„Niech pan powie Frankiemu, że złamie matce SERCE, jeśli będzie się zachowywał w ten sposób. Czy on tego nie widzi, jak może być taki ZAŚLEPIONY? Dlaczego nie znajdzie sobie porządnej kobiety i się nie ustatkuje?”. Auberona ciągle od nowa zaskakiwał fakt, że widzowie serialu są w stanie we wszystko uwierzyć. W takich chwilach poczuwał się do winy. Czasem odnosił wrażenie, że rodzina MacReynoldsów jest prawdziwa, natomiast widzowie tacy jak ta pani, zostali wymyśleni. Blade zjawy złaknione takiej pełni życia, jaką stworzył Auberon. Wyrzucił list do kosza. Ustatkuje się, ha, znajdzie porządną kobietę. Nic z tego. Dużo wody upłynie w rzece, zanim Frankie się ustatkuje.
Na koniec zostawił sobie list z Edgewood, który szedł kilka tygodni: długi list od matki. Zabrał się do czytania z radością, jak wiewiórka do orzecha, mając nadzieję, że znajdzie w nim coś, co będzie mógł wykorzystać w następnych odcinkach.
Coś, co można podkraść
„Pytałeś, co się stało z panem Cloud, którego poślubiła ciotka Cloud — pisała matka. — To bardzo smutna historia. Zdarzyło się to na długo przed moim urodzeniem. Mamade jeszcze co nieco pamięta. Nazywał się Harvey Cloud. Jego ojcem był Henry Cloud, miał ładną chatkę, tę, w której ostatnio mieszkali Juniperowie. Utrzymywał się chyba z patentów na swoje wynalazki, silniki chyba, czy jakieś rzeczy związane z astronomią. Nie wiem dokładnie. Stary John włożył w nie sporo pieniędzy. Jednym z tych wynalazków było stare planetarium na poddaszu, wiesz gdzie. To było dzieło Henry’ego. To znaczy nie wynalazł planetariów w ogóle, zostały wynalezione przez lorda Orrery[14] możesz w to wierzyć lub nie (wiem to od Smoky’ego). Ale Henry umarł, zanim prace zostały zakończone (to chyba pochłaniało mnóstwo pieniędzy) i mniej więcej w tym samym czasie Nora, cioteczna babka Cloud, wyszła za Harveya. Harvey również się tym zajmował. Nieodrodny syn. Widziałam kiedyś jego zdjęcie, które zrobił Auberon. W samej koszuli, ze sztywnym kołnierzykiem i w krawacie (chyba nawet do pracy tak się ubierał). Wyglądał bardzo groźnie i mądrze, stał koło silnika planetarium, jeszcze przed zainstalowaniem go. Mechanizm był ogromny i skomplikowany, zajmuje większość fotografii. Kiedy go wreszcie zainstalowali (a John umarł na długo przedtem), zdarzył się wypadek: biedny Harvey spadł z dachu domu i zabił się. Chyba wszyscy wtedy zapomnieli o planetarium albo nie chcieli o nim myśleć. Wiem, że Cloud nigdy o nim nie mówiła. Pamiętam, jak lubiłeś tam przesiadywać. Teraz natomiast, jak wiesz, Smoky siedzi na górze całymi dniami i próbuje się przekonać, czy kiedykolwiek będzie działało. Studiuje książki na temat maszyn i zegarów. Nie wiem, jak mu idzie.
Więc on po prostu tu mieszkał, to znaczy Harvey, mieszkał z Norą w jej pokoju. Chodził pracować na górę, do planetarium. A potem spadł. I to cała historia.
Sophie prosi, żebyś uważał na gardło, bo w marcu można złapać bronchit.
Lucy będzie miała chłopca.
Czy ta zima nie wlecze się okropnie?
Twoja kochająca matka”.
No tak. Istnieją smutne albo przynajmniej dziwne sprawy w życiu jego rodziny, o których nie miał pojęcia. Pamiętał, jak opowiadał Sylvie, że w jego domu nigdy nie wydarzyło się nic strasznego. Oczywiście, wtedy nie wiedział jeszcze o prawdziwej i fałszywej Lilac. A teraz okazuje się, że była jeszcze sprawa biednego Harveya Clouda, młodego męża, który spadł z dachu w chwili swego największego triumfu.
Mógłby to jakoś wykorzystać w swoich scenariuszach. Zaczynał myśleć, że nie było rzeczy, której nie potrafiłby spożytkować. Miał niezwykłe zdolności do tego, prawdziwy dar. Wszyscy tak mówili.
Ale tymczasem kolejna scena działa się w mieście. To był łatwy fragment, odpoczynek po innych, bardziej skomplikowanych scenach. Tutaj wszystko było proste: grabież, pościg, ucieczka, triumf i klęska. Słabi muszą zginąć, tylko silni przetrwają. Z długiego rzędu książek, które zastąpiły na półce kieszonkowe wydania George’a, wybrał jedno ze starych dzieł doktora. Kiedy został scenarzystą, poprosił o przysłanie książek z Edgewood i tak jak się spodziewał, okazały się bardzo przydatne. Teraz czytał o przygodach Szarego Wilka i sącząc whisky, zaczął szukać materiału, który można by podkraść.
Tajemnica planetarium
Księżyc był srebrny, słońce złote albo przynajmniej pozłacane. Merkury był lustrzanym globem — pokrytym rtęcią, oczywiście. Smoky pamiętał, że w którymś rozdziale Architektury wiązano określone metale z określonymi planetami. Ale nie chodziło o konkretne planety, lecz te wydumane — magów i astrologów.
Planetarium, wykonane z mosiądzu, zaopatrzone w dębową skrzynkę, stanowiło jeden z wynalazków z przełomu wieków, które były oparte na racjonalnych i materialnych przesłankach. Był to solidnie zaprojektowany mechanizm — opatentowany wszechświat, zbudowany z prętów i kulek, z kółek zębatych i posrebrzanych, galwanizowanych sprężynek.
Dlaczego Smoky nie mógł pojąć, jak to działa?
Wpatrywał się uporczywie w mechanizm wychwytowy, który miał zamiar zdemontować. Jeśli zrobiłby to, nie poznawszy przedtem zasady jego działania, to prawdopodobnie nie umiałby złożyć go z powrotem. Na podłodze i na stolikach w korytarzu leżało już wiele takich zdemontowanych części, wyczyszczonych i owiniętych w przetłuszczone szmaty. Przeznaczenia tych elementów również nie zgłębił. Mechanizm wychwytowy był ostatni. Smoky pomyślał, nie po raz pierwszy, że w ogóle nie powinien był się do tego zabierać. Zerknął ponownie do Encyklopedii techniki na schemat urządzenia przypominającego to zakurzone i zardzewiałe, które miał przed sobą.
„E to koło wychwytowe, którego ząbki, podczas obrotu, dotykają wygiętego przesuwacza GFL w punkcie G. Aby przesuwacz nie odskoczył za daleko do tyłu, zabezpiecza go sworzeń H, a bardzo delikatna sprężynka K utrzymuje w stałej pozycji”. Boże, zimno tu. Bardzo delikatna sprężynka, czy to to? Dlaczego tutaj jest jakby trochę z tyłu? „Przesuwacz B porusza ramię FL, uwalniając koło wychwytowe, którego ząbki M…”. O Boże. Opis wykorzystał już połowę liter alfabetu. Smoky poczuł się bezradny, jakby zaplątany w sieć. Wziął szczypce i odłożył je z powrotem.
Pomysłowość projektantów była przerażająca. Smoky zrozumiał już podstawową zasadę działania mechanizmu zegarowego, na której opierały się te wszystkie wymysły. Wiedział, że mechanizm wychwytowy zabezpiecza siłę napędową po to, żeby cała energia nie została spożytkowana od razu, tylko wyładowywała się w tykaniu i poruszała wskazówki lub planety w równym tempie. Ruch ten trwał aż do całkowitego wyczerpania energii. Wtedy należało znowu nakręcić mechanizm. Wszystkie kolebniki, palety, sprężynki, bębenki stanowiły tylko zabezpieczenie regularnego ruchu. W przypadku planetarium w Edgewood najgorszą trudnością, która doprowadzała Smoky’ego do szału, było to, że nie mógł odkryć, co jest siłą napędową, co sprawia, że planety się poruszają. A ściślej mówiąc, odkrył już, gdzie mieści się mechanizm napędowy: w wielkiej, okrągłej, czarnej skrzyni o tak grubych ścianach jak staroświecki sejf. Obejrzał go nawet, ale nadal nie przychodziło mu do głowy, w jaki sposób może on cokolwiek wprawić w ruch, skoro wygląda tak, jakby sam wymagał uruchomienia.