– Chcę się tylko dowiedzieć, kiedy ona wróci.
– A skąd mam wiedzieć? Nie widziałam jej od tygodni. – Kobieta zatrzasnęła drzwi.
Toby miała ochotę cisnąć kamieniem w okno Jane. Jeszcze raz grzmotnęła pięścią w drzwi, potem wróciła do samochodu…
…I dopiero wtedy wszystko się na nią zwaliło. Ellen w śpiączce. Obca i mściwa Vickie. Zaczęła kołysać się w przód i w tył, żeby się nie rozpłakać, żeby się całkiem nie załamać. Otrzeźwił ją głośny klakson samochodu – oparła się zbyt mocno o kierownicę. Przechodzący ulicą listonosz przystanął i zaczął się na nią gapić.
Odjechała. Dokąd teraz? Dokąd?!
Do Bryana. Bryan ją wesprze. Był przy tym, widział, jak Ellen oparzyła sobie ręce, na pewno się tego nie wyprze. Tak, to jedyna osoba, która wie, z jakim poświęceniem Toby opiekowała się matką, jedyna osoba, która może to zaświadczyć.
Ale Bryana nie było w domu. Drzwi otworzył jego przyjaciel, Noel. Powiedział, że Bryan pracuje, że wróci dopiero o wpół do piątej.
– Może wejdzie pani na kawę? Albo na drinka? Źle pani wygląda, powinna pani usiąść.
Co oznaczało, że musiała wyglądać koszmarnie.
Odmówiła. Ponieważ nie miała dokąd jechać, zawróciła do domu.
Radiowozu już nie było. Przed domem plotkowały trzy sąsiadki. Kiedy Toby podjechała bliżej, zaczęły się na nią gapić. Nim zaparkowała, rozeszły się, każda w swoją stronę. Tchórzliwe babska. Dlaczego po prostu nie zapytały, czy pobiła swoją matkę?
Wpadła do domu jak burza i trzasnęła drzwiami.
Cisza. Nie ma Ellen. Nikt nie chodzi po ogrodzie, nikt nie ogląda porannych kreskówek.
Usiadła na sofie i ujęła głowę w dłonie.
Rozdział 15
– Może to dziewczynka – powiedziała Annie, gładząc się przez koc po brzuchu. – Chcę, żeby to była dziewczynka, bo z chłopcem nie wiedziałabym, co robić. Nie wiedziałabym, jak go wychować na porządnego faceta. Porządny facet to dzisiaj rzadkość.
Leżały obok siebie w jej łóżku. Było ciemno. Pokój rozjaśniała tylko latarnia za oknem. Ilekroć na ulicy błyskały reflektory przejeżdżającego samochodu, Molly widziała jej twarz, widziała głowę na poduszce i oczy spokojnie wpatrzone w sufit. Ciepło jej było z Annie. Tego dnia zmieniły pościel, a przedtem siedziały w pralni, chichocząc i przeglądając stare czasopisma, podczas gdy prześcieradła i reszta bielizny wirowały w suszarce. Teraz, ilekroć się odwróciła, czuła czysty zapach pralnianego mydła. I zapach Annie.
– Skąd wiesz, że to dziewczynka?
– Lekarze takie rzeczy wiedzą.
– Byłaś u lekarza?
– Do tego konowała już nie wróciłam. Nie podobało mi się tam.
– No to skąd wiesz, że to dziewczynka? Annie znowu pogładziła się po brzuchu.
– Po prostu wiem. Poznałam taką jedną pielęgniarkę. Powiedziała, że jak matka ma przeczucie, naprawdę silne przeczucie, to nigdy się nie myli. Tak, to na pewno dziewczynka.
– Ja tam nie mam żadnych przeczuć.
– Może jeszcze za wcześnie.
– Ale ja nie czuję do tego dziecka absolutnie nic, rozumiesz? Dla mnie to jeszcze nie osoba, to jedynie kawał tłuszczu, który wypycha mi brzuch. Myślisz, że powinnam coś do niego czuć? Przyszłe matki muszą odczuwać coś do dziecka, nie? – Spojrzała na Annie, na zarys jej twarzy na tle okna.
– Coś do niego czujesz – odrzekła cicho Annie. – Inaczej przecież byś się wyskrobała, no nie?
– Bo ja wiem…
Annie odszukała pod kocem jej dłoń. Splotły palce i leżały tak, oddychając zgodnym rytmem.
– Nie wiem, co robię ani dlaczego – wyznała Molly. – Wszystko mi się pomieszało. A kiedy Romy mnie pobił, tak się na niego wkurzyłam, że pomyślałam sobie: takiego wała, dość rozkazywania. No i nie pojechałam do tego lekarza. – Znowu na nią spojrzała. – Jak oni to robią?
– Co?
– No wiesz, jak pozbywają się dziecka. Annie zadrżała.
– Tylko raz się skrobałam. W zeszłym roku, Romy mnie do nich wysłał. Do tych facetów ubranych na niebiesko. Nie chcieli ze mną gadać, kazali mi położyć się na stole i zamknąć gębę. Potem dali mi coś do wdychania i pamiętam tylko, jak się obudziłam. Chuda. Pusta…
– To była dziewczynka? Annie westchnęła.
– Nie wiem. Wsadzili mnie do samochodu i odesłali do Romy’ego. – Zabrała rękę. W geście tym było coś więcej niż tylko zerwanie więzi fizycznej: Annie zaszyła się w swoim prywatnym świecie. W kąciku tylko jej i jej dziecka.
– Molly – powiedziała po jakimś czasie. – Wiesz, że nie będziesz mogła długo tu zostać. – Cicho wypowiedziane słowa miały siłę miażdżącego ciosu.
Molly odwróciła się na bok.
– Zrobiłam coś złego? Powiedz, co takiego zrobiłam?
– Nic. Ale ja tak dłużej nie mogę.
– Dlaczego? Będę częściej sprzątała, zrobię co zechcesz…
– Molly, uprzedzałam cię, że możesz tu zostać tylko kilka dni. Jesteś już ponad dwa tygodnie. Kochanie, lubię cię i w ogóle, ale odwiedził mnie dzisiaj pan Lorenzo. Marudził, że ktoś ze mną mieszka, mówił, że to niezgodne z umową najmu. Dlatego musisz odejść. Pokój jest mały, ledwo się w nim mieścimy. A kiedy urodzę…
– Przecież to dopiero za miesiąc.
– Molly. – Głos jej stwardniał. Zhardział. – Musisz znaleźć sobie jakieś miejsce. Nie mogę przygarnąć cię na stałe.
Molly odwróciła się do niej plecami.
– Myślałam, że będziemy rodziną. Ty i twoje dziecko. Ja i moje dziecko. I żadnych mężczyzn. Żadnych dupków.
– Molly? Dobrze się czujesz?
– Tak, dobrze.
– Rozumiesz mnie, prawda? Wzruszyła ramionami.
– Chyba tak.
– Nie musisz odchodzić od razu. Pomieszkaj tu jeszcze kilka dni, rozejrzyj się, na pewno coś sobie znajdziesz. A może jeszcze raz pogadasz ze swoją mamą?
– Może.
– Musi cię przygarnąć, to twoja matka.
Molly nie odpowiedziała. Annie położyła jej rękę na biodrze. Ciepło kobiecego ciała, obrzmiały brzuch napierający na jej plecy wypełniły Molly tak wielką tęsknotą i smutkiem, że pod wpływem impulsu objęła przyjaciółkę i przytuliła niczym dojrzały owoc. I nagle zapragnęła znaleźć się w jej łonie, zapragnęła być dzieckiem, które znajdzie kiedyś dom w ramionach Annie.
– Pozwól mi zostać – szepnęła. – Proszę, pozwól mi zostać. Annie zdecydowanie odepchnęła jej ręce.
– Nie możesz. Przykro mi, Molly, ale nie możesz. – Odsunęła się na swoją połowę łóżka. – A teraz dobranoc.
Molly znieruchomiała. Co ja takiego powiedziałam? Co ja takiego zrobiłam? Wiedziała, że Annie nie śpi; w dzielącym je mroku było za dużo napięcia. Wyczuwała, że przyjaciółka też leży tak samo skulona.
Mimo to obydwie milczały.
Obudził ją jęk. Początkowo myślała, że jeszcze śpi, że to tylko sen. Dziecko, które pływając w basenie, wydawało dziwne odgłosy. Które skrzeczało jak żaba. Otworzyła oczy. Leżała w łóżku Annie, była jeszcze noc. Spod drzwi łazienki wydobywała się smuga światła.
– Annie? – Annie nie odpowiedziała.
Molly przekręciła się na bok i zamknęła oczy, żeby nie przeszkadzało jej światło.
Raptem usłyszała głuchy łoskot, który ją natychmiast otrzeźwił.
Usiadła i spojrzała w stronę łazienki.
– Annie? – Nie słysząc odpowiedzi, podeszła do drzwi i zapukała. – Annie? Co ci jest? – Przekręciła klamkę, ale drzwi nie ustąpiły, coś je tarasowało. Zajrzała przez szparę i początkowo nie mogła zrozumieć, co widzi.
Po podłodze płynął strumyk krwi.
– Annie! – Molly pchnęła ze wszystkich sił i w końcu zdołała otworzyć drzwi na tyle, by przecisnąć się do środka.
Annie leżała bezwładnie w kącie, blokując drzwi ramieniem. Nocną koszulę miała zadartą do pasa. Sedes był zbryzgany krwią, w muszli stała jedwabiście szkarłatna woda. Raptem spomiędzy ud Annie trysnął ciepły strumień, który omal nie zalał stóp Molly.