Baran, Byk, Bliźnięta… Zmagała się z własną pamięcią, próbując odtworzyć dawny wygląd gwiazdozbiorów, ich poprzedni porządek. Malunki wydawały się tak stare i niezmienne jak same gwiazdy, na których podobieństwo powstały. Ogarnął ją strach. Zmiany. Jakie jeszcze zmiany odkryje na ulicach? Co jeszcze przyniesie przyszłość, co jeszcze zostanie ujawnione? Co Russell Eigenblick wyprawia ze światem i dlaczego, na Boga, była przekonana, że to właśnie on ponosi za to winę? Zadźwięczał słodki, niski kurant zegara na Terminusie. Mijał kwadrans. Dźwięk odbił się echem, niezbyt głośny, ale wyraźny i spokojny, jak gdyby posiadł już tajemnicę. A ona stała wciąż z zadartą głową.
Sylvie?
Tę samą godzinę wybił zegar na piramidalnej wieży budynku, który zbudował w centrum Aleksander Mouse. Była to jedyna w Mieście wieża z zegarem wybijającym godziny ku powszechnemu oświeceniu. Jeden z czterech tonów nie działał, a pozostałe spływały w uliczki w nieregularnych odstępach, przygłuszane przez wiatr i miejski hałas. Zegar więc na nic się nie przydawał. Jednak Auberona, który zdejmował właśnie rygle z drzwi do Starej Farmy, nie obchodziło, która jest godzina. Rozejrzał się wokół siebie, żeby sprawdzić, czy nie idą za nim złodzieje. Został już raz okradziony przez dwóch smarkaczy, a ponieważ nie miał przy sobie pieniędzy, zabrali mu butelkę dżinu, po czym cisnęli na ziemię jego kapelusz i deptali po nim trampkami. Wsunął się do środka i zaryglował drzwi.
Przemierzył hol, przecisnął się przez szczelinę, którą George wybił w ścianie, żeby umożliwić przejście do następnego budynku, ponownie ruszył przez hol, wszedł po schodach, trzymając się poręczy pokrytej grubo kolejnymi warstwami farby. Wyszedł przez okno w holu do przejścia pożarowego, pomachał pracującym w dole szczęśliwym farmerom, którzy pochylali się nad grządkami. Potem wszedł do następnego budynku, do innego korytarza, który był niesamowicie wąski, ale znajomy i przyjazny pomimo panującego tam mroku, ponieważ prowadził do domu. Rzucił okiem na swoje odbicie w ładnym lustrze, które Sylvie powiesiła na ścianie na końcu korytarza. Umieściła też pod nim maleńki stolik oraz wazon z suszonymi kwiatami. Bien, ładnie.
Przekręcił gałkę, ale drzwi nie ustąpiły. „Sylvie”. Nie ma jej w domu. Nie wróciła jeszcze z pracy albo jest w ogródku, albo po prostu wyszła, bo odrodzone słońce wzburzyło jej wyspiarską krew, nawykłą do ciepła. Wyłuskał z kieszeni klucze i starał się je odróżnić po ciemku, z coraz większą niecierpliwością. Ten jajowaty do górnego zamka, ostro zakończony — do środkowego, o do diabła! Upuścił jeden klucz i musiał szukać go na kolanach, wściekły, macając rękami odwieczny brud całego Miasta, który nagromadził się w szczelinach. Jest: duży, okrągło zakończony klucz do zamka policyjnego.
— Sylvie?
Pokój wydawał się dziwnie obszerny i ponury, chociaż słońce wpadało wszystkimi oknami. Co się dzieje? Miejsce wyglądało na wymiecione, ale nie schludne; uprzątnięte, ale nie czyste. Po chwili zauważył, że brakuje wielu rzeczy. Czyżby zostali obrabowani? Ostrożnie wszedł do kuchni.
Zniknęły niezliczone mazidła, które należały do Sylvie i stały zawsze nad zlewem. Zniknęły jej szczotki i szampony. Wszystko zniknęło. Wszystko oprócz jego starej maszynki Gillette.
Tak samo wyglądało w sypialni. Zniknęły maskotki Sylvie i jej drobiazgi. Zniknęła señorita z porcelany z trupio bladą twarzą i czarnymi ostrymi lokami, której górna część tułowia była oddzielona od jaskrawej spódnicy służącej w istocie jako szkatułka na biżuterię. Zniknęły jej kapelusze wiszące na drzwiach. Zniknęła jej zwariowana koperta z ważnymi dokumentami i zdjęciami, które miały dla niej specjalne znaczenie.
Otworzył na oścież drzwi do łazienki. Zakołysały się puste wieszaki, a jego płaszcz zawieszony na drzwiach wysunął zdumione rękawy. Jednak nie było tu żadnych rzeczy Sylvie.
Zupełnie nic.
Rozejrzał się raz i drugi. A potem stał bez ruchu na środku pustego pokoju.
— Odeszła — powiedział.
KSIĘGA PIĄTA
SZTUKA PAMIĘCI
I
Północ już dawno minęła, gdy Kamienna Pokojówka zapukała ciężką dłonią do małych drzwi Kosmooptykonu, który znajdował się na ostatnim piętrze kamienicy Ariel Hawksquill.
— Towarzystwo Hałaśliwego Mostu i Klub Strzelecki.
— Każ im poczekać w salonie.
Jedynie księżyc za odbitym w lustrze księżycem Kosmooptykonu i przyćmione światła Miasta rozjaśniały szklane niebiosa, toteż ciemny zodiak i gwiazdozbiory były nie do odróżnienia. Dziwne, pomyślała, że w przeciwieństwie do naturalnego porządku Kosmooptykon jest czytelny i jasny w dzień, a niewidoczny w nocy, podczas gdy prawdziwe sklepienie właśnie wtedy ukazuje się w całej pełni… Wstała i wyszła, a żelazna Ziemia, na której powierzchni namalowano rzeki oraz góry, zadźwięczała pod jej stopami.
Bohater się przebudził
Minął rok od czasu, gdy zadarła głowę i ujrzała, że zodiak namalowany na nocnym niebie Terminusa zmienił swą nieprawidłową kolejność i przemierzał sklepienie zgodnie z naturalnym porządkiem rzeczy. W ciągu tego roku zintensyfikowała swoje badania dotyczące natury i pochodzenia Russella Eigenblicka, chociaż Klub Strzelecki zachowywał w tej sprawie osobliwe milczenie. Ostatnio nie przysyłali już tajnych, ponaglających telegramów i choć Fred Savage jak zwykle pojawiał się u niej z kolejnymi ratami wynagrodzenia, to jednak pieniądzom nie towarzyszyły już zwykłe słowa zachęty i wymówki. Czyżby stracili zainteresowanie?
Jeśli tak, to musi je tej nocy pobudzić na nowo.
Parę miesięcy temu rozgryzła wreszcie tę sprawę. Znalazła odpowiedź, w czym pomogły jej nie tyle nadprzyrodzone metody poszukiwań, ile zupełnie ziemskie i doczesne źródła, takie jak jej stara encyklopedia (dziesięciotomowa Britannica), szósty tom Średniowiecznego Rzymu Gregoroviusa oraz Przepowiednie Abbota Joachima da Fiore (zawarte w wielkich księgach zamykanych na skobelek). Osiągnęła tę pewność dzięki zaangażowaniu wszystkich swych umiejętności, dzięki olbrzymiemu nakładowi pracy i czasu. Ale teraz nie miała już wątpliwości. Wiedziała kto. Nie wiedziała natomiast jak i dlaczego. Nadal nie miała pojęcia, kim są dzieci Czasu i czyim mistrzem może być Russell Eigenblick. Nie miała pojęcia, gdzie znajdują się owe karty, w których jest zapisany los i jak dalece jest w nich zapisany. Ale wiedziała, kim jest Russell Eigenblick, i zawezwała Towarzystwo Hałaśliwego Mostu i Klub Strzelecki, żeby im to obwieścić.
Goście porozsiadali się na kanapach i krzesłach w jej skąpo oświetlonym i zagraconym salonie, czy raczej pracowni, na parterze kamienicy.