W tym czasie gościł w Rzymie najsłynniejszy filozof naszych czasów, Apolloniusz z Tiany. Podobno kiedyś sformułował przepowiednię: „Coś fatalnego ma się stać, ale jednak się nie stanie". Uderzenie gromu wyglądało na prawdziwą przepowiednię!
Jeden z uczniów Apolloniusza wzbudził irytację cesarza, ponieważ w jego pięknym gimnazjonie wygłosił tezę, że łaźnie jedynie brudzą ciało, a bywanie w nich jest niedorzecznym spędzaniem czasu. Tygellin przepędził z Rzymu niefortunnego filozofa, ale kiedy spróbował wnieść pozew przeciwko samemu Apolloniuszowi, wówczas ten białobrody mędrzec podjął z nim czterogodzinną dysputę i zdołał go tak przerazić, że pozew wycofano. W zamian mistrz obiecał opuścić Rzym dobrowolnie.
Tygellin wyznaczył mi na urzędowanie pokój, który był zasypany zakurzonymi aktami. Wszystkie dotyczyły odwołań od orzeczeń sądowych, odrzucających prośby o obywatelstwo rzymskie. Tygellin wybrał kilka zwojów i wręczył mi je, mówiąc:
– Najpierw zajmij się tymi oto! Za prowadzenie tych spraw otrzymałem sporo prezentów. Wybrałem cię na pomocnika, ponieważ wykazałeś wiele elastyczności w trudnych sprawach, a ponadto jesteś tak bogaty, że twoja uczciwość jest poza podejrzeniami! Senat nie wyrażał się pochlebnie o twym mianowaniu. Postaraj się więc, aby opinia o nas, jako o ludziach sprawiedliwych, rozeszła się po wszystkich prowincjach! Gdyby ktokolwiek proponował ci dary – odmawiaj ich przyjęcia. Możesz natomiast nadmienić, że ja, jako prefekt, mogę sprawę przyspieszyć. Pamiętaj też, że przynajmniej ostateczna decyzja nie jest sprzedajna, bo jest decyzją samego Nerona, podjętą na podstawie naszego wniosku.
Zamierzał już wyjść, ale jeszcze na progu odwrócił się, żeby mi powiedzieć:
– Już od dwóch lat przetrzymujemy w łagodnym areszcie pewnego żydowskiego czarownika. Stale znajduje się w pisarskiej wenie i zasypuje listami Senekę. Trzeba go uwolnić, bo nie możemy teraz, gdy jest w ciąży, narażać Poppei Sabiny na żydowskie klątwy. Zresztą Poppeą zawsze bardzo sprzyjała Żydom. Nie chcę spotykać się z tym człowiekiem. Dość mam kontaktów z Apolloniuszem. Poza tym ten Żyd tak zaczarował wielu pilnujących go pretorianów, że nie byli zdolni do pełnienia służby.
Okazało się, że moje obowiązki nie były takie trudne, jak myślałem początkowo. Najwięcej spraw pochodziło z okresu urzędowania Burrusa, ponieważ po śmierci Agrypiny Neron odroczył wszystkie decyzje, aby zrzucić na niego niezadowolenie ze spowolnienia biegu spraw sądowych.
Z ciekawości przejrzałem akta wspomnianego przez Tygellina Żyda. Ze zdumieniem stwierdziłem, że chodzi o mojego starego znajomego, Szawła z Tarsu. Oskarżano go o zbezczeszczenie Świątyni w Jeruzalem. Oskarżenie pochodziło jeszcze z czasów, gdy prokuratorem Judei był Feliks.
Po śmierci Agrypiny Feliks został zwolniony ze stanowiska, ponieważ był bratem Pallasa. Nowy prokurator, Festus, wysłał Pawła do Rzymu w kajdanach. Z akt wynikało, że przez dwa lata był więziony w Rzymie.
Ponieważ sam utrzymywał swoich wartowników, pozwalano mu na swobodne poruszanie się po mieście. W aktach znalazła się także opinia Seneki, opowiadająca się za jego uwolnieniem. Nie przypuszczałem, że Paweł był na tyle zamożny, aby mógł opłacić odwołanie się do cesarza.
W ciągu dwóch dni wydzieliłem grupę spraw, w których Nero miał okazać swą sprawiedliwość i łaskę. Ponieważ jednak znałem Szawła-Pawła, postanowiłem odwiedzić go w jego siedzibie i uprzedzić, aby w czasie rozprawy nie rozdrażnił Nerona swym gadulstwem. Decyzja ułaskawienia była już gotowa.
Paweł wynajmował dwa pokoje w domu zamożnego Żyda, handlarza starzyzną. Wyraźnie posunął się w latach. Twarz miał pooraną zmarszczkami, a głowę całkiem łysą. Zgodnie z rozkazem trzymano go w kajdanach, ale pretorianie pozwalali mu pisać i przyjmować gości. Razem z nim mieszkało dwóch jego uczniów. Miał chyba nawet swojego lekarza imieniem Łukasz, Żyda z Aleksandrii. Domyślałem się, że Paweł był zamożny, skoro stać go było na wynajmowanie oddzielnego mieszkania i nie musiał gnieździć się na kupie we wspólnej cuchnącej izbie. Miał więc luksusowy areszt i przychylnych wartowników. Ponieważ nie był więźniem politycznym, nie było mowy o umieszczeniu go w najsurowszym karcerze mamertyńskim.
W aktach nazywał się Szaweł; to było nadal jego prawowite imię. Natychmiast mnie poznał i tak serdecznie powitał, że czym prędzej odesłałem z pokoju obydwu moich liktorów, aby oskarżyciele Pawła nie zaczęli przypadkiem mnie podejrzewać o stronniczość. Powiedziałem:
– Twoja sprawa jest na dobrej drodze. W najbliższych dniach otrzymasz decyzję. Cesarz okaże ci łaskę, bo oczekuje narodzin dziecka. Ty jednak, kiedy staniesz przed nim, musisz trzymać się w ryzach.
Paweł uśmiechnął się jak człowiek, który wiele w życiu widział, i rzekł z pokorą:
– Moim zadaniem jest głosić radosną nowinę zarówno w pomyślnym, jak i niepomyślnym czasie.
Zaciekawiony spytałem, czemu pretorianie uważają go za czarownika. Opowiedział mi długą historię, jak to w czasie podróży do Rzymu przeżył rozbicie statku. Doktor Łukasz chwilami wyręczał go w opowiadaniu. Paweł zapewniał, że oskarżenie zbezczeszczenia Świątyni w Jeruzalem jest zmyślone i bezpodstawne albo też wynika ze złej interpretacji. Dawno byłby wolny, gdyby zapłacił tyle, ile prokurator Feliks sobie życzył.
O Rzymianach wypowiadał się wyłącznie dobrze. Ocalili mu życie, przewożąc jako więźnia z Jeruzalem do Cezarei. Czterdziestu sfanatyzowanych młodych Żydów przysięgło głodować aż do chwili, gdy go zabiją. Paweł nie bez ukrytej ironii powiedział, że raczej nie umarliby z głodu. Konstrukcję swojej obrony opierał na fakcie, że był faryzeuszem. To stronnictwo cieszyło się dużym poparciem Rady Najwyższej Jeruzalem. Saduceusze bardzo rzadko uzyskiwali większość. Kiedy Festus ponownie rozpatrywał sprawę w Cezarei, oskarżyciele nie potrafili uzasadnić oskarżenia. W gruncie rzeczy Paweł był wdzięczny, że go pilnowano, ponieważ obawiał się zemsty prawowiernych Żydów nawet w Rzymie. Zapewniłem, że jego obawy są bezzasadne. Żydzi rzymscy otrzymali za czasów Klaudiusza surowe ostrzeżenie i odtąd unikali stosowania przemocy wobec chrześcijan. Również Kefas działał uspokajająco i doprowadził do odizolowania się chrześcijan od Żydów. Od siebie dodałem, że było to stosunkowo łatwe, ponieważ we wzrastającej liczbie zwolenników Jezusa Nazarejskiego obrzezani stanowili tylko niewielką mniejszość. Kiedy wspomniałem o Kefasie, miny Pawła i Łukasza zrzedły. Początkowo Kefas okazywał więźniom wielką przychylność. Dał im do pomocy najlepszego swego ucznia, tłumacza z języka greckiego, Marka. Przypuszczam, że Paweł wykorzystał tę pomoc niezupełnie zgodnie z intencjami Kefasa, bo wysłał Marka w daleką podróż, zlecając mu kierowanie założonymi przez siebie gminami chrześcijańskimi, traktując je jako własną zdobycz. Może dlatego teraz Kefas niechętnym okiem spoglądał, gdy chrześcijanie rzymscy słuchali skomplikowanych nauk Pawła.
Doktor Łukasz opowiadał, że dwa lata temu wyjechał z Cezarei do Galilei i Judei, aby od naocznych świadków zbierać relacje o życiu Jezusa Nazarejskiego, jego cudach i naukach. Z opowiadań robił dokładne notatki w języku aramejskim. Zamierza przygotować własne opracowanie o życiu Jezusa i wykazać, iż informacje Pawła są równie wszechstronne jak Kefasa. Koszty wydania książki obiecał pokryć pewien nawrócony przez Pawła bogaty Grek, Teofil.
To wszystko pozwoliło mi na wysnucie wniosku, że otrzymywali bogate wsparcia z gmin chrześcijańskich Koryntu i Azji, hołubionych zazdrośnie przez Pawła i izolowanych zarówno od ortodoksyjnych Żydów, jak i innych odłamów chrześcijaństwa. Ponieważ nie miał w Rzymie wystarczająco wielu zwolenników, przeto spędzał czas na pisaniu nawołujących do dyscypliny listów do tych gmin.