Żydzi stale gromadzili pieniądze i wysyłali je do Jeruzalem jako podatek na rzecz Świątyni. Teraz wyszło na jaw, że pieniądze te przeznaczono na sfinansowanie powstania. Ich fanatycy marzą o założeniu królestwa mesjasza. Tak absurdalne snują marzenia! Najgorliwsi są głęboko przekonani, że dzięki mesjaszowi zawładną całym światem. Dlatego toczą o tego mesjasza wieczne spory. Być może teraz znowu zjawił się jakiś fałszywy mesjasz i podburzył naród do powstania.
Neron pozwolił mi mówić. Uspokoił nieco wzburzony umysł. Pospieszyłem dodać, że przynajmniej Żydzi z rzymskiej synagogi Juliusza Cezara nie byli zamieszani w powstanie. Za to mogłem osobiście ręczyć. Wprawdzie podatki, wysyłane przez nich dla Świątyni, zostały użyte na potrzeby powstania, ale – przypomniałem – Poppea również nie podejrzewała niczego złego, gdy wysyłała dary do Jeruzalem!
Zamilkłem, a nikt nie ośmielił się otworzyć ust! Neron długo milczał, groźnie marszczył czoło i przygryzał wargi. Potem niecierpliwie machnął ręką i kazał nam się rozejść. Mieliśmy czekać i zastanawiać się, jaką karę poniesiemy za niedopełnienie naszych obowiązków.
Później okazało się, że postanowił sam, nie zasięgając opinii senatu, wyznaczyć wodza, dać mu do dyspozycji odpowiednie siły i rozkaz zdławienia powstania. Wezwał już do siebie Korbulona – miał zdać relację i odejść ze stanowiska. Odroczenie wyprawy wojennej w nieokreśloną przyszłość było jednak sprawą tak wielkiej wagi, że Neron musiał zapytać o wróżby i złożyć tradycyjne ofiary.
Wyszliśmy na miękkich nogach, więc zaproponowałem współtowarzyszom dobry posiłek w mojej kwaterze. Jedzenie nie chciało przejść nam przez gardło, chociaż obydwaj moi kucharze dokładali starań dla udowodnienia, że są mistrzami w swoim fachu. Żywo dyskutowaliśmy, suto popijając wino z wodą. Moi goście wyrażali się o Żydach z taką goryczą i ujawniali tyle przesądów, że musiałem ich poprawiać, a nawet bronić Żydów. Przecież Żydzi mają też i dobre cechy. Wzniecili powstanie broniące wolności swego narodu. Poza tym – przypomniałem – Judea była prowincją cesarza, a nie senatu, więc sam Neron ponosi odpowiedzialność za powstanie, zwłaszcza że po Feliksie mianował tamtejszym prokuratorem takiego bezczelnego zbója jak Festus, który w ogóle nie rozumie Żydów.
Być może zbyt się zaangażowałem w obronę Żydów, ponieważ w miarę jak wino uderzało do głów, kompani zaczęli na mnie dziwnie spoglądać. Jeden z nich rzeki pogardliwie:
– Widocznie faktycznie masz obciętego kutasa! Wprawdzie chciałem zataić mój nieprzyjemny przydomek, ale dzięki satyrycznemu wierszowi Juwenala, Twego brodatego przyjaciela, znów jest na ustach wszystkich. Nie, nie mam Ci za złe, synu, że specjalnie zostawiłeś ten wiersz tutaj. Słuszne jest, żebym wiedział, co o mnie myślą – i co Ty myślisz o swoim ojcu. Współcześni młodzi poeci używają w swoich utworach jeszcze gorszych wyzwisk, żeby rozgniewać starych. Rozumiem: oni wierzą, że bronią prawdy i prawa do stosowania naturalnych słów, że przeciwstawiają się obłudnemu pięknosłowiu, jakie pozostało w spuściźnie po Senece. Może mają rację. Ale brody przyjęli od Tytusa, który wprowadził modę na nie po powrocie z Jeruzalem. Dość na tym.
Chciałem cisnąć pucharem wraz z zawartością prosto w oczy mego kompana. Przypuszczalnie skoczylibyśmy sobie do gardeł, hańbiąc godność senatorów, gdyby nie szczęśliwy przypadek, który przerwał awanturę. Otóż zawiadomiono mnie, że jeden z kucharzy przeciął sobie żyły, ponieważ nie doceniliśmy jego sztuki kulinarnej.
Strata dobrego kucharza jest sprawą ważną; natychmiast otrzeźwieliśmy i wszyscy razem rzuciliśmy się pocieszać nieboraka i tłumaczyć mu, skąd się wziął nasz brak apetytu. Kazałem przewiązać mu rękę, dałem leki na zatamowanie krwi i wezwałem greckiego lekarza. Siedziałem przy chorym do późnej nocy. Ku mej radości doszedł do siebie, choć długo jeszcze był blady. Znał różne sekrety sztuki kulinarnej, sam przygotowywał sobie wzmacniające potrawy i wkrótce mógł znowu dzielnie rywalizować z kolegą. Zawsze zatrudniam dwóch kucharzy, ponieważ wzajemna zawiść pobudza obydwu do osiągania coraz lepszych wyników.
Jedyną szkodą, jaką przyniosła ta próba samobójstwa, było błyskawiczne rozejście się informacji o powstaniu żydowskim i zagładzie legionu po całych Achajach i Azji. W zasadzie mieliśmy obowiązek utrzymania tej wiadomości w ścisłej tajemnicy, ale przecież musieliśmy ratować biedaka, więc zapewnialiśmy go, że warto żyć, no i musieliśmy wyjaśnić dokładnie, czemu nikt z nas nie miał apetytu, bo on raz za razem zrywał z rąk bandaże. Trudno też byłoby żądać od niego, aby później milczał. Był przecież tylko niewolnikiem, a wszyscy wiedzą, jak szybko wiadomości wyskakują przez drzwi kuchenne. Zwracam Ci uwagę, że okazałem mu wiele życzyliwości, troszczyłem się o niego i czuwałem przy jego łóżku. O tym Twój przyjaciel nie był łaskaw powiedzieć w tym złośliwym poemacie.
Neron nie chciał nawet widzieć Korbulona, ale starego wodza nic nie mogło przestraszyć! Otrzymał rozkaz popełnienia samobójstwa, gdy tylko zejdzie ze statku wojennego. Powiedział: „Gdybym miał szczęście żyć za innego cesarza, cały świat zawojowałbym dla Rzymu!" i rzucił się na własny miecz; wcześniej wydał rozkaz, aby po jego śmierci miecz ten połamać, a kawałki wrzucić do morza, aby nie dostały się w niegodne ręce. Ja jednak nie sądzę, że Korbulon był naprawdę wielkim wodzem. Świadczy o tych choćby błędna ocena sytuacji, gdy miał w zasięgu ręki najwspanialszą okazję popchnięcia naprzód swej kariery wojskowej.
Neron był na tyle rozsądny, że zrozumiał konieczność rezygnacji z marzeń o koncercie w Ekbatanie. Był zdolnym aktorem, więc potrafił zręcznie się potknąć przy składaniu tradycyjnej ofiary. Na własne oczy mogliśmy upewnić się, że nieśmiertelni bogowie jeszcze nie życzą sobie zwyciężenia Partów. Aby uniknąć nieszczęść, które zapowiadał ten złowróżbny znak, należało zaniechać wyprawy wojennej do Partii. Zresztą była ona niemożliwa, bo po zapoznaniu się z sytuacją i zebraniu potrzebnych informacji o uzbrojeniu Żydów, Wespazjan zażądał oddania mu do dyspozycji co najmniej czterech legionów.
Albowiem niepojęte są drogi przeznaczenia, jak ma zwyczaj powtarzać Twoja matka, gdy jest zirytowana. Przez jakiś kaprys Neron wybrał właśnie mego dowódcę z Brytanii, Flawiusza Wespazjana, na komendanta wyprawy mającej zgnieść powstanie w Jeruzalem. Wespazjan usiłował się wymigać od tego zaszczytu. Tłumaczył, że dość się już nawojował i zyskał sławy w Brytanii, że jest za stary i że jego ambicje w pełni zaspokaja członkostwo w dwóch kolegiach kapłańskich.
Rzeczywiście był już podstarzały i do tego jeszcze bardziej niż ja niemuzykalny. Choć szanował sztukę, to zdarzało mu się drzemać w czasie występów Nerona, zresztą nie znał greki na tyle, aby rozumieć klasyczne teksty poetyckie. Obarczenie go odpowiedzialnością za powodzenie trudnej i niehonorowej wprawy przeciw Żydom było więc w mniemaniu cesarza zasłużoną karą. Neron na tyle dał się skruszyć jego łzom, że pocieszył go miłosiernym stwierdzeniem: oto Wespazjan pod koniec życia zyskuje możliwość wzbogacenia się żydowskimi skarbami i będzie mógł zrezygnować z prowadzenia zgoła nieodpowiedniego dla senatora handlu mułami.
Wszyscy uznali wyznaczenie Wespazjana na dowódcę tak trudnego zadania za oznakę lekkomyślności Nerona. Przecież Wespazjan był powszechnie i przez wszystkich lekceważony; nawet niewolnicy cesarza czuli się w prawie odnosić się do niego opryskliwie, gdy czasem pokazywał się w Złotym Domu. Oficjalnie zapraszano go tam tylko raz w roku, na ucztę z okazji urodzin Nerona. Za tę łaskę musiał słono płacić: za darmo dostarczał muły potrzebne do podróży swego czasu Poppei, a potem Statilii.