Выбрать главу

Pawła odprowadzał jego przyjaciel, lekarz Łukasz; wiedziałem, że nie przyniesie mi wstydu, wszak jest obywatelem Rzymu. Natomiast Kefas mógł potrzebować mojej ochrony. Nie byłem pewien, czy odprowadzający go, Marek i Linus, zachowają się odpowiednio. Ruszyłem za Kefasem. Niepotrzebnie obawiałem się demonstracji po drugiej stronie rzeki. Poza kilkoma bryłami błota nic nie poleciało na kark Kefasa. Żydzi zadowolili się patrzeniem w milczeniu, jak wiodą na ukrzyżowanie wichrzyciela, skazanego za powstanie w Jeruzalem. Na szyi Kefasa wisiała zwyczajowa tabliczka, informująca po łacinie i grecku: „Szymon, Piotr z Kafernaum, Galilejczyk, wróg polityczny i rodzaju ludzkiego".

Kiedy dotarliśmy na drugą stronę rzeki, upał zaczął już dobrze doskwierać. Widziałem perełki potu spływające po pomarszczonym czole Kefasa. Kazałem zdjąć krzyż z jego ramion i włożyć go na nadchodzącego z przeciwka Żyda. Zwyczaj zezwalał na to. Zaproponowałem Kefasowi, aby usiadł obok mnie i resztę drogi odbył w lektyce senatorskiej. Nie myślałem nawet, jakie reperkusje może wzbudzić taka oznaka przyjaźni. Lecz Kefas nie byłby Kefasem, gdyby stanowczo nie oświadczył, że potrafi nieść krzyż na szerokich ramionach aż do końca i nie potrzebuje żadnej pomocy. Nie chciał usiąść obok mnie. Oświadczył, że woli ostatni raz poczuć na nogach przydrożny kurz, a na karku palące słońce – jak przed laty na ścieżkach Galilei, kiedy towarzyszył Jezusowi Nazarejskiemu. Nie pozwolił też, aby zdjęto mu z szyi powróz, na którym go prowadzono. Powiedział, że przepowiedział mu to Jezus Nazarejski, a on nie chce negować przepowiedni. Szedł więc umęczony, wspierając się na swojej starej, wygładzonej lasce pasterskiej.

Wreszcie w prażącym słońcu doszliśmy do z daleka już cuchnącego miejsca kaźni. Zapytałem Kefasa, czy chce, aby go wpierw biczowano. Wielu barbarzyńców nie może tego rozumieć, ale ubiczowanie przed ukrzyżowaniem jest aktem miłosierdzia, bo człowiek krwawi z otwartych ran i szybciej umiera. Kefas stwierdził, że chłosta nie jest potrzebna, bo on ma pewien zamysł. Natychmiast jednak pokajał się i oświadczył, że pokornie chce przejść taką samą drogę, jaką przeszło przed nim wielu świadków Jezusa, a także sam Nazarejczyk. Widziałem przebłysk uśmiechu w jego oczach, gdy odwrócił się do odprowadzających go Marka i Linusa i powiedział:

– Posłuchajcie raz jeszcze, choć powtarzałem to niezliczone razy. Słuchaj i ty, Minutusie, jeśli chcesz! Jezus rzekł: takie jest Królestwo Boże, gdy mąż zasieje ziarno i śpi, a ziarno kiełkuje i wzrasta, a on nie wie jak. Ziemia sama z siebie wydaje najpierw łodygę, potem kłos, potem zaś pełne ziarna do kłosa. A kiedy kłos dojrzeje, mąż ów bierze sierp, bowiem nadszedł czas żniwa. – Potrząsnął niedowierzająco głową i ze łzami radości w kącikach oczu roześmiał się i krzyknął: – Dlaczego tego nie rozumiałem, chociaż pielęgnowałem i powtarzałem każde jego słowo? Teraz dopiero rozumiem! Ziarno dojrzało, sierp w rękach.

Spojrzał na mnie, a potem pobłogosławił Linusa i wręczył mu swoją wysłużoną laskę mówiąc: „Paś owieczki moje!" – tak jakby chciał, żebym ja to widział i mógł zaświadczyć. Po czym pokornie odwrócił się w stronę żołnierzy.

Żołnierze przywiązali go do pala i zaczęli biczować. Mimo krzepkiej budowy ciała nie mógł powstrzymać się od jęków. Usłyszawszy świst bicza i jęki uderzanego pewien ukrzyżowany poprzedniego dnia Żyd, którym wstrząsały przedśmiertne drgawki, otworzył rozpalone gorączką oczy i poruszył głową, aż chmura much wzleciała w górę. Poznał Kefasa i ten krzepki mężczyzna i prawowierny Żyd jeszcze z krzyża drwił z twierdzenia, że Jezus Nazarejski jest Chrystusem, a nawet zachęcał Kefasa do dyskusji i cytował fragmenty świętych żydowskich ksiąg. Lecz Kefas nie miał na to ochoty.

Po biczowaniu poprosił żołnierzy, aby go przybili do krzyża głową w dół. Oświadczył, że nie jest godzien umierać tak, jak umierał jego pan, Jezus Chrystus, Syn Boga – z głową ku niebu. Musiałem zasłonić usta połą opończy, aby ukryć śmiech. Do ostatniej chwili Kefas pozostał Kefasem, którego prosta mądrość była niezbędna do budowy Królestwa. Zrozumiałem, dlaczego Jezus Nazarejski go pokochał. W owej chwili ja też go pokochałem. Przecież na zdrowy rozsądek, śmierć szybciej przychodzi, jeśli starego człowieka zawiesi się głową w dół; krew uderzy mu do głowy, żyły popękają, a utrata przytomności wybawi skazanego od cierpień, trwających często całą dobę.

Żołnierze ryknęli śmiechem i chętnie spełnili jego życzenie. Dobrze wiedzieli, że zaoszczędzą sobie kilku znojnych wart. Wisząc już na krzyżu Kefas otworzył usta i zdawało się, że próbował śpiewać, choć w owej sytuacji chyba nie było mu do śpiewu!

Zapytałem Marka, co Kefas usiłował jeszcze powiedzieć. Odrzekł, że Kefas śpiewa psalm, w którym Bóg prowadzi wiernego sobie na zielone łąki i do źródeł orzeźwiającej wody. Gdy Kefas stracił przytomność, odczekaliśmy przyzwoitą chwilę, a ciało wiło się w konwulsjach. Potem rozkazałem centurionowi spełnić obowiązek, aby skazany nie cierpiał od much i smrodu. Centurion polecił żołnierzom połamać golenie ukrzyżowanego okutą żelazem deską, a sam wbił mu miecz w szyję. Żartował przy tym, że oto zarzyna go po żydowsku, spuszczając krew przed śmiercią. Zadziwiająco dużo krwi wypłynęło z tego starego człowieka. Marek i Linus obiecali zająć się pogrzebaniem go na cmentarzu położonym zaraz za amfiteatrem. Linus płakał, a Marek, zrównoważony i godny zaufania człowiek, zachowywał spokój, lecz jego oczy patrzyły na świat, którego ja nie widziałem!

Z pewnością dziwisz się, czemu wolałem odprowadzić Kefasa, nie Pawła? Przecież Paweł był obywatelem rzymskim, a Kefas tylko starym żydowskim rybakiem. Może moje postępowanie wskazuje, że nie zawsze szukam tylko zaszczytów? Osobiście bardziej lubiłem Kefasa, ponieważ był człowiekiem szczerym i nie wymądrzał się. Poza tym Klaudia nie pozwoliłaby, abym im nie pomógł w tej ostatniej drodze, a czego bym nie zrobił dla świętego spokoju w domu!

Później miałem sprzeczkę z Łukaszem, który żądał, abym mu pokazał tę spisaną po aramejsku informację celnika, którą przejąłem w spadku po ojcu. Przez dwa lata uwięzienia Pawła w Cezarei za rządów prokuratora Feliksa Łukasz miał możliwość dowiedzenia się wielu rzeczy od naocznych świadków działalności Jezusa. Nie pokazałem mu tego rękopisu; nie miałem wobec niego żadnych zobowiązań.

Łukasz był kiepskim lekarzem, przynajmniej taką opinię pozostawił po sobie w Aleksandrii, gdzie się uczył. Nie szukałbym u niego ratunku na moje dolegliwości żołądkowe. Podejrzewam, że on dlatego gorliwie towarzyszył Pawłowi, gdy ten dokonywał cudownych uzdrowień, aby przejąć od niego tę sztukę albo pokornie przyznać, że jako lekarz jest bezradny. Owszem, umie pisać, choć nie greckim językiem literackim, a jedynie greką potoczną.

Marka zawsze lubiłem, ale najbardziej polubiłem młodego Linusa. Wbrew własnej woli musiałem jakoś uporządkować sprawy między chrześcijanami – zarówno w ich interesie, jak i w celu wyeliminowania ewentualnych zagrożeń dla państwa. Swego czasu Kefas próbował godzić zwolenników różnych poglądów, ale był człowiekiem prostym i nie miał umiejętności organizacyjnych.

Opłaciłem studia prawnicze Kleta w nagrodę za jego bohaterskie zachowanie w obozie pretorianów. Może on kiedyś właściwie zorganizuje chrześcijan? Wówczas będą mogli stać się dla Ciebie politycznym wsparciem. Ale dużych nadziei w nich nie pokładam. Są tacy, jacy są.

Kuracja przebiega pomyślnie, lekarz przewiduje, że już niedługo będę mógł wrócić do Rzymu. Z radością wyjadę z tego uzdrowiska pełnego smrodu siarki, który doszczętnie mi obrzydł. A jak będzie wspaniale, gdy poczuję w ustach smak dobrego wina! Po poście i piciu cuchnących wód docenię w pełni sztukę moich kucharzy. Opowiem szybko to, co najgorsze, bo mógłbym nie zdążyć skończyć.