Wynalazca spochmurniał, bo Wespazjan kazał mu wypłacić znaczną sumę, żeby zrezygnował z absurdalnych pomysłów, ale na wszelki wypadek pieniądze wręczono jego żonie, która już dopilnuje, aby wynalazca nie wydał ich na niepotrzebne eksperymenty.
Podobna sytuacja wystąpiła kilka lat później. W związku z budową amfiteatru Flawiuszów na miejscu, które poprzednio zajmowało malownicze jeziorko przy Złotym Domu, powstała potrzeba przesunięcia kolosalnego posągu Nerona. Pewien entuzjasta techniki zadeklarował gotowość wykonania tej trudnej pracy niewielkim kosztem i przy użyciu mniejszego niż dotychczas nakładu siły roboczej. Miał to zrobić za pomocą wymyślonych przez siebie urządzeń. Łatwo obliczyć, ile pieniędzy można by zaoszczędzić, skoro przesunięcie zwykłego egipskiego obelisku i ustawienie go na nowym miejscu wymaga użycia dwóch kohort wyspecjalizowanych niewolników i drogich lin. Temu technikowi Wespazjan również dużo zapłacił i rozkazał zniszczyć rysunki tych urządzeń, ponieważ wprowadzenie ich do użytku zabrałoby chleb tysiącom ludzi, a tym samym gospodarka poniosłaby ogromne straty.
Oglądając nowe, genialne machiny wojenne nie raz myślałem, że przy niewielkim wysiłku technicy mogliby zaprojektować maszyny na potrzeby rolnictwa. Zaoszczędziłyby one wiele trudnej pracy, wykonywanej w strugach potu. Można by było z powodzeniem stosować je przy osuszaniu i nawadnianiu ziemi, czego nauczyliśmy się od Etrusków. Zamiast wiązek chrustu i kamieni jako drenów używać wypalanych z gliny rur – z grubsza tak samo, jak buduje się kloaki, tylko oczywiście rury musiałyby być mniejsze. Zastosowanie takich wynalazków przyniosłoby jednak bardzo złe następstwa gospodarcze. W jaki sposób niewolnicy zarobiliby wówczas na swój chleb i oliwę?! Państwo ma dość wydatków na bezpłatne rozdzielanie zboża obywatelom. Niewolnik musi stale ciężko pracować, bo inaczej – to nauka z doświadczenia pokoleń – natychmiast zaczynają mu chodzić po głowie głupie myśli.
Kapłani egipscy opracowali już wszystkie niezbędne wynalazki techniczne. Na przykład automat, który rozpryskuje świętą wodę na oczy, gdy wrzuci się odpowiednią monetę. Choć brzmi to nieprawdopodobnie, taki automat potrafi odróżnić pełnowartościową monetę od fałszywej!
Opowiadam o tym wszystkim, aby Cię przekonać, że Wespazjan rzeczywiście uzdrowił kaleki, że to nie było żadną sztuczką. Będąc autorami licznych wynalazków technicznych, kapłani egipscy są nadzwyczaj nieufni. Na przykład wcale nie uwierzyli Apolloniuszowi z Tiany, który chcąc podbudować swoją sławę rozpoznał w jakimś oswojonym, dopraszającym się miodownika lwie nowego wcielenia pewnego faraona; Apolloniusz z całą powagą oświadczył kapłanom, że nie wypada, aby dawny król, dziś urodzony jako król zwierząt, żebrał o ciasto. Kapłani założyli lwu złoty łańcuch na szyję i posłali w darze świątyni lwów w Leontopolis. Zdaje się, że chcieli w ten sposób pożegnać się nie tyle ze lwem, ile z Apolloniuszem, który przeszkadzał im w uprawianiu przejętych od Hindusów rozważań religijnych. Byłem tego samego zdania co aleksandryjscy kapłani.
Odetchnąłem z ulgą, gdy po bezsennej nocy Wespazjan uznał, że bogowie wyznaczyli go na cesarza. Przecież był tak zafascynowany ideałami demokratycznymi, że mógł wziąć się do zmiany ustroju, a to byłoby fatalne. Gdy już upewniłem się co do stałości jego decyzji, wówczas w momencie szczerości odważyłem się powierzyć mu swoją tajemnicę. Opowiedziałem więc o pochodzeniu Klaudii i o tym, że jesteś ostatnim męskim potomkiem rodu Juliuszów. Od tej chwili w sercu nazywałem Cię Juliuszem, choć oficjalnie otrzymałeś to imię dopiero przy przywdzianiu męskiej togi, gdy Wespazjan własnoręcznie przypiął do Twego ramienia klamrę Augusta.
Wespazjan uwierzył mi i nawet nie był zaskoczony, jakby się można było spodziewać. Znał Twoją matkę Klaudię jeszcze w tych czasach, kiedy cesarz Kaligula, żeby zdenerwować swego stryja Klaudiusza, nazwał ją kuzynką. Na palcach wyliczył twój rodowód i stwierdził:
– Twój syn jest synem córki Klaudiusza. Klaudiusz był bratankiem Tyberiusza. Żoną brata Tyberiusza była Antonia, młodsza córka siostry Oktawii i Marka Antoniusza. Oktawia i boski August byli siostrzeńcami córki siostry Juliusza Cezara. Z tego wynika, że godność cesarska cały czas była dziedziczona w linii żeńskiej! Ojcem Nerona był syn najstarszej córki Marka Antoniusza. Miał takie samo prawo dziedziczenia jak Klaudiusz, ale później Klaudiusz formalnie go zaadoptował, kiedy ożenił się z córką swojego brata. Niewątpliwie twój syn ma takie samo prawo dziedziczenia jak tamci. Czego zatem żądasz?!
– Chcę – powiedziałem – wychowywać swego syna na najlepszego i najbardziej szlachetnego cesarza, jakiego kiedykolwiek Rzym posiadał.
Ani przez moment nie wątpię, że w swej prawości uznasz go w odpowiednim momencie za prawowitego dziedzica władzy cesarskiej!
Wespazjan długo myślał zmarszczywszy brwi i przymrużywszy oczy, aż wreszcie zapytał, gładząc twarz dłonią:
– Ile lat ma twój syn?
– Najbliższej jesieni skończy pięć – pochwaliłem się z dumą.
– W takim razie nie muszę się spieszyć. Oby bogowie pozwolili mi przez dziesięć lat dźwigać brzemię władzy i doprowadzić sprawy państwa, do jakiego takiego ładu. Wtedy twój syn dopiero przywdzieje męską togę! Tytus ma swoje słabostki, bardzo się o niego niepokoję z powodu Bereniki. Ale człowiek wzrasta wraz z zadaniami, które wypełnia. Za dziesięć lat Tytus będzie czterdziestoletnim, w pełni dojrzałym człowiekiem. Uważam, że będzie miał prawo zostać cesarzem, o ile nie poślubi Bereniki. To nie do pomyślenia, żeby żoną cesarza była Żydówka, nawet pochodząca z rodu Heroda. Jeśli Tytus będzie się zachowywać rozsądnie, to chyba pozwolisz, aby przez jakiś czas sprawował władzę. W tym czasie twój syn dojrzeje i zdobędzie doświadczenie w sprawach państwowych. Mój syn Domicjan nigdy nie zostanie cesarzem, wzdragam się na samą myśl o tym. Zawsze ubolewałem, że po pijanemu spłodziłem go w czasie przelotnej obecności w Rzymie. Od urodzenia Tytusa minęło wtedy dziesięć lat i nie myślałem, że moje małżeńskie łoże może jeszcze wydać latorośl. Rzygać mi się chce, ilekroć przypomnę sobie Domicjana. Nawet o uroczystościach triumfalnych nie chcę myśleć, bo przecież musiałbym go wziąć ze sobą.
– Ależ musisz odbyć triumf, gdy tylko Tytus zdobędzie Jeruzalem! Okropnie obraziłbyś legiony, które tak bardzo ucierpiały w wojnie żydowskiej, gdybyś nie zapewnił im triumfu!
Wespazjan ciężko westchnął i powiedział:
– Za stary jestem, żeby raczkować pod górę na Kapitol. Reumatyzm, jakiego nabawiłem się w Brytanii, coraz bardziej daje mi się we znaki.
– Mogę cię podtrzymywać z jednej, a Tytus z drugiej strony – pocieszyłem go. – W końcu nie jest to takie trudne, jak na to wygląda.
Wespazjan spojrzał na mnie chytrze uśmiechając się:
– A cóż lud sobie pomyśli?! Ale, na Herkulesa, już lepszyś ty niż Domicjan, ten wyuzdany, skrzywiony psychicznie kłamca!
Mówił to, zanim jeszcze dowiedzieliśmy się o bitwie pod Kremoną, o blokadzie Kapitelu i podłym zachowaniu Domicjana. Jednakże ze względu na pamięć swojej babki w czasie uroczystości triumfalnych musiał pozwolić Domicjanowi jechać za Tytusem wierzchem, choć na grzbiecie nie konia, lecz muła. Lud zrozumiał aluzję.
Sprawę Twojego dojścia do władzy rozpatrywaliśmy z każdej strony, jak to czynią mężczyźni roztropni. Chętnie przystałem na jego umiarkowaną propozycję, aby przez jakiś czas Tytus rządził po swym ojcu, a przed Tobą, choć nie mam o Tytusie równie dobrego zdania jak o jego ojcu. Jego umiejętność fałszowania podpisów sprawiła, że zwątpiłem w jego charakter. No, ale ojcowie są ślepi. W pewnej chwili Wespazjan zaproponował: