Выбрать главу

Nie tylko my, senatorzy, ale również lud – mam tu na myśli dobrze myślących obywateli – nie byliśmy zachwyceni, gdy patrzyliśmy na wjazd Nerona. Siedząc na świętym rydwanie triumfalnym Augusta cesarz wjechał przez wyrwę w murach, a za nim wieziono stosy wieńców laurowych jako zdobycz wojenną. Zamiast żołnierskiej eskorty – aktorzy, muzykanci, śpiewacy i tancerze! Zamiast przedstawień walki – olbrzymie płótna i rzeźby, obrazujące jego zwycięstwa w poszczególnych zawodach. Ubrany był w purpurowy płaszcz usiany złotymi gwiazdami; na głowie miał podwójny wieniec laurowy z Olimpii.

Na dobro Nerona należy zapisać, że jednak nie zaniechał tradycyjnego zwyczaju: wszedł pokornie na kolanach po stromych schodach Kapitolu i poświęcił najważniejsze wieńce Jupiterowi Kustoszowi i innym bogom italskim, nie zapominając o Junonie i Wenus. A mimo to wieńców starczyło, aby zakryć koliste ściany sali przyjęć Złotego Domu!

Powrót Nerona do domu nie był wcale taki miły, jakby mogło się zdawać. Statilia Mesalina była wprawdzie kobietą rozpieszczoną i miała słaby charakter, ale jednak była kobietą. Nie chciała ścierpieć, że Neron traktował Sporusa na równych prawach z nią, zmieniając łoże zależnie od kaprysu. Dochodziło między nimi do drastycznych awantur, w pałacu fruwały półmiski i wazy. Pamiętając o wypadku Poppei Neron nie ważył się tknąć Statilii, a ona umiała to wykorzystać. Po pewnym czasie poprosił Junonę o zwrot poświęconych jej wieńców, a w końcu wygnał Statilię do Ancjum. Co zresztą przyniosło Statilii szczęście. Dzięki temu żyje do dzisiaj i rozpacza za Neronem, bo – jak zwykle wdowy – pamięta już tylko jego dobre cechy. Często ozdabia kwiatami proste mauzoleum Domicjuszy na Polu Marsowym; dobrze widać je z grzbietu wzgórza Pincios. Znajduje się ono w pobliżu ogrodów Lukullusa, w których jako młodzieniec podziwiałem w towarzystwie Nerona i Agrypiny kwitnący wiśnie. Szczątki Nerona spoczywają, więc – jako się rzekło – w mauzoleum Domicjuszy, ale czy rzeczywiście? Lud nie wierzy w jego śmierć i oczekuje jego powrotu skądś ze Wschodu; jego rządy uważa za wiele lepsze od obecnych, które cechują wysokie podatki i sknerstwo.

Od czasu do czasu na Wschodzie pojawia się jakiś zbiegły niewolnik udający Nerona. Partowie szczodrze wspierają takie próby! Ukrzyżowaliśmy już dwóch Neronów. Każdy z nich śpiewem chciał udowodnić swą autentyczność, ale żaden nie dorównywał Neronowi. Jakkolwiek by było, Statilia czci pamięć Nerona i ozdabia kwiatami miejsce jego spoczynku, jeśli to rzeczywiście jest jego grób.

Jeszcze raz, zanim zgasła gwiazda jego szczęścia, Neron miał okazję trwonić pieniądze na zabawy. Król Armenii Tyrydates – a właściwie jego brat, król Partii Wologez – uznał, że trzeba okazać rozsądek. Kazał Tyrydatesowi osobiście przybyć do Rzymu, aby przyjąć diadem z rąk Nerona. Wologez nie miał już możliwości zbrojnego wspierania finansowego Żydów, którzy zostali okrążeni w Jeruzalem; zresztą w jego mniemaniu Żydzi spełnili już swoje zadanie, skoro w kluczowym momencie związali nasze legiony.

Tyrydates przybył lądem z tak wspaniałą świtą, że jego podróż kosztowała Nerona dziennie dwieście tysięcy sestercji. Na utrzymanie gościa w Rzymie cesarz przeznaczył milion sestercji dziennie, więc Tyrydates mógł dobrymi złotymi monetami rzymskimi obdarować nas, nieszczęsnych członków komisji wschodniej senatu.

Aby pokazać, jak opaczne pojęcie ma barbarzyński Part o naszych zwyczajach, wspomnę, że Wologez odręcznymi pismami i przez kurierów upewniał się, czy aby przy przekazywaniu diademu nie upokorzymy jego kochanego małego braciszka, którego ustanowił królem Armenii, aby usunąć go z Ekbatany, ponieważ bał się, że przy pierwszej nadarzającej się okazji braciszek zatopi nóż w jego plecach. Jakbyśmy my, Rzymianie, mieli zwyczaj upokarzać zwyciężonych w honorowej walce, a już zwłaszcza króla, który oddaje swój kraj pod opiekę Rzymu jako państwo sojusznicze!

Neron okazał wobec Tyrydatesa dostojną szlachetność i ze względów politycznych postarał się o możliwie wspaniałą oprawę ceremonii. Tyrydatesowi przypasano nawet miecz, ale jego brzeszczot przybity był do pochwy na znak, że odtąd nie ma prawa go wyciągać bez pozwolenia senatu i ludu rzymskiego. Tym razem Neron uważał za stosowne użyć prastarej formuły „Senatus Populusque Romanum", bo z tłumu padły głośne pytania, dlaczego to w chwili gdy ostatecznie przypieczętowano zwycięstwo nad Armenią, Korbulona nie ma wśród żywych?

Na koniec całej uroczystości na oczach tłumu Neron uściskał Tyrydatesa jak brata. Zaprzyjaźnili się ze sobą; nocami Part uczył cesarza starodawnej perskiej magii.

Podobno w pewnych świętych miejscach w Partii z ziemi buchają słupy ognia. Wiarygodni świadkowie zapewniali mnie, że te ogniste słupy stale płoną na cześć nieodgadnionego boga. Trudno mi w to uwierzyć. Łatwiej uwierzyłbym w niewidzialne słupy ognia, które spalają człowieka. Ale na świecie jest tyle dziwnych rzeczy! Czasem na własne oczy można przekonać się o istnieniu rzeczy zgoła nieprawdopodobnych. Przecież Epafrodytowi udało się zdobyć dla bestiarium Złotego Domu niedźwiedzia białego jak śnieg; to zwierzę pływa w lodowatej wodzie i zjada ryby! Gdyby mówiono mi o czymś takim, kiedy sam prowadziłem bestiarium, nie uwierzyłbym za żadne skarby.

Studiując przez kilka nocy pod kierunkiem Tyrydatesa czarną magię, Neron ściągnął na swój kark gniew kolegium kapłańskiego. Gniewu teologów nie wolno bagatelizować! Może to być najbardziej niebezpieczny ze wszystkich gniewów, co dowodnie potwierdzają przerażające sprzeczności wśród chrześcijan. Osobiście sądzę, że magia była tylko pretekstem, a Neron, upodobawszy sobie młodego człowieka, wtajemniczał go we własne powszechnie znane skłonności, do których zapewne Tyrydates był nawykły jako człowiek Wschodu. To oczywiście umocniło ich osobistą przyjaźń – przyjaźń bardzo drogą, bo przedłużający się pobyt Tyrydatesa opłacany był z kasy państwowej. Na szczęście powrotną drogę zgodził się odbyć statkiem. Widocznie pobyt w Rzymie pomógł mu przełamać przesądny lęk przed morzem.

Piszę o tym wszystkim, aby odwlec zdanie relacji z wydarzeń bardzo dla mnie przykrych. Uroczystości triumfalne Nerona i hołd Tyrydatesa umożliwiły mi wyjątkowo długie zwlekanie z egzekucją Żydów. W końcu jednak nadszedł moment, gdy musieliśmy przedstawić Neronowi do zatwierdzenia dawno już przygotowane postanowienia. Gdybym wówczas nadal szukał jakichś wykrętów, uznano by mnie za przyjaciela Żydów i wpadłbym w niełaskę nie tylko u cesarza, ale i u kolegów – senatorów.

Rzecz miała się tak, że – aby poprawić naszą opinię – my, członkowie komisji wschodniej, gorliwie staraliśmy się uzyskać pełne rozeznanie sytuacji w żydowskiej kolonii w Rzymie oraz stopnia zagrożenia bezpieczeństwa państwa z jej strony wobec trwania powstania w Jeruzalem. Z czystym sumieniem mogliśmy przedstawić senatowi i Neronowi uspokajającą relację w tej sprawie.

Znikomą większością głosów udało mi się uzyskać postanowienie senatu, że nie będzie się prześladować wszystkich Żydów, a tylko element niepewny i podżegaczy. Wypędzenie Żydów z miasta nie tylko nie przyniosłoby żadnych korzyści, ale jeszcze zdezorganizowałoby życie gospodarcze. Mieliśmy tego próbę w czasie wygnania Żydów przez Klaudiusza. Senat nie widział powodu, aby dla zadowolenia motłochu pozbyć się z Rzymu fachowych rękodzielników, ludzi gorliwych w pracy i dobrze myślących. Tak sprytnie sformułowaliśmy nasz wniosek, że udało się go przeforsować mimo powszechnej nienawiści do Żydów, spowodowanej wybuchem powstania. Dla przygotowania wykonania postanowień senatu uruchomiłem własne znajomości, a także kontakty Klaudii, która miała wielu przyjaciół wśród Żydów-chrześcijan. Mimo to krzywonosego Akwilę i dzielną Pryskę musiała objąć wielka czystka. Ale ja jestem chodzącą srogością, chciwym skąpcem nieustannie pilnującym własnej korzyści, obrzezanym kutasem, o którym Twój przyjaciel Juwenalis nie powie dobrego słowa. Moi przyjaciele na pewno nieźle mu zapłacą, żeby rozpowszechnić ten wiersz. Ludzie największą radość czerpią ze złośliwej satysfakcji! Cieszmy się zatem, ty i ja, że ten brodacz pozbędzie się swoich długów moim kosztem, choć ja za to płacić nie będę.