Witeliusz upadł, gdyż popełnił straszliwy – i dla mnie niezrozumiały – błąd polityczny: wydał ustawę, mocą której rozproszono kohorty pretoriańskie i skazano na śmierć stu dwudziestu żołnierzy, trybunów wojskowych i centurionów, którzy byli najbardziej zaplątani w zamordowanie Galby, choć wcześniej twierdził, że zasługiwali na nagrodę, a nie na karę. Nic dziwnego, że taka zmiana poglądów zmusiła dowódców armii do zwątpienia w jego wiarygodność jako cesarza.
Nie chcę nawet wspominać o bezlitosnych mordach, jakich ofiarami padło wielu szlachetnie urodzonych ludzi. Nie oszczędzał zwłaszcza ludzi zamożnych – skazywał ich na śmierć i konfiskował ich majątki nie rozumiejąc, że mądrzej krowę doić niźli zabijać. Usiłował zagarnąć i mój majątek, między innymi wystawił na licytację rzymską rezydencję, ale nie otrzymał ani jednej zadowalającej oferty. Sądzę, że stało się tak nie z powodu strachu przede mną; raczej było wynikiem głębokiego szacunku, jaki wzbudziłem w kręgach finansowych Rzymu swoją działalnością handlową.
W ciągu prawie ośmiu miesięcy rządów Witeliusza zebrałem informacje świadczące o ogromnej szansie powodzenia Wespazjana w walce o tron. Zapewniłem sobie jednoprocentowy udział w skarbie Świątyni i innych łupach wojennych i złożyłem mu ofertę udzielenia pożyczki w wysokości całego mego majątku na sfinansowanie jego starań o diadem cesarski. Miałem na myśli dwadzieścia żelaznych kufrów ze złotem – nie był to oczywiście cały mój majątek, ale powiedziałem tak, żeby był świadom ufności, jaką w nim pokładam.
Ostrożny Wespazjan długo się wzbraniał przed podjęciem działań. Podsunąłem Tytusowi pomysł sfałszowania listu, w którym jakoby Galba ustanowił go swoim następcą. Tytus jest najlepszym fałszerzem, jakiego spotkałem w życiu; potrafi wiarygodnie podrabiać wszelkie dokumenty. Nie będę komentował, jak to świadczy o nim samym.
Nie wiem, czy Wespazjan uwierzył w autentyzm listu Galby. Ostatecznie znał swego syna. W każdym razie calusieńką noc pojękiwał w swoim namiocie, aż wreszcie, zdenerwowany, przekupiłem legionistów, aby o świcie ogłosili go cesarzem. Uczynili to chętnie, zapewne zrobiliby to i za darmo, ale chciałem zyskać na czasie.
W tym samym czasie okrzyknęły Wespazjana cesarzem legiony z Mezji i Panonii z własnej inicjatywy. W ostatniej niemal chwili swych rządów Neron przesunął jeden legion z powrotem do Panonii, ponieważ Germanie, którzy usłyszeli o buncie Windeksa, podjęli ataki od strony Dunaju. Już dawniej podpowiedziałem legionistom, którzy znieśli wiele cierpień pod murami Jeruzalem, aby upowszechnili wśród innych legionów wieści o wspaniałości, wyrozumiałości, życzliwości wobec żołnierzy Wespazjana i o tym, jakim zdolnym i szczęśliwym jest wodzem.
Właściwie moje sestercje rozeszły się bez sensu, ale nie jestem sknerą. Samo posiadanie ani oszczędzanie nie wzbogaca człowieka. Trzeba wykorzystywać sprzyjające okoliczności i ryzykować, że od czasu do czasu coś się nie powiedzie. Kiedy bogini szczęścia przelatuje obok, trzeba ją natychmiast chwytać, bo jeśli zaczniesz drapać się po głowie, to jej złote pięty znikną nagle za horyzontem.
Legiony stacjonujące w Mezji i Panonii były zaniepokojone – nie dostały żołdu. Wydzielone z nich kohorty wzięły udział w wojnie domowej i musiały utrzymywać się własnym sprytem – a więc z rabowania Galii, która nawykła już do rzymskiego spokoju i bezpieczeństwa. Ale żołnierze zawsze myślą tylko o własnych tyłkach, gdy dyscyplina ulega rozluźnieniu, łatwo się rozwydrzają. Dowodem choćby zachowanie żołnierzy Othona w Cerei. Więc ci legioniści naddunajscy, których wbrew ich woli wprzęgnięto w wojnę domową i przez to zmuszono do rabowania – teraz zaczęli się bać kary, bo zrozumieli nauczkę, jaka płynęła z rozwiązania oddziałów pretoriańskich przez Witeliusza. Porządny legionista tęskni za dyscypliną i pokornie zadowala się mizernym żołdem, byle tylko płacono go punktualnie i w takiej wysokości, żeby mógł coś zaoszczędzić i te drobne kwoty złożyć do wojskowej skrzyni pod opiekę legionowego orła i ołtarza.
Kilka dni po okrzyknięciu Wespazjana cesarzem pod Jeruzalem dotarła niespodziewana wiadomość o przysiędze na wierność, złożonej mu przez legiony z Panonii i Mezji. Nowy cesarz musiał natychmiast wysłać nad Dunaj zaległy żołd, bo legioniści tego się domagali. Moje żelazne skrzynie z Cezarei bardzo się przydały, chociaż Wespazjan początkowo mruczał, że na pewno dostałby pożyczki w Syrii i Egipcie. W tym czasie jeszcze nie byliśmy tego samego zdania co do wielkości mego udziału w skarbie Świątyni.
Przypomniałem mu, że swego czasu Juliusz Cezar zaciągnął tak ogromne długi na konto swego imienia i przyszłości, że aby je spłacić, oddał cały lup wojenny z podbitej bogatej Galii – aby tak móc postąpić, musiał zyskać poparcie polityczne, czyli sięgnąć po władzę. A Cezar był wówczas jeszcze młody i dużo zdolniejszy od Wespazjana zarówno jako polityk, jak i jako wódz. Wespazjan był już stary, a jego prostolinijność znano powszechnie. Wreszcie po długich targach doszedłem z nim do umiarkowanej zgody.
Gdyby Neron żył, Wespazjan nigdy nie złamałby przysięgi na wierność cesarzowi, nie bacząc na przyszłość swoją ani swego syna. Wierność jest rzeczą szlachetną, ale gdy zmieniają się warunki polityczne, to nikt nie zwraca uwagi na honor, o którym tylko wiele się mówi oficjalnie. Wespazjan zgodził się wziąć na swe barki ciężkie obowiązki cesarza dopiero wtedy, gdy stało się jasne, że sprawy państwa źle stoją, a bez jego interwencji wojna domowa może się ciągnąć w nieskończoność. Uczynił tak dla wszystkich dobrych i zdrowo myślących ludzi, którzy w każdych warunkach chcą jedynie pracować w spokoju i cieszyć się cichym rodzinnym szczęściem. Tacy ludzie stanowią większość w każdym społeczeństwie i dlatego nie mają nic do powiedzenia w żadnej sprawie.
Jako człowiek nabożny i głęboko religijny Wespazjan doszedł do przekonania, że skoro warunki do tego go zmusiły – ma obowiązek wypełnienia starej i bardzo popularnej przepowiedni, że władca świata urodzi się na Bliskim Wschodzie. A przecież cesarz rodzi się dopiero w chwili, gdy oficjalnie okrzykną go cesarzem! Moim zdaniem Wespazjan niósł brzemię cesarstwa lepiej i mocniej niż którykolwiek z rządzących wcześniej cesarzy. Nie jest jego winą, że pochodzi z nizin społecznych i sam jest prostakiem. Wzniósł trwałe podwaliny, na których, Ty, mój synu, będziesz kiedyś mógł zbudować nowy świat!
Czuję potrzebę opowiedzenia Ci również wszystkiego, czego się dowiedziałem o śmierci Nerona. Nie byłem naocznym jej świadkiem, ale i jako szczery przyjaciel Nerona, i ze zwykłej ludzkiej ciekawości uważałem za swój obowiązek zebrać o wszystkich towarzyszących jej wydarzeniach relacje tak dokładne, jak tylko było to możliwe w zmienionych warunkach politycznych.
Statilia Mesalina jest głęboko przekonana, że Neron umarł w taki sposób, jak opowiadają świadkowie i jak zapewniają historycy. Nie była świadkiem jego śmierci, bo wcześniej wygnał ją do Ancjum. Co do Akte, to ozdabia kwiatami każdą mogiłę Nerona, co uznałbym raczej za mydlenie oczu, a przecież należała do grona, które było obecne w czasie popełnienia samobójstwa przez Nerona.
Neron przybył do Rzymu z Neapolu, gdzie odpoczywał, gdy zorientował się, że wzniecony w Galii przez Windeksa bunt niebezpiecznie się rozwija. Początkowo nie traktował buntu poważnie, chociaż oczywiście obraził się na Windeksa za jego list. Wezwał najbardziej wpływowych senatorów i ekwitów ale – jak to nadwrażliwy artysta – odniósł się do nich nadzwyczaj ozięble i wyniośle. Zamiast rozważać istniejącą sytuację, demonstrował im nowe organy wodne, które – jak twierdził – dzięki genialnej konstrukcji zagłuszą wszystkie głosy w amfiteatrze i cyrku. Chciał przez to powiedzieć, że potrafi uciszyć ewentualne szemranie ludu. Bo znowu trzeba się było uciec do podwyżki cen zboża i ustanowienia bodaj na rok podatku od majątku, aby w kasie państwowej zebrać środki na chyba nieuchronną już wojnę domową. Na wieść o przyłączeniu się do buntu Galby – nie zdążyli do niego na czas dotrzeć zaufani ludzie, których wysłał z rozkazem, żeby dla dobra ojczyzny popełnił samobójstwo – Neron zemdlał. Gdy wieść o zdradzie Galby rozeszła się po Rzymie, rozpoczęły się tak gwałtowne i pełne zakłamań ataki na Nerona, że podobnych nie było nawet wtedy, kiedy Oktawian August przygotowywał obalenie Marka Antoniusza. Częściowo winę ponosił sam Neron, który ze względów politycznych wielokrotnie w przeszłości uciekał się do rozpowszechniania fałszywych informacji, jak choćby tych o śmierci Agrypiny czy Oktawii. Wprawdzie wykorzystał tu wielkie wzorce, ale i tak kłamstwa obróciły się przeciwko niemu. Musiał z goryczą uznać za prawdę własne twierdzenie, że im kłamstwo zuchwalsze, tym łatwiej lud w nie uwierzy.