellin przesadził, polecając przybijać krzyże do drewnianego umocnienia toru. Zużyto przecież na ten cel całe tony drogich gwoździ! Obawiałem się też, że jęki ukrzyżowanych będą przeszkadzały widzom, chociaż z początku, może przez zaskoczenie, zachowywali się wyjątkowo spokojnie. Oglądanie wijących się ciał ukrzyżowanych staje się monotonne, jeśli jest ich wiele. Dlatego nie żywiłem obaw, że uwaga pospólstwa zostanie odwrócona od występów moich zwierząt. Kiedy jednak tysiąc ludzi wyje w bólach i mękach, to najwspanialszy pomruk dzikich bestii, a nawet ryk lwów staje się mało słyszalny, nie mówiąc już o głosach heroldów, wyjaśniających sens przedstawianej pantomimy. Toteż sądzę, że postąpiłem słusznie, zebrawszy przywódców grup chrześcijańskich i poleciwszy im, aby stawali pod krzyżami i w czasie przedstawienia starali się powstrzymywać krzyżowanych braci od głośnych jęków i krzyków; pozwoliłem im natomiast na wzywanie imienia Chrystusa, aby wszyscy wiedzieli, za co umierają.

Przywódcy chrześcijan, z których wielu było już zaszytych w skóry dzikich bestii, dobrze zrozumieli swoje zadanie. Zapewniali swych współbraci, że spotkał ich ogromny zaszczyt, skoro mogą cierpieć i umierać na krzyżu jak Jezus Nazarejski. Muszą znieść tę próbę, jakże krótko trwającą w porównaniu do wiecznej szczęśliwości, która ich czeka w Królestwie. Jeszcze tego dnia będą w raju – zapewniali. Mówili to tak żarliwie i z takim przekonaniem, że aż mnie rozśmieszyli. Musiałem zagryzać wargi, gdy słuchałem, jak wywodzili, że dzień, w którym niewinnie cierpią dla imienia Chrystusa i jako jego świadkowie wejdą do nieba, jest dniem ich triumfu.