Выбрать главу

– To nie ona.

– Ależ tak, zapewniam panią, że to ona. Proszę spytać naszych pacjentów. To jest Jane Nolan.

– Zgarnęliśmy ją na North Endzie – powiedział policjant z patrolu. – Świadkowie widzieli, jak tłukł ją jakiś facet i próbował wciągnąć do samochodu. Wrzeszczała, jakby obdzierana ze skóry, więc ludzie rzucili się na pomoc. Przyjechaliśmy jako pierwsi. Dziewczyna siedziała na chodniku, miała podbite oko i rozciętą wargę. Mówi, że nazywa się Molly Picker.

– Kto ją pobił? – spytał Dvorak.

– Chyba jej alfons, nie chciała powiedzieć. A facet zwiał.

– Gdzie ona teraz jest?

– Siedzi w radiowozie. Nie chce tu przyjść, nie chce z nikim rozmawiać. Chce tylko wrócić na ulicę.

– Żeby ten alfons znowu ją pobił?

– Rozumem to ona nie grzeszy.

Dvorak westchnął. Wyszli na Albany Street. Nie miał wielkiej nadziei. Ponura nastolatka, w dodatku pewnie bez żadnego wykształcenia, będzie raczej kiepskim źródłem informacji. Nie aresztowano jej, więc mogła w każdej chwili odejść, ale prawdopodobnie o tym nie wiedziała. Oczywiście nie zamierzał jej pod tym względem oświecać, najpierw chciał ją przesłuchać. Jeśli w ogóle będzie czego słuchać.

Policjant wskazał radiowóz. Z przedniego siedzenia machał do nich jego partner, na tylnym zaś siedziała dziewczyna o brązowych włosach, zlepionych w strąki. Miała rozciętą wargę i kuliła się w bardzo obszernym płaszczu przeciwdeszczowym. Na kolanach ściskała tanią skórzaną torebkę. Policjant otworzył drzwi.

– Może teraz zechce pani wysiąść? To jest doktor Dvorak. Chciałby z panią porozmawiać.

– Nie potrzebuję lekarza.

– Doktor Dvorak jest z urzędu anatomopatologa stanowego.

– Urzędnik też mi niepotrzebny. Dvorak nachylił się z uśmiechem.

– Cześć, Molly. Wejdźmy do środka, pogadamy. Trochę tu zimno, nie uważasz?

– Gdyby zamknął pan drzwi, byłoby cieplej.

– Mogę tu czekać cały boży dzień. No więc jak, porozmawiamy teraz czy o północy? Wszystko zależy od ciebie. – Stał, patrząc na nią i zastanawiając się, ile czasu upłynie, zanim będzie miała dość. Nikt nie lubi, gdy się na niego gapią, a oni, dwóch policjantów i Dvorak, wpatrywali się w nią bez słowa.

Zdenerwowana Molly wzięła głęboki oddech i głośno prychnęła.

– Macie tam kibel? – spytała.

– Oczywiście.

– Bardzo mi się chce. Dvorak odstąpił od drzwi.

– Chodź, zaprowadzę cię.

Wysiadła z trudem, ponieważ zbyt obszerny płaszcz wlókł się za nią niby wielki tren. Kiedy się wyprostowała, Dvorak zerknął na jej brzuch. Dziewczyna była w ciąży. Na oko w szóstym miesiącu.

Natychmiast zauważyła, gdzie patrzy.

– Tak, któryś mnie przyłatwił – warknęła. – No i co z tego?

– Musisz usiąść. Dama w ciąży nie powinna dużo chodzić. Posłała mu spojrzenie z cyklu: „To taki żart, co?” i weszła do budynku.

– Grzeczna dziewczynka – mruknął jeden z policjantów. – Będzie pan nas jeszcze potrzebował?

– Nie, możecie jechać. Kiedy skończymy, wsadzę ją do taksówki.

Dziewczyna czekała tuż za drzwiami.

– Gdzie ten kibelek?

– Na górze, obok mojego biura.

– No to szybciej, muszę siusiu.

Milczała, gdy jechali windą na górę, ale po wyrazie skupienia na jej twarzy poznał, że myśli wyłącznie o swoim pęcherzu.

Zaczekał na nią w korytarzu. Nie spieszyło się jej, wyszła dopiero po dziesięciu minutach, pachnąca mydłem. Szkarłatna, obrzęknięta warga niepokojąco kontrastowała z jej białą jak papier twarzą.

Zaprowadził ją do biura i zamknął drzwi.

– Siadaj, Molly.

– Długo to potrwa?

– To zależy, czy zechcesz mi pomóc. Czy coś wiesz. – Ponownie wskazał jej krzesło.

Usiadła markotnie, otulając się płaszczem jak kolczugą i zadziornie odymając rozciętą wargę. Dvorak oparł się o biurko.

– Dwa dni temu wezwałaś karetkę. Telefonistka nagrała twój głos.

– Nie wiedziałam, że wezwanie karetki to przestępstwo.

– Kiedy sanitariusze przyjechali na miejsce, znaleźli w mieszkaniu kobietę, która wykrwawiła się na śmierć. Ty też tam byłaś. Co się wtedy stało, Molly?

Molly milczała. Spuściła głowę, włosy przesłoniły jej twarz.

– Nie twierdzę, że zrobiłaś coś złego. Po prostu muszę wiedzieć.

Dziewczyna nie chciała na niego spojrzeć. Objęła się wpół i zaczęła kiwać się na krześle.

– To nie moja wina – wyszeptała.

– Wiem.

– Chcę iść. Nie mogę sobie pójść?

– Nie, Molly. Najpierw musimy porozmawiać. Możesz na mnie popatrzeć?

Nie popatrzyła. Wbiła wzrok w podłogę, jakby uległość oznaczała przegraną.

– Dlaczego nie chcesz ze mną rozmawiać?

– A po co? Nie znam pana.

– Nie musisz się mnie bać. Nie jestem policjantem. Jestem lekarzem.

Jego słowa odniosły efekt przeciwny do zamierzonego. Molly skuliła się na krześle jeszcze bardziej i zadrżała. Nie potrafił tej dziewczyny rozszyfrować. Była niczym przybysz z obcej planety. Jak wszystkie nastolatki. Nie wiedział, jak do niej dotrzeć.

Zaterkotał telefon.

– Jest tu Toby Harper – oznajmiła sekretarka.

– Nie ma mnie.

– Nie dam rady jej spławić, chce wejść na górę.

– Posłuchaj, naprawdę nie mogę z nią teraz rozmawiać.

– Ma czekać? Dvorak westchnął.

– Dobrze. Niech czeka. Ale to może trochę potrwać.

Jeszcze bardziej poirytowany spojrzał na Molly. Jedna domagała się natychmiastowej rozmowy, druga nie chciała z nim gadać.

– Molly. Musisz opowiedzieć mi o swojej przyjaciółce, o Annie. O tej kobiecie, która zmarła. Czy brała jakieś narkotyki? Albo lekarstwa?

Dziewczyna znów zadrżała i zwinęła się w kłębek.

– To bardzo ważne, Molly. Twoja przyjaciółka urodziła bardzo zdeformowany płód. Muszę wiedzieć dlaczego, jest to niezmiernie ważne dla innych kobiet w ciąży. Molly?

Dziewczyna zaczęła się trząść. Początkowo nie wiedział, co się z nią dzieje. Myślał, że drży z zimna, lecz nagle pochyliła się do przodu i runęła na podłogę. Podrygiwały jej ręce i nogi, ciałem wstrząsały konwulsje.

Dvorak ukląkł przy niej i gorączkowo próbował rozpiąć zamotany pod szyją płaszcz, lecz wymachiwała rękami z nadludzką siłą. W końcu zdołał rozpiąć jej kołnierzyk. Drgawki nie ustępowały, twarz Molly poczerwieniała, oczy uciekały do tyłu. Co robić?! Jestem patologiem, a nie…

Zerwał się na równe nogi i wcisnął guzik telefonu wewnętrznego.

– Przyślij tu doktor Harper! Natychmiast!

– Przecież…

– Szybko! Mam tu nagły wypadek!

Spojrzał na Molly. Drgawki ustały, ale twarz nadal miała mocno zaczerwienioną, na czole zaś wyskoczył jej wielki guz; musiała się uderzyć przy upadku na podłogę.

Może się udusić, trzeba ją odwrócić na bok.

Panika z wolna ustępowała i zaczął przypominać sobie to, czego nauczył się przed laty na medycynie. Ukląkł, szybko odwrócił Molly na lewy bok i lekko pochylił jej głowę. Gdyby zwymiotowała, przynajmniej się nie zadławi. Zbadał puls. Był przyspieszony, ale silny. No i oddychała, to najważniejsze.

Dobra. Tchawica czysta. Jest oddech. Jest tętno. O czym zapomniałem?

Otworzyły się drzwi i do pokoju weszła Toby Harper. Spojrzała na Molly i uklękła.

– Co się stało?

– Dostała drgawek…

– Co o niej wiesz? To epileptyczka?

– Nie mam pojęcia. Oddycha, tętno w normie. Toby spojrzała na jej czoło.

– Kiedy się uderzyła?

– Przed chwilą. Dostała drgawek i upadła.