— No, jeśli chcesz tu zostać, to proszę bardzo. — Zdał sobie sprawę, że proponuje jej pobyt w miejscu, które należało bardziej do niej niż do niego, i zaczerwienił się. — To znaczy, możesz tu oczywiście zostać, jeśli nie przeszkadza ci, że ja też tu będę.
Popatrzyła na niego z namysłem, który był całkowicie zrozumiały, zważywszy na nagłą przemianę w jego uczuciach, którą próbował ukryć.
— Naprawdę? — upewniła się. Uśmiechała się teraz. — Nie zajmę dużo miejsca.
— Prawdę mówiąc, nie ma tu zbyt wiele miejsca. — Zamieniając się w gospodarza, rozejrzał się z namysłem po pokoju. — Nie wiem, jak to zorganizujemy, ale jest krzesło i mój płaszcz już prawie wysechł, mogłabyś go użyć jako koca…
Zdawał sobie sprawę, że on sam, zwinięty w kącie, prawdopodobnie wcale nie zmruży oka. Kiedy tak gościnnie organizował jej nocleg, twarz Sylvie dziwnie spochmurniała. Nie wiedział, co jeszcze może jej zaproponować.
— Czy nie mogłabym po prostu skimnąć się na skrawku łóżka? — zapytała. — Na przykład w nogach. Jak się zwinę, to jestem naprawdę mała.
— Łóżka?
— Łóżka! — powtórzyła niecierpliwie.
— Jakiego łóżka?
Nagle zrozumiała, w czym rzecz, i roześmiała się.
— No nie — powiedziała — no nie, nie miałeś chyba zamiaru spać na podłodze? Nie do wiary! — Podeszła do masywnej szafy, która stała pod ścianą, wyciągnęła do góry rękę i przekręciła klamkę albo pociągnęła za dźwignię w ukrytej ścianie. Nie potrafiąc ukryć rozbawienia, opuściła na podłogę całą przednią ścianę (szuflady atrapy skrywały ołowiane ciężarki), która swobodnie opadła. W lustrze mignęła podłoga. W obu górnych narożnikach pojawiły się mosiężne gałki i kiedy ściana opadała, wysuwały się i zmieniały w nóżki, lokując się na miejscu dzięki mechanizmowi pracującemu na zasadzie siły ciężkości. (Będzie się później zachwycał jego genialnością). Łóżko miało ozdobny zagłówek. W górnej części szafy mieściły się teraz nogi łóżka. Był w nim materac, prześcieradła i dwie puchate poduszki. Śmiał się razem z Sylvie. Rozłożone łóżko zajmowało większą część pokoju. Składana sypialnia.
— Czy to nie jest świetne? — zapytała.
— O tak.
— Starczy miejsca dla dwóch osób, prawda?
— Pewnie. Właściwie… — Miał zamiar zaproponować jej całe łóżko. To było jedyne dobre rozwiązanie i zrobiłby to natychmiast, gdyby wiedział, że szafa skrywa łóżko. Ale zrozumiał, że ona sądzi, iż nie jest na tyle dżentelmeński, żeby przypuszczać, że będzie wdzięczna chociaż za pół łóżka, i przypuszcza, że on przypuszcza, że ona… Nagły przypływ sprytu zamknął mu usta…
— Naprawdę nie masz nic przeciwko temu? — zapytała.
— Nie.
— Nigdy nie sypiałam sama. Spałam z babcią przez wiele lat, także z moją siostrą. — Usiadła na łóżku. Było takie wysokie, że musiała się podciągnąć na rękach, a jej stopy nie sięgały do ziemi. Uśmiechnęła się do niego, a on odwzajemnił uśmiech. — No i… — powiedziała.
Przemiana pokoju była przemianą reszty jego życia, przemianą wszystkiego, co nie zmieniło się na skutek wyjazdu, podróży autobusem, Miasta, prawników i deszczu. Nic już nie będzie takie jak dawniej. Zdał sobie sprawę, że wpatruje się w nią błędnym wzrokiem i że ona opuściła oczy.
— Napijesz się jeszcze? — zapytał, trzymając w górze filiżankę.
— Okay. — Kiedy nalewał rum, powiedziała: — Dlaczego przyjechałeś do Miasta?
— Żeby szukać szczęścia.
— Hę?
— Chcę zostać pisarzem. — Rum i intymny nastrój sprawiły, że powiedzenie tego przyszło mu z łatwością. — Mam zamiar rozejrzeć się za pracą. Związaną z pisaniem. Może dla telewizji.
— Hej, świetnie. Wielka forsa.
— Mmm.
— Mógłbyś pisać coś takiego jak Inny świat.
— Co to jest?
— Serial.
Nie wiedział o tym. Zdał sobie sprawę z absurdalności swoich ambicji, kiedy rozmawiał o nich z Sylvie. Wracały do niego, odbite od niej, zamiast tak jak dotąd wybiegać nieskończenie w przyszłość.
— Prawdę mówiąc, nigdy nie mieliśmy telewizora — wyznał.
— Naprawdę? Ja będę mieć. — Sączyła rum, który jej dał. — Nie było was stać? George mi mówił, że jesteście bogaczami.
— Cóż, bogaczami. Nic mi o tym nie wiadomo. — Tak! Przecież to był ton, jaki przybierał Smoky, ale Auberon po raz pierwszy usłyszał to we własnym głosie: stawianie w myśli cudzysłowów. Czyżby się starzał? — Pewnie, że moglibyśmy kupić telewizor… Jaki jest ten serial?
— Inny świat. To taka mydlana opera.
— Aha.
— Bez końca. Przebrnie się przez jeden problem i zaczyna się następny. W większości głupie. Ale można się wciągnąć. — Znowu zaczęła drżeć. Podciągnęła nogi na łóżko, odsunęła kołdrę i owinęła nią stopy. Auberon podsycił ogień.
— Jest tam taka dziewczyna, która przypomina mnie samą — powiedziała, śmiejąc się z dezaprobatą. — Ale ona ma problemy. Ma być Włoszką, ale gra ją aktorka z P.R.[9] I jest piękna. — Powiedziała to takim tonem, jakby mówiła, że aktorka ma jedną nogę i w tym ją właśnie przypomina. — I ma swoje przeznaczenie i czasem pokazują, jak po prostu patrzy zamglonymi oczami, a w tle śpiewają jakieś głosy „aaaaaaaaach” i wiadomo, że myśli o swoim przeznaczeniu.
— Hm. — Całe drewno w skrzyni pochodziło z rozbiórki, były to przeważnie kawałki mebli, także ze zdobieniami. Lakier na wyżłobionym drewnie skwierczał i pokrywał się pęcherzami. Auberon odczuwał radość: stanowił cząstkę społeczności obcych, spalał, nieznany im, ich meble i inne przedmioty, tak samo jak oni, nie znając go, pobierali od niego pieniądze na straganach i robili mu miejsce w autobusach. — Przeznaczenie, ha.
— Taaak. — Wypatrywała się w lokomotywę na abażurze lampy, przemierzającą swój skrawek krajobrazu. — Ja mam przeznaczenie — oznajmiła.
— Ty?
— Tak. — Wypowiedziała tę sylabę w taki sposób, z takim wyrazem twarzy i drgnieniem ramion, jakby chciała powiedzieć: tak, to prawda, to długa historia i dlaczego ma mi przynosić zaszczyt coś, z czym nie mam nic wspólnego i co jest nawet trochę kłopotliwe, jak aureola. Wpatrywała się w srebrny pierścionek, który nosiła na palcu.
— Skąd wiadomo — odezwał się Auberon — że ktoś ma przeznaczenie?
Łóżko było takie wysokie, że siedząc na małym aksamitnym krześle u jego stóp, znajdował się absurdalnie nisko. Nienaturalnie ożywiony, wdrapał się na łóżko obok niej. Zrobiła mu miejsce. Zajmowali przeciwległe narożniki, opierając się na oparciach, które wystawały z zagłówka.
— Espiritista przeczytała moje — powiedziała Sylvie. — Wiele lat temu.
— Kto?
— Espiritista. Taka pani, która ma zdolności. No wiesz. Stawia karty i robi różne dziwne rzeczy, nadprzyrodzone.
— Och.
— Ta kobieta była kimś w rodzaju mojej ciotki, niezupełnie mojej, nie pamiętam, czyją była ciotką. Nazywaliśmy ją Titi, ale wszyscy mówili na nią La Negra. Miała ze mnie przepędzić nieczyste duchy. W jej mieszkaniu zawsze paliły się świece na takich małych ołtarzykach, zasłony były zaciągnięte i unosiły się takie dziwne zapachy, a na zewnątrz, na schodach przeciwpożarowych, trzymała dwa kurczaki. Nie wiem, co z nimi robiła i nie chcę wiedzieć. Była duża, nie gruba, ale miała takie silne, małpie ramiona i małą głowę i była czarna. Jakby błękitnoczarna, wiesz? Nie mogła naprawdę należeć do mojej rodziny. Więc kiedy byłam małym dzieckiem, byłam naprawdę strasznie niedożywiona. Nie chciałam jeść. Mama nie potrafiła mnie zmusić, byłam taka chuda, o taka. — Podniosła w górę mały palec z paznokciem pomalowanym na czerwono. — Doktor powiedział, że mam jeść wątróbkę. Wątróbkę! Rozumiesz? W każdym razie babunia doszła do wniosku, że może ktoś rzucił na mnie zły urok. Brujeria. Z daleka. — Poruszyła palcami jak hipnotyzer. — Z zemsty czy coś. Mama żyła wtedy z cudzym mężem. Więc może jego żona wynajęła espiritistę, żeby się na niej zemścić w ten sposób. — Dotknęła lekko jego ramienia, ponieważ odwrócił wzrok. Dotykała jego ramienia za każdym razem, kiedy odwracał spojrzenie i zaczynało go to trochę niepokoić, nie mógł już bardziej skupić uwagi. Pomyślał, że to pewnie jakiś jej dziwny nawyk, dopiero później stwierdził, że mężczyźni, którzy grali na ulicach w domino i kobiety, które pilnowały dzieci i plotkowały na rogu, również miały taki zwyczaj. Był to więc nawyk związany z rasą, sposób podtrzymywania kontaktu.