Выбрать главу

– A więc przechowujecie tu dane ze wszystkich przeprowadzonych autopsji?

– Nie, tak dobrze nie jest. Doktor Seibert zaczął wprowadzać je dopiero dwa miesiące temu, do końca jeszcze daleko. – Usiadła, wystukała na klawiaturze nazwisko Stanleya Mackie i kliknęła myszką: „Szukaj”.

Komputer wyświetlił po chwili protokół z sekcji zwłok doktora Mackie. Laborantka wstała.

– Herman jest do pańskiej dyspozycji.

Dane wprowadzono przed sześcioma tygodniami – oryginał protokółu musiał zaginąć właśnie wtedy. Brace wcisnął klawisz z napisem „Page down” i zaczął czytać.

Protokół rozpoczynał się opisem zwłok sprzed rozpoczęcia sekcji: liczne ślady po nakłuciach dożylnych, ogolona głowa, na niej nacięcia wykonane nożem neurochirurga. Poniżej zamieszczono ogólną charakterystykę organów wewnętrznych. Płuca przekrwione i obrzęknięte. Serce po świeżym zawale. Liczne krwotoki domózgowe. Wyniki badania makroskopowego potwierdzały diagnozę chirurga: rozległe obrażenia głowy i obustronne zapalenie płuc. Bezpośrednią przyczyną zgonu był prawdopodobnie zawał.

Brace przeszedł do wyników badań mikroskopowych, gdzie natknął się na streszczenie opisu wątroby; była to komputerowa wersja dokumentu zamieszczonego w oryginale protokółu. Ale znalazł tam również dane, których w oryginale nie było: wyniki badań mikroskopowych wątroby, serca i płuc. Żadnych niespodzianek – pomyślał. Facet grzmotnął głową w beton, roztrzaskał sobie czaszkę, a urazy neurologiczne doprowadziły do dysfunkcji organów wewnętrznych.

Nacisnął klawisz i na ekranie pojawiły się wyniki badań mózgu. I nagle… Spośród zdań opisujących rozległe urazy tkanki mózgowej oczy Brace’a natychmiast wyłowiły coś, co go zmroziło.

…w siatce włókien nerwowych liczne wahuole. Ubytki neuronalne i astrocytoza odczynowa z Kongopozytywnymi płytkami kum, jak w preparatach móżdżkowych.

Natychmiast przeskoczył na ostatnią stronę, gdzie zamieszczono diagnozę końcową:

1. Liczne pourazowe krwotoki domózgowe.

2. Choroba Creutzfeldta-Jakoba.

Siedział w samochodzie na parkingu i zastanawiał się, co powinien teraz zrobić. Czy w ogóle powinien cokolwiek robić, rozważał wszystkie konsekwencje kroków, jakie mógłby podjąć. Byłby to druzgoczący cios dla reputacji Brant Hill. Prasa, radio i telewizja natychmiast by to podchwyciły; oczyma wyobraźni widział już nagłówki: Ritz i śmierć; Choroba wściekłych krów dla bogaczy.

Wyleciałby z pracy.

Nie, nie możesz milczeć. Toby Harper ma rację. Grozi nam epidemia, nie znamy jej źródeł. Zastrzyki hormonalne? Żywność?

Sięgnął pod fotel po telefon komórkowy. Nadal miał przy sobie wizytówkę Toby i szybko wystukał jej domowy numer.

Odebrała jakaś kobieta:

– Dom pani Harper, słucham.

– Mówi doktor Brace z Brant Hill. Można prosić panią Toby Harper?

– Pani Harper wyszła, ale przekażę jej, że pan dzwonił. Można prosić o pański numer?

– Dzwonię z samochodu. Proszę jej tylko powiedzieć, że miała rację. To drugi przypadek CJD.

– Słucham?

– Ona będzie wiedziała, co to znaczy. – W lusterku błysnęło światło. Brace odwrócił głowę. Wzdłuż sąsiedniego rzędu samochodów powoli jechał jakiś wóz. – O której wróci?

– Pani doktor ma dyżur, więc…

– Aha. W takim razie wpadnę do szpitala. Sam jej wszystko opowiem, dziękuję. – Rozłączył się, wsunął telefon pod fotel i uruchomił silnik. Wyjeżdżając z parkingu, zauważył, że podążają za nim światła samochodu, który koło niego przejechał. Szybko zgubił go na ruchliwej ulicy.

Do Springer Hospital było pół godziny jazdy i zanim skręcił na parking przed szpitalem, z głodu rozbolała go głowa. Stanął na miejscu dla gości, wyłączył silnik i siedział chwilę, masując sobie skronie. Ból nie był intensywny, lecz uświadomił mu, że od śniadania nic nie jadł. Postanowił, że zabawi u Toby tylko kilka minut, przekaże jej to, czego się dowiedział, i wyjdzie. A ona? Niech robi, co chce. Marzył tylko o powrocie do domu, pragnął zjeść kolację i pobawić się ze swoją małą córeczką.

Wysiadł, zamknął drzwi na klucz i ruszył w stronę wejścia do izby przyjęć. Zrobił zaledwie kilka kroków, gdy usłyszał nagle warkot silnika. Odwrócił się i zobaczył światła samochodu, który zbliżał się powoli, by przystanąć tuż obok. Dobiegł go cichy pomruk silniczka elektrycznie opuszczanej szyby.

Uśmiechał się do niego mężczyzna o włosach tak jasnych, że aż srebrzystych w świetle parkingowych latarni.

– Chyba się zgubiłem.

– A dokąd pan jedzie?

– Na Irving Street.

– To w przeciwnym kierunku. – Brace postąpił krok w stronę samochodu. – Musi pan zawrócić, skręcić w prawo, cztery albo pięć ulic dalej…

Puf-puf. Te dziwne odgłosy bardzo go zaskoczyły. Tak samo jak silne uderzenie w pierś.

Szarpnął się, zdumiony nie sprowokowanym ciosem. Dotknął ręką piersi w miejscu, gdzie narastał ból, i stwierdził, że nie może głębiej odetchnąć. Spod koszuli wypływało coś ciepłego, coś, co oblepiało mu palce. Spojrzał na nie, były uwalane czarną, lśniącą cieczą.

Puf. Kolejny cios w pierś.

Brace zachwiał się, zatoczył. Próbował odzyskać równowagę, ale czuł, że uginają się pod nim nogi. Runął na kolana, dźwignął jeszcze głowę i spojrzał na latarnię. Jej światło zaczynało się rozmywać, drżące niczym refleks na wodzie.

Ostatnia kula trafiła go w plecy.

Upadł na twarz, drobiny żwiru wbiły mu się w policzek. Samochód oddalał się powoli, wreszcie ucichł w mroku nocy. Brace czuł, że wraz z ciepłym strumieniem wypływa z niego życie. Przyłożył rękę do piersi, by zatamować krwotok, ale brakło mu sił. Zdołał tylko niezdarnie zacisnąć palce.

Boże, nie tutaj – pomyślał. Nie teraz.

Zaczął wolno czołgać się w stronę wejścia do izby przyjęć.

Cały czas próbował uciskać pierś, lecz z każdym uderzeniem serca z rany tryskała coraz obfitsza struga. Izba przyjęć – wpatrywał się w jaskrawoczerwony napis, ale nie potrafił skupić wzroku. Litery zaczęły się wyginać na wszystkie strony, krwawiąc tak samo jak on.

Przeszklone drzwi znajdowały się dokładnie naprzeciw niego. Nagle w prostokącie światła ukazała się jakaś postać. Przystanęła ledwie kilka kroków dalej. Zrozpaczony i zdesperowany Brace wyciągnął rękę i szepnął:

– Na pomoc! Proszę, pomóżcie mi!

– Tu ktoś leży! – Kobieta. Krzyczała kobieta. – Ten człowiek mocno krwawi! Potrzebny mi ktoś do pomocy! Szybko!

A potem usłyszał tupot nóg.

Rozdział 13

– Wkłujcie trzecią! – krzyknęła Toby. – Igła szesnastka! Płyn Ringera z mleczanami na „maks”.

– Zero minus w drodze!

– Gdzie jest ten Carey, do ciężkiej cholery?

– Był w szpitalu – odrzekła Maudeen. – Wywołam go jeszcze raz.

Toby nałożyła sterylne rękawiczki i sięgnęła po skalpel. W jaskrawym blasku lamp sali operacyjnej twarz Brace’a błyszczała od potu. Robbie bał się, patrzył na nią znad maski szeroko rozwartymi oczyma, wdychając tlen krótkimi, rozpaczliwymi haustami. Bandaż na piersi znów nasiąkł krwią. Wezwana z położnictwa pielęgniarka anestetyczna przygotowywała się do intubacji.

– Robbie, masz odmę, muszę ci założyć cewnik do opłucnej – powiedziała Toby.

Ruchem głowy dał znak, że rozumie. Zobaczyła, jak zaciska szczęki w oczekiwaniu na ból, ale nawet nie drgnął, gdy ostrze skalpela rozcięło mu skórę nad żebrami; podskórny zastrzyk ksylokainy zdążył już wyciszyć zakończenia nerwowe. Toby usłyszała syk uciekającego powietrza – przebiła się do jamy klatki piersiowej. I natychmiast uzyskała potwierdzenie diagnozy wstępnej: kula przebiła płuco, więc z każdym oddechem powietrze z rozerwanego płata uciekało do przestrzeni opłucnowej, zwiększając ciśnienie wewnętrzne na tyle, że mogło przesunąć serce wraz z tętnicami i sprasować zdrową tkankę płuc.