Выбрать главу

— Jaki z tego pożytek? — spytał cicho, ale zaczepnie.

— Pomaga zapamiętywać różne rzeczy — powiedziała Hawksquill.

— Co?

— Przypuśćmy — wyjaśniała — że chcesz zapamiętać konkretny rok i kolejność zdarzeń, jakie wtedy następowały. Możesz utrwalić w pamięci te cztery płaszczyzny i wykorzystać przedstawione na nich elementy jako symbole wydarzeń, które chcesz zapamiętać. Jeśli chcesz zapamiętać, że pewna osoba została pochowana na wiosnę, to masz tam rydel.

— Rydel?

— To narzędzie do kopania.

Patrzył na nią pytająco.

— Czy to nie jest trochę zwariowane?

— To był tylko przykład.

Przyglądał się kobiecie podejrzliwie, tak jakby to właśnie ona miała mu za chwilę przypomnieć o czymś nieprzyjemnym.

— Ta sadzonka — odezwał się w końcu — może symbolizować coś, co się zaczęło na wiosnę. Pracę. Jakąś nadzieję.

— To jest myśl — powiedziała.

— Potem usycha.

— Albo rodzi owoce.

Zamyślił się na długą chwilę. Wyciągnął butelkę i powtórzył z nią dokładnie cały rytuał, ale już się tak nie krzywił.

— Dlaczego ludzie — zapytał słabym głosem, rozmytym przez dżin — chcą wszystko pamiętać? Życie jest tu i teraz. Przeszłość jest martwa.

Nic na to nie odpowiedziała.

— Pamięć. Systemy. Wszyscy ślęczą nad starymi albumami albo nad talią kart. Jeśli nie wspominają, to przepowiadają przyszłość. Jaki z tego pożytek?

Jakiś dzwoneczek zadzwonił w pamięci Hawksquill.

— Karty? — zapytała.

— Rozmyślają o przeszłości — powiedział, patrząc na wiosnę.

— Czy to ją przywróci?

— Tylko uporządkuje.

Wiedziała, że ludzie tacy jak on, którzy mieszkają na ulicach, mają zupełnie inną konstrukcję psychiczną niż ci, którzy zamieszkują domy, nawet jeśli wydają się równie rozsądni. Mają powód, by znajdować się tam, gdzie się znajdują, w szczególny sposób postrzegają rzeczy, tracą zainteresowanie zwykłym światem i jego funkcjonowaniem, a często jest to niezależne od ich woli. Wiedziała, że nie może naciskać i dręczyć go pytaniami ani powracać do tematu kart, ponieważ tylko ją to oddali od celu, jak ścieżki w tym parku. Jednak bardzo pragnęła nie przerwać zawiązującej się nici porozumienia.

— Pamięć może być sztuką — powiedziała tonem nauczycielki. — Jak architektura. Sądzę, że twój przodek by to zrozumiał.

Uniósł brwi i wzruszył ramionami, jakby chciał powiedzieć: „Któż to wie, kogo to obchodzi”.

— Architektura — dodała — jest w istocie zamrożoną pamięcią. Powiedział to wielki człowiek.

— Hm.

— Wielu dawnych myślicieli — nie wiedziała, skąd jej się wziął ten belferski ton, ale nie chciała z niego zrezygnować, bo zdawało się to przykuwać uwagę słuchacza — twierdziło, że pamięć jest jak dom, w którym przechowuje się wspomnienia, i że najłatwiejszym sposobem na zapamiętanie rzeczy jest wyobrażenie sobie budowli, a potem symboliczne przypisanie tego, co chce się zapamiętać, różnym elementom architektonicznym. — Na pewno się w tym pogubił, pomyślała, ale młody człowiek odezwał się po namyśle:

— Jak ten pochowany człowiek i rydel.

— Właśnie.

— To głupie.

— Mogę panu przedstawić inny przykład.

Opisała mu bardzo obrazowy przykład z Kwintyliana dotyczący sprawy sądowej, swobodnie zastępując starożytne symbole współczesnymi i odwołując się do różnych elementów parku. Odwracał głowę to w jedną, to w drugą stronę, gdy przypisywała rozmaite pojęcia różnym przedmiotom. Hawksquill wcale już nie musiała patrzeć.

— Po trzecie, wybieramy zepsuty samochodzik, aby przypominał nam o tym, że wygasa ważność prawa jazdy. Po czwarte, ten jakby łuk za tobą po lewej oznacza, że powiesiliśmy człowieka, powiedzmy Murzyna, ubranego na biało, jego spiczaste buty zwisają w dół, a nad głową widnieje napis: INRI.

— O do licha.

— To żywe. Konkretne. Sędzia powiedział: jeśli nie macie konkretnego dowodu, przegracie sprawę. Murzyn w bieli oznacza, że trzeba to mieć na papierze.

— Czarno na białym.

— Tak. Fakt, że został powieszony, oznacza, iż zdobyliśmy ten dowód czarno na białym, a napis, że właśnie to nas ocali.

— Dobry Boże.

— To się wydaje bardzo skomplikowane. Wiem. Ale przypuszczam, że nie różni się wiele od zwykłego notesu.

— To po co te wszystkie głupoty? Nie chwytam.

— Ponieważ — powiedziała z rozwagą, wyczuwając, że pomimo okazywania agresji rozumie ją — jeśli ćwiczysz tę sztukę, może się zdarzyć, że symbole, które umieszczasz jeden po drugim, ulegną przekształceniu bez twojego udziału i kiedy przywołasz je następnym razem, powiedzą ci coś nowego i rewelacyjnego, coś, o czym nie wiedziałeś albo przynajmniej nie sądziłeś, że to wiesz… Dzięki prawidłowemu uporządkowaniu tego, co wiesz, to, czego nie wiesz, może pojawić się spontanicznie. Taka jest korzyść ze stosowania systemu. Pamięć jest płynna i nieokreślona. Systemy są precyzyjne i wyraźne. Rozum pojmuje to lepiej. Bez wątpienia na tym właśnie polega przypadek z kartami, o których pan wspomniał.

— Z kartami?

Za wcześnie?

— Mówił pan coś o rozmyślaniu nad talią kart.

— Moja ciotka. Właściwie nie tyle moja ciotka — jakby wypierał się jej — ile ciotka mojego dziadka. To ona miała te karty. Stawiała pasjanse, dumała nad nimi. Rozmyślała o przeszłości, przepowiadała przyszłość.

— Tarot?

— Hm?

— Czy to były karty do tarota? Wisielec, papież kobieta, wieża…

— Nie wiem. Skąd mam wiedzieć? Nikt mi niczego nie wyjaśniał. — Zamyślił się. — Nie pamiętam tych obrazków.

— Skąd pochodziły te karty?

— Nie wiem. Z Anglii chyba. Bo należały do Violet. Drgnęła, ale był tak pogrążony w myślach, że nie zauważył tego.

— I były wśród nich te karty z obrazkami? Oprócz normalnych figur?

— O tak. Całe mnóstwo. Ludzie, miejsca, rzeczy, wyobrażenia.

Odchyliła się do tyłu, splatając powoli palce. Zdarzyło jej się już kiedyś, że miejsce, które służyło do rozmaitych ćwiczeń pamięci, okazywało się nawiedzane przez urojenia, zachęcające lub co najwyżej dziwaczne, przywołane do istnienia na skutek nałożenia się na siebie starych symboli. Czasem podsuwało jej to sensy, których w przeciwnym razie by nie dostrzegła. Gdyby nie kwaśny zapach jego płaszcza i wystająca spod niego piżama w paski, niezaprzeczalnie z tego świata, pomyślałaby, że jest jednym z nich. To było bez znaczenia. Nikłe szanse.

— Proszę mi powiedzieć — zaczęła. — Te karty…

— A gdyby się chciało zapomnieć jakiś rok? — zapytał. — Nie zapamiętywać go, ale zapomnieć? Nie ma na to rady, prawda? Żaden system tu nie pomoże, o nie.

— Przypuszczam, że są jakieś sposoby — odparła, myśląc o jego butelce dżinu.

Wydawał się zatopiony w gorzkich myślach, jego oczy były szkliste, długa szyja pochylona ze smutkiem, a ręce złożone na łonie. Szukała słów, żeby sformułować kolejne pytanie o karty, kiedy powiedział:

— Kiedy ostatnim razem przepowiadała mi przyszłość, stwierdziła, że spotkam ciemnoskórą piękną dziewczynę, ale prostaczkę.