Podałem też nazwiska spiskowców spośród członków senatu. Uczyniłem to chętnie, bo w ten sposób mogłem zrealizować synowski obowiązek pomszczenia śmierci ojca. Przecież senat skazał go, nie siląc się nawet na głosowanie! A dalszą konsekwencją tego wyroku była śmierć Jukunda w walce z dzikimi zwierzętami na arenie cyrku. Uważam, że spłaciłem dług senatorom – zresztą z punktu widzenia moich osobistych planów przerzedzenie ich szeregów było bardzo istotne.
Wymieniłem też nazwisko Seneki. Przecież sam otwarcie przyznał, że jego życie jest zależne od bezpieczeństwa Pizona! Ja pierwszy ważyłem się podać nazwisko tak wszechwładnego męża. Dodałem, że Neron może się łatwo upewnić, czy Seneka – mimo swej choroby i rzekomej niedołężności – przybył do miasta na święto Cerery, jak to obiecał sprzysiężonym. A przecież wszyscy wiedzieli, że służenie starym bogom uważał wprawdzie za zabobon, ale uznawał jego polityczną celowość.
Neron początkowo nie uwierzył mi albo wspaniale udawał zdumienie i przerażenie taką zdradziecką bezczelnością starego mistrza, który tylko jemu zawdzięczał stanowisko i ogromny majątek. Seneka – wyrzekał – nie powinien czuć urazy do Nerona, przecież sam zrezygnował z urzędu! Cesarz uronił kilka łez i zrzucił gepardy na posadzkę. Dopytywał się, czemu spiskowcy go nienawidzą, choć robił wszystko dla dobra senatu i narodu rzymskiego, poświęcił nawet swoje wygody, aby sprawiedliwie rządzić, i dźwigał ogromny ciężar obowiązków cesarza.
– Dlaczego mi nic nie powiedzieli? – skarżył się. – Wielokrotnie oświadczałem, że chętnie zrzeknę się władzy, bylebym tylko mógł się utrzymywać jako artysta gdziekolwiek na świecie. Za co mnie nienawidzą?!
Odpowiadanie nie miało teraz sensu. Na szczęście przybył właśnie Tygellin i Flawiusz Scewinus. Powiedzieli, że Epikaris oczekuje w lektyce w ogrodzie: po ciężkich torturach nie mogła chodzić.
Neron był zdania, że przede wszystkim należy zdobyć informacje o faktycznym zasięgu spisku i w tym celu chciał przesłuchać jednocześnie Flawiusza Scewinusa i Milikusa, mnie zaś wyprosił. Wyszedłem chętnie, bo dzięki temu zyskiwałem okazję do rozmowy z Epikaris – chciałem ostrzec ją i poinformować o zdradzie. Już wychodząc zauważyłem, że Neron wezwał osobistą gwardię germańską i że krzywo patrzył na Tygellina. Widocznie przypomniał sobie o spisku Sejana – cesarz Tyberiusz popełnił wówczas ten błąd, że zbytnio ufał prefektowi pretorian. Od owego czasu datuje się zwyczaj wyznaczania na to stanowisko dwóch ludzi, aby się nawzajem pilnowali. Tak też uczynił Neron, powołując Feniusza Rufusa jako równorzędnego partnera Tygellina. Pomylił się tylko co do człowieka. Nie zamierzałem jednak wydać Feniusza Rufusa, mego przyjaciela. Przeciwnie, postanowiłem zrobić wszystko, aby nikt bodaj przez przypadek nie wymienił jego nazwiska. To też był powód, dla którego pragnąłem rozmowy z Epikaris.
Lektyka ze starannie opuszczonymi i zaciągniętymi zasłonami stała na ziemi, tragarze wyciągnęli się na murawie, a dwaj wartownicy klnąc bronili mi dostępu do więźniarki. Pieniądze zrobiły swoje – odeszli, a ja odsunąłem zasłony lektyki.
– Epikaris! – powiedziałem szeptem. – Jestem przyjacielem. Mam do ciebie ważną sprawę!
Nikt nie odpowiadał. Dopiero wówczas zauważyłem zakrwawiony bandaż, zaciągnięty na jej szyi; drugi jego koniec zadzierzgnięty był na poprzeczce lektyki. Musiała rzucić się całym ciężarem ciała i w ten sposób udusiła się. Widocznie bała się, że wycieńczona torturami nie wytrzyma nowych przesłuchań. Upewniłem się, że nie żyje i zaalarmowałem wartowników. Podziwiałem szlachetny gest tej kobiety w ostatnich chwilach jej życia, które było dalekie od niewinności. Popełniając samobójstwo nie wydała nikogo, a mnie zostawiła wolną rękę.
Wartownicy przerazili się czekającej ich kary za niedopatrzenie. Ale na nic nie było już czasu. Neron zaczął działać i nie chciał zajmować się drobiazgami. Samobójstwo Epikaris potwierdziło dobitnie fakt istnienia sprzysiężenia i udziału w nim floty.
Co do mnie – gdy zobaczyłem poszarpane piersi Epikaris i jej zgruchotane kończyny, to wymiotowałem obok lektyki, chociaż nic tego ranka nie jadłem. Nie wiem, czy była to reakcja na przerażenie, jakie mną zawładnęło, czy też skutek podziwu dla jej męstwa; śmierć tej szlachetnej kobiety pozwoliła mi przecież zdobyć kluczową pozycję w ujawnianiu spisku.
Przez wdzięczność pochowałem Epikaris na własny koszt. Jej starzy przyjaciele nie mogli oddać jej tej przysługi, jako że sami wymagali pochówku. Na grobie kazałem postawić marmurowy pomnik i wyryć epitafium: „Sława wiernej mistrzyni sztuki Epikaris – wdzięczni ekwici Rzymu".
Uważałem, że mogę pozwolić sobie na taki dwuznacznik w stosunku do ekwitów. Zawdzięczali jej życie, a i jej sztuka wielu przyniosła zadowolenie. Nikt jednak nie usiłował uczcić jej pamięci choćby najmniejszą ofiarą, a przecież stan rycerski był liczniejszy niż senat, zamieszany w sprzysiężenie. Tylko niewielu senatorów nie wiedziało o spisku i nie zabiegało o przyjaźń Pizona.
W czasie przesłuchiwania przez Nerona Scewinus odzyskał panowanie nad sobą, przemawiał odważnie i patrząc cesarzowi w oczy przekonywał go o swej niewinności.
– Ten sztylet – mówił lekceważąco Scewinus – zawsze uważałem za przedmiot święty, odziedziczony po praojcach, i przechowywałem w sypialni. Ukradł mi go ten podły niewolnik, który znieważył moje łoże i boi się kary. A testament, jak każdy rozsądny człowiek, sporządzałem często, gdy tylko zmieniały się okoliczności. Wiele razy w życiu wyzwalałem niewolników – sam Milikus jest tego dowodem – i rozdawałem im dary. Wczoraj wieczorem byłem hojniejszy niż zazwyczaj, bo sobie nieźle popiłem i przestałem wierzyć, że przy moich długach egzekutorzy testamentu zdołają zrealizować zawarte w nim legaty, więc wypłaciłem je awansem. Gadanina o bandażach jest wierutną bzdurą i wymysłem Milikusa. To ja jestem oskarżycielem a nie on. Przesłuchaj porządnie moją żonę, a zrozumiesz, dlaczego ten przeklęty niewolnik się mnie boi! Nie chciałem wcześniej ujawniać hańby mego łoża. Skoro jednak sprawy zaszły tak daleko, że mnie się bezpodstawnie oskarża o udział w spisku na twoje życie, to najwyższy czas, abym wyjawił prawdę!
Popełnił błąd, mówiąc o swoich długach. Neron zupełnie słusznie wywnioskował, że jako bankrut nie miał nic do stracenia i mógł wszystko stawiać na jedną kartę. Dlatego osobno wypytywał Scewinusa i Natalisa, o czym tak długo rozmawiali poprzedniego wieczora. Oczywiście plątali się w zeznaniach, ponieważ wcześniej ich nie uzgodnili.
Tygellin kazał pokazać im żelazne kołnierze na szyję, stalowe szczęki i inne narzędzia tortur. Niepotrzebna była próba ich użycia. Pierwszy załamał się Natalis, który miał więcej informacji o sprzysiężeniu i sądził, że coś zyska, jeśli się przyzna dobrowolnie. To właśnie on wydał kochanego Pizona i kilku innych; oczywiście wspomniał też, że miał kontakty z Seneką. Mogę dziękować Fortunie, że pierwszy zdążyłem wymienić to nazwisko.
Kiedy Scewinus usłyszał jego zeznania, stracił resztki płonnych nadziei i między innymi wydał Senecję, Lukana, Petroniusza i niestety również mnie. Łatwo mi przyszło zapewnienie, że poprzedniego dnia tylko dlatego uczestniczyłem w zebraniu, udając poparcie dla Pizona, aby się upewnić co do sprzysiężenia i móc ocalić życie cesarza. Z ostrożności nie wpraszałem się do uczestniczenia w zbiórkach funduszy na opłacenie poparcia pretorianów. Neron, który stale cierpiał na pustki w kasie, był zachwycony, gdy przejął zebrane pieniądze – trzydzieści milionów sestercji! Jeszcze lepiej obłowił się na konfiskacie majątku spiskowców. Sami tylko Seneką i Pallas warci wszak byli co najmniej tysiąc milionów sestercji.