Выбрать главу

Ktoś wszedł do boksu. Otworzyła oczy. Przy łóżku stał doktor Steinglass.

– Toby – szepnął. – Wiem, że ci ciężko, ale musimy podjąć decyzję.

– Nie jestem gotowa.

– Mamy trudną sytuację. Wszystkie łóżka są zajęte. Jeśli trafi się jakiś zawałowiec, będziemy potrzebowali miejsca. – Umilkł. – Nie odłączymy jej, dopóki nie zdecydujesz. Ale wczuj się w nasze położenie.

Toby się nie odezwała. Patrzyła na Ellen, myśląc:

– Jaka ona jest krucha. Z każdym dniem kurczy się i maleje.

– Toby?

Drgnęła.

– Daj mi trochę więcej czasu. Muszę mieć pewność.

– Przyślę tu neurologa, porozmawiaj z nim.

– Nie mam ochoty wysłuchiwać kolejnej diagnozy.

– Może jednak powinnaś. Może…

– Proszę, daj mi wreszcie święty spokój!

Zaskoczony złością w jej głosie, Steinglass cofnął się o krok. Zza drzwi boksu przyglądały się im pielęgniarki.

– Przepraszam – szepnęła. – Daj mi trochę czasu. Muszę mieć trochę czasu. Tylko jeden dzień. Wzięła torebkę i wyszła, zdając sobie sprawę, że pielęgniarki nie spuszczają jej z oka.

Dokąd teraz? – pomyślała, wchodząc do windy. Jak tu walczyć, gdy atakują mnie ze wszystkich stron?

Przeciwnikowi wyrosło zbyt wiele macek. Alpren. Jane Nolan. Jej stara nemezys: Doug Carey.

I Wallenberg. Najpierw postawiła go w niezręcznej sytuacji, domagając się autopsji. Potem nastręczyła mu kłopotów, wypytując o tych dwóch pacjentów z CJD. Przysporzyła sobie kolejnego wroga, to oczywiste, o ile jednak wiedziała, nie doznał przez nią poważniejszej krzywdy.

Dlaczego w takim razie ci z Brant Hill tak bardzo chcą mnie zdyskredytować? Co próbują ukryć?

Winda zatrzymała się na pierwszym piętrze – wsiadło dwóch pracowników z administracji, którzy właśnie szli do domu. Toby spojrzała na zegarek. Minęła piąta, zaczął się weekend. Popatrzyła w głąb holu, gdzie mieściły się jednostki administracyjne Springer Hospital, i nagle zaświtała jej w głowie pewna myśl.

Szybko przecisnęła się przez drzwi windy i poszła do szpitalnej biblioteki medycznej. Była jeszcze otwarta, choć zdążyła już opustoszeć. Toby włączyła komputer.

Na ekranie ukazało się menu programów naukowo-informacyjnych.

W rubryce „Nazwisko autora” wystukała „Wallenberg, Carl”.

Komputer wyświetlił listę pięciu artykułów, poczynając od najnowszego. Ukazał się on przed trzema laty w „Celi Transplant” i był opatrzony tytułem: Tworzenie się naczyń krwionośnych po przeszczepie komórek nerwowych u szczurów. Współautorami opracowania byli lekarz medycyny Gideon Yarborough i doktor medycyny Monika Trammell.

Już miała przejść do następnego artykułu, gdy zatrzymawszy wzrok na nazwisku Gideona Yarborougha, przypomniała sobie wysokiego łysielca z pogrzebu Robbiego, elegancko ubranego mężczyznę, który próbował interweniować, gdy pokłóciła się z Wallenbergiem. Wallenberg zwracał się do niego po imieniu: Gideon.

Podeszła do katalogu i zdjęła z półki Spis lekarzy specjalistów. Jego nazwisko figurowało w dziale chirurgów.

Yarborough, Gideon. Neurochirurg.

Biologia w Dartmouth. Medycyna na Uniwersytecie Yale.

Rezydentura: Hartford Hospital, chirurgia. Peter Bent Brigham, neurochirurgia. Egzamin specjalizacyjny w 1988 r.

Studia podyplomowe: Geriatryczny Instytut Naukowy Rosslyn w Greenwich, Connecticut.

Aktualne miejsce pracy: zrzeszenie chirurgów „Howarth i Spółka” w Wellesley, Massachusetts.

Geriatryczny Instytut Naukowy Rosslyn: Rosslyn Institute. Ten sam, w którym kiedyś pracował Wallenberg. Według słów Robbiego Brace’a odszedł stamtąd z kolegą po awanturze o kobietę. Romantyczny trójkąt.

Czyżby tym kolegą był… Yarborough?

Zaniosła spis do komputera i tym razem wystukała na klawiaturze nazwisko Yarborougha.

Na ekranie ukazały się tytuły kilkunastu artykułów, między innymi tego z „Celi Transplant”. Podświetliła tytuł pierwszego, wcisnęła „Enter” i przeczytała zamieszczony fragment. Opisywał eksperymenty z wykorzystaniem tkanki mózgowej szczurzych płodów, rozdrobnionej na pojedyncze komórki trypsyną i wstrzykniętej do mózgu dorosłych osobników. Wprowadzone komórki rozwijały się w nowym środowisku doskonale, tworząc efektywne kolonie otoczone nowo powstałymi naczyniami krwionośnymi.

Toby przeszedł zimny dreszcz.

Kliknęła myszką. Artykuł opublikowany w „Journal of Experimental Neurobiology” – nazwiska współautorów nic jej nie mówiły – nosił tytuł Morfologiczno-czynnościowa integracja przeszczepów tkanki mózgowej płodu u szczurów. Fragmentu nie zamieszczono.

Przewinęła ekran, wyświetlając tytuły pozostałych artykułów:

Mechanizmy przyswajania wszczepionych komórek płodu przez mózg biorcy u szczurów.

Opcjonalna faza ciąży do pobierania komórek mózgowych u szczurzych płodów.

Kriogeniczne przechowywanie przeszczepów z tkanki mózgowej szczurzych płodów.

Ten ostatni artykuł zilustrowano krótkim fragmentem:

Po dziewięćdziesięciu dniach przetrzymywania w płynnym azocie komórki śródmózgowia szczurzych płodów wykazywały znaczny spadek współczynnika przeżywalności w porównaniu z komórkami świeżymi. Do osiągnięcia przeżywalności optymalnej konieczny jest natychmiastowy przeszczep komórek świeżo pobranych.

Utkwiła wzrok w drugiej części ostatniego zdania: „natychmiastowy przeszczep komórek świeżo pobranych…”

Poczuła, jak jeżą się jej drobne włoski na karku.

Przeszła do artykułu najnowszego. Yarborough napisał go przed trzema laty i zatytułował: Wszczepianie móżdżku płodu do mózgu małp starszych: przedłużanie naturalnego okresu życia. Współautorami byli Carl Wallenberg i Monika Trammell.

To ostatni artykuł, jaki opublikowali; potem Wallenberg i jego koledzy po fachu opuścili Rosslyn. Czyżby zmusił ich do tego kontrowersyjny temat badań?

Podeszła do telefonu. Gdy wybierała domowy numer Dvoraka, łomotało jej serce. Nikt nie podnosił słuchawki. Toby rzuciła okiem na ścienny zegar. Za kwadrans szósta. Włączyła się automatyczna sekretarka: „Mówi Dan. Proszę zostawić swoje nazwisko i numer telefonu”.

– Podnieś słuchawkę, Dan. Proszę cię, podnieś słuchawkę… – Urwała z nadzieją, że zaraz usłyszy jego głos, lecz Dvorak się nie odezwał. – Dan, jestem w bibliotece medycznej Springer Hospital, wewnętrzny dwieście pięćdziesiąt siedem. Mają tu w komputerze coś, co powinieneś zobaczyć. Proszę, bardzo cię proszę, żebyś natychmiast oddzwonił…

Otworzyły się drzwi.

Do biblioteki zajrzał nocny strażnik. Był równie zaskoczony jej widokiem, jak ona widokiem jego.

– Już zamykamy, proszę pani.

– Ale ja… rozmawiam.

– Może pani dokończyć. Zaczekam.

Sfrustrowana odłożyła słuchawkę i wyszła z biblioteki. Dopiero w pobliżu klatki schodowej przypomniała sobie, że nie wyłączyła komputera.

Wsiadła do samochodu i zadzwoniła do urzędu anatomopatologa stanowego. Wystukała numer bezpośredni, ale i tam odpowiedziała jej automatyczna sekretarka. Przerwała połączenie, nie zostawiając żadnej wiadomości.

Gwałtownie przekręciła kluczyk w stacyjce i wyjechała z parkingu. Odruchowo skierowała się do domu, nie przestając myśleć o tym, co przeczytała w bibliotece. Przeszczepy mózgowe. Mózgowe komórki płodów. Przedłużenie naturalnego okresu życia.

A więc nad tym Wallenberg pracował w Rosslyn. Jego wspólnikiem był Gideon Yarborough, neurochirurg praktykujący w Wellesley…

Skręciła, zajechała na stację benzynową, wbiegła do środka i poprosiła kasjera o książkę telefoniczną Wellesley.