Выбрать главу

Bardzo mnie martwił ten prosty rybak. Choć mieszkał w Rzymie już ponad dziesięć lat, nigdy nie nauczył się greki czy łaciny bodaj na tyle, żeby obywać się bez tłumacza. Powodowało to mnóstwo nieporozumień. Byli tacy, którzy twierdzili, że błędnie albo niedosłownie, czy niezbyt dokładnie cytuje święte księgi żydowskie, które to cytaty miały potwierdzić, że Jezus Nazarejski jest mesjaszem czyli Chrystusem. A czy to jest istotne dla ludzi, którzy wierzą, że jest Chrystusem? Ale wśród Żydów-chrześcijan zakorzenił się zwyczaj wykazywania własnej uczoności, kłócenia się o poszczególne słowa i ich znaczenie i odwoływania przy każdej okazji do ksiąg świętych.

Dobrze by było, gdyby powstało kompetentne tłumaczenie tych ksiąg na łacinę. Nasz język świetnie nadaje się do wyprecyzowania pojęć, więc takie tłumaczenie zakończyłoby ciągłe spory o prawdziwe znaczenie takiej czy innej przypowieści. Od tych sporów aż głowa boli. W świętych księgach żydowskich znajdują się fragmenty pięknej poezji i nader pouczające opowieści. Chciałbym to tłumaczenie powierzyć mojemu wydawnictwu, jeśli znajdę odpowiedzialnego człowieka. Mogłoby przynieść znaczny dochód. Żydzi rzymscy muszą powoli latynizować się. Język grecki będzie stale tracił na znaczeniu praktycznym, choć oczywiście biegła jego znajomość pozostanie miarą cywilizacji. Nie można jednak od wszystkich tkaczy, złotników, krawców, szewców i rzemieślników szyjących namioty wymagać znajomości dwóch języków, skoro do prowadzenia działalności w Rzymie wystarczy im łacina. Religia chrześcijańska musi zniknąć w przyszłości, ale Żydzi przetrwają. Wierz mi, mój synu, jestem tego pewny.

Mam zwyczaj wszakże zawczasu zastanawiać się nad projektami, które zamierzam realizować – oczywiście, jeśli nie wtrąci się skrzydlata bogini Fortuna. W sprawach handlowych nie ufam doraźnym natchnieniom, choć w poezji, a często i w polityce, intuicja jest niezbędna. Praca nad tłumaczeniem świętych ksiąg żydowskich na lata całe zajęłaby wielu tłumaczy, a opublikowanie ich po łacinie przez renomowane wydawnictwo mogłoby wywołać zdumienie. Lepiej byłoby utworzyć wydawnictwo specjalnie dla wydania tego tłumaczenia – oczywiście pod firmą któregoś z moich żydowskich wyzwoleńców. Trzeba się przespać z tą myślą, zanim podejmę ostateczną decyzję. Udało mi się nagromadzić ogromny majątek, a jego utrzymanie przy obecnej nieodpowiedzialnej polityce podatkowej wymaga stałej troski tudzież trwonienia mnóstwa czasu i drogiego papirusu. Nas, ludzi zamożnych, fiskus wyciska jak gąbkę, a przecież są jeszcze urodziny cesarza, no i mamy jakieś obowiązki wobec ludu.

Powinienem też podziękować Fortunie, że Wespazjan nie ożenił się powtórnie. Cenis zna swoje miejsce i ma umiarkowane wymagania. Wystarcza jej stary gliniany dzban, byle były na nim jakieś wzory, a takich mi nie brakuje. Podejrzewam, że ona nawet nie wie, na czym polega różnica między ceramiką czarną a czerwoną. Ale mimo to głęboko ją szanuję. Cóż ona temu winna, że jest tylko starą i brzydką wyzwolenicą? Wespazjan nigdy nie był wybredny w wyborze kandydatek do ogrzewania łóżka.

Wracam do mego opowiadania. Z kręgu ludzi najbardziej związanych z osobą Jezusa Nazarejskiego udało mi się ocalić tylko jednego, Jana, który uciekł do Efezu. Nigdy nie zetknąłem się z nim osobiście, lecz powiadają, że jest człowiekiem kornym. Pisze wspomnienia i prowadzi rozmowy, mające na celu pojednanie różnych odmian chrześcijaństwa. Mój ojciec miał o nim dobre zdanie. W okresie prześladowań po pożarze Rzymu zadenuncjowano go; na szczęście prokonsul Azji był moim przyjacielem i ograniczył się do zesłania go na jedną w wysp. W czasie tego zesłania zapisał swoje objawienia, co mnie niepomiernie zdumiało. Podobno ze względu na jego rozwichrzoną brodę i łachmany, w jakie się odziewał, nie mógł opuszczać domu, bo psy biegały za nim i kąsały go po piętach. Może te psy węchem wyczuwały Żyda? A może wygnanie zrobiło go tak zgorzkniałym? W każdym razie z jego ksiąg wynika, że nie jest przyjacielem psów. Obecnie, po powrocie do Efezu, podobno się uspokoił.

Nas, członków komisji wschodniej senatu, Neron ukarał poleceniem powrotu do Rzymu, gdzie mieliśmy pilnować, aby rzymscy Żydzi nie wzniecili zbrojnego powstania. Szydząc wyraził nadzieję, że będzie nas na to stać, chociaż wykazaliśmy całkowitą nieudolność w pełnieniu odpowiedzialnych zadań. Aby go udobruchać, senat wprowadził zmiany w składzie komisji, choć trudno było znaleźć chętnych do poświęcenia czasu niewdzięcznym zadaniom.

Nie byłem więc obecny, gdy Neron ogłaszał Achaje wolnym krajem i przywracał Grecji jej dawną niezależność. Sytuacja polityczna nie uległa zmianie – była taka sama jak ta, którą zastałem w młodości, gdy służyłem jako trybun wojskowy w Koryncie. Grecy mogli jedynie we własnym zakresie wybierać namiestnika, opłacać rzymskie siły zbrojne i kopać kanał. Mimo to deklaracja wzbudziła wśród nich olbrzymią radość.

Od razu zauważyłem, że składając tę deklarację Neron ani słowem nie wspomniał senatu, a przeciwnie: sobie i tylko sobie przyznał prawo do uznawania wolności jakiegoś kraju. My, świadkowie złych wróżb, przestrzegających przed kopaniem kanału, na własne uszy usłyszeliśmy Nerona oświadczającego, że to wielkie przedsięwzięcie będzie służyło szczęściu narodu Achajów i Rzymian. I znowu ani słowa o senacie, choć właściwa formuła brzmi: „Senatus Populusque Romanus", a więc senat i lud rzymski. Ta formuła przetrwa wieki!

Tak więc nie było w tym nic dziwnego, że gdy towarzyszyłem idącym na śmierć Żydom, to miałem wrażenie, że Orkus kieruje moimi krokami, a na karku czuję oddech Charona. Podobne nieprzyjemne wrażenie odniosło wielu innych przewidujących członków senatu, choć z ostrożności nie wymienialiśmy informacji o tych doznaniach. Nikt już nikomu nie ufał. Niektórzy wyruszając w podróż brali ze sobą na wszelki wypadek milion sestercji w złocie.

Neron nie zgodził się, aby senat wyjechał mu naprzeciw do Neapolu. Stamtąd chciał rozpocząć marsz triumfalny do Rzymu, ponieważ właśnie w neapolitańskim teatrze debiutował jako artysta. Zamiast właściwego triumfu postanowił zorganizować triumf sztuki, zapewniając ludowi radość i dzień świąteczny. Było to postanowienie mądre z punktu widzenia polityki, skoro wyprawa na wschód spełzła na niczym. Ale, po co rozkazał zburzyć część murów miejskich dla otworzenia szerokiego przejścia jego triumfalnego pochodu? Takiego zaszczytu nie dostąpił jeszcze żaden zwycięski wódz, nawet sam August. Uznaliśmy ten rozkaz za dowód stopniowego przejmowania przez Nerona obyczajów rodem ze wschodnich despotii. Nic takiego nie przyszłoby w Rzymie nikomu do głowy, choćby jakiś brudny młokos nie wiem jakie ohydztwa wypisywał o zepsuciu obyczajów!