Gilles zostaje osadzony tym przemówieniem. Uspokaja się.
Gilles Wybacz mi.
Lisa Nie! Już nie wybaczam: chłoszczę!
Gilles Lisa…
Lisa Siadł! Wstań! Po jedzeniu położysz się na kanapie.
Gilles (patrzy na nią sławetnym spojrzeniem zbitego psa) Nie na kanapie. Pańciu, tylko nie na kanapie.
Lisa przygląda mu się i nagle wybucha śmiechem. On też. Znów stają się wspólnikami.
Lisa podchodzi i niemal czule wkłada mu rękę we włosy.
Lisa Nie kłamię, Gilles. Jesteś taki, jak opisuję. Mężczyzną. Mężczyzną, który mi odpowiada. Mężczyzną, którego kobiecie czasem udaje się spotkać.
Ich wargi muskają się.
Gilles Za dużo mówimy.
Lisa Zawsze to mówisz, kiedy…
Gilles Tak?
Lisa Kiedy…
Gilles Tak?
Lisa Za dużo mówimy.
Całują się, tym razem namiętnie, potem, jak pijani, padają na kanapę.
Gilles Mam ochotę na nową noc poślubną.
Lisa Wysoko stawiasz poprzeczkę.
Gilles Zrobimy to równie dobrze.
Lisa Gdzie pojedziemy?
Gilles Po co wyjeżdżać?
Lisa (leżąc pod nim, wzruszona) Gdzie?
Gilles Tutaj.
Lisa (zachwycona) Tak ci się spieszy?
Gilles Zgadzasz się?
Lisa (entuzjastycznie) Tak.
Gilles Nie trzeba jechać do Portofino.
Całuje ją. Po kilku sekundach Lisa przerywa pocałunek i lekko go odpycha.
Lisa Co ty powiedziałeś?
Gilles Nie trzeba jechać do Portofino.
Lisa Dlaczego do Portofino?.
Gilles Tam spędziliśmy noc poślubną, prawda?
Lisa Pamiętasz to?
Gilles Nie. Ty mi to przed chwilą powiedziałaś.
Lisa Na pewno nie. Powiedziałam: we Włoszech.
Gilles (spokojnie) Powiedziałaś: w Portofino.
Lisa Powiedziałam: we Włoszech.
Gilles To niemożliwe. Skąd mógłbym wiedzieć?
Lisa Gilles, odzyskujesz pamięć!
Gilles A skąd! Niczego nie odzyskuję.
Lisa Ale przecież przypomniało ci się…
Gilles Jestem pewien. To ty przed chwilą wspomniałaś o Portofino.
Lisa Powiedziałam: we Włoszech.
Gilles Może nie zdawałaś sobie z tego sprawy, ale wymieniłaś nazwę Portofino.
Lisa Nie powiedziałam Portofino, bo przed chwilą właśnie byłam na siebie wściekła, że nie mogę sobie przypomnieć nazwy tej miejscowości.
Lisa wstaje, staje naprzeciw niego i przygląda mu się.
Gilles przestaje się upierać.
Lisa powoli zaczyna rozumieć, co się stało.
Lisa Gilles, ty nie straciłeś pamięci.
Gilles Owszem.
Lisa Gilles, kłamiesz!
Gilles Ty też, Liso!
Mierzą się wzrokiem. Krążą wokół siebie jak dwa drapieżniki gotowe do ataku.
Lisa Ja kłamię?
Gilles Tak! Te obrazy są twojego pędzla, to ty malujesz! Gilles'a, który chodzi z tobą po sklepach, ty wymyśliłaś! A Gilles, który przesiaduje w domu i nigdy cię nie zdradza, to ten, z którym wolałabyś dzielić życie!
Lisa (boleśnie) Pamiętasz…
Gilles Nie. Pamiętam tylko, że taki nie jestem!
Lisa (płaczliwie) Mój Boże, nie, nie zacznie się wszystko od nowa.
Gilles Co się nie zacznie od nowa?
Lisa nie odpowiada. Bierze się w garść. Podchodzi do niego, chwyta poduszkę i uderza go w twarz.
Lisa (twardo) Nigdy nie straciłeś pamięci. Pamiętasz.
Gilles Nie. Wcale.
Lisa Nie wierzę ci. Pamiętasz.
Gilles Częściowo.
Lisa Przestałam ci wierzyć.
Gilles To wraca, ale brakuje mi jeszcze niektórych kawałków.
Lisa (nadal go bije) Pamiętasz!
Gilles Nie pamiętam ostatniego dnia…
Lisa (zastyga z ręką w powietrzu) Ostatniego dnia?
Gilles Dnia wypadku. Nic mi się nie przypomina.
Lisa (obsypuje go gradem ciosów) Bajki opowiadasz! Wiesz wszystko i tylko bawisz się moim kosztem!
Gilles Nie pamiętam ostatniego dnia!
Lisa Twoja fałszywa amnezja to tortura, którą wymyśliłeś, żeby mnie ukarać. Smażysz mnie na małym ogniu. Chcesz napędzić mi wstydu. Bawią cię moje głupie odpowiedzi. Jesteś…
Gilles (szczerze) Za co miałbym cię karać, Lisa?
Lisa przestaje go okładać, śmieje się z przymusem.
Gilles chwyta ją za rękę.
Gilles Za co miałbym cię karać?
Lisa chce się oswobodzić, lecz kiedy zdaje sobie sprawę, że w pytaniu nie ma ironii ani podtekstów, uspokojona, wzrusza ramionami.
Lisa Przepraszam. Ty miałeś dwa tygodnie szpitala, lekarzy, pielęgniarki i lekarstwa, żeby się zregenerować, a ja siedziałam tutaj sama i się denerwowałam. Nikt się o mnie nie troszczył. Potrzebuję, żeby się mną zajmowano.
Gilles delikatnie całuje ją w rękę.
Gilles Moja głowa jest jak książka, w której brakuje stronic. Zwłaszcza tych ostatnich. Nie przypominam sobie dnia wypadku.
Lisa W ogóle?
Gilles W ogóle. (patrzy jej w oczy) Przysięgam.
Lisa stwierdza, że mówi szczerze.
Gilles Domyślam się, że winien ci jestem przeprosiny.
Lisa Tak.
Gilles Duże?
Lisa Wątpię, żeby udało ci się spłacić dług.
Gilles Pamięć wróciła mi w poniedziałek. To był stopniowy proces. Jakby gąbka nabierała objętości, w miarę jak padają na nią krople. W poniedziałek z jakiegoś powodu nie mogłaś przyjść. Więc pęczniałem sam, nie mówiąc nic lekarzom. Odnajdywałem całe partie naszej historii, naszego małżeństwa, naszej namiętności. Byłem dumny. We wtorek, kiedy się pojawiłaś, miałem ci to oznajmić, lecz powstrzymałaś mnie kłamstwem. Pierwszym.
Lisa Ja?
Gilles Przyniosłaś mi książki, całą kolekcję moich kryminałów, żeby pobudzić mi pamięć. Ale zapomniałaś jednego. Którego? Małych zbrodni małżeńskich. Patrząc na listę, zwróciłem ci na to uwagę. Odpowiedziałaś, że to nie ma znaczenia., bo przecież nie cierpię tej książki i żałuję, że ją napisałem. Małe kłamstewko wypowiedziane tonem nie znoszącym sprzeciwu. To właśnie ono zamknęło mi usta.
Lisa mruczy coś pod nosem, nie próbując zaprzeczyć.
Gilles Zacząłem się zastanawiać. zawsze byłem bardzo dumny z Małych zbrodni małżeńskich, powtarzałem na prawo i lewo, że jeśli miałaby pozostać po mnie jakaś książka, to powinna być właśnie ta, natomiast ty najspokojniej w świecie twierdziłaś coś zupełnie przeciwnego.