– Rozumiem. – Obiecałam sobie, że przyjrzę się bliżej jednemu z tych diabelnych urządzeń. Trzeba być na bieżąco z postępem techniki. – Potrafisz więc zidentyfikować maszynę, na której napisano ten list?
– Jeżeli ją znajdę… W tym cała trudność.
– No właśnie, nie wiesz nawet, gdzie rozpocząć poszukiwania.
– A cóż to za różnica? – wtrąciła Evelyn. – Wróciłaś bezpiecznie do domu i tylko to się liczy. Bogu dzięki, że zdążyliście na czas!
– Czasu mieliśmy aż nadto – odparł Emerson, nieskory do przypisywania jakichkolwiek zasług niebiosom. – Pojechaliśmy prosto do pani Pankhurst w Clement’s Inn i zgodnie z naszymi przypuszczeniami okazało się, że nie wysłała żadnej wiadomości. David chciał natychmiast pędzić szukać cię, moja droga, lecz wyperswadowałem mu to wariactwo.
– Wiem, jaki potrafi być impulsywny. – Uśmiechnęłam się do przyjaciela mojego syna. Oczywiście to Emerson chciał jeździć jak szalony po całym Londynie, usiłując mnie odnaleźć.
– Nie mieliśmy innego wyjścia, musieliśmy czekać na ciebie w pobliżu miejsca rzekomego spotkania – tłumaczył Ramzes. – Czekaliśmy przynajmniej przez kwadrans, zanim się zjawiłaś, mamo, i zapewniam cię, że rozglądaliśmy się bacznie, ale niestety owe sczepione pojazdy nie wzbudziły naszych podejrzeń. Zbyt częsty to widok na ulicach; tym razem oczywiście było to zaaranżowane. Woźnice byli z pewnością wspólnikami Sethosa, tak samo jak te typy z furgonu. Całą operację zaplanowano i przeprowadzono bardzo zręcznie. Gdyby nie to, że ojciec błyskawicznie wyskoczył z automobilu i przedarł się siłą przez tłum, zostałabyś porwana.
– Szkoda, że tego nie widziałam – zaśmiała się Nefret, zawinięta w róg dywanu. – Ilu cyklistów rozdeptałeś po drodze, kochany profesorze?
– Jednego czy dwóch – odparł spokojnie zagadnięty. – Pamiętam też, że wspiąłem się na wóz wyładowany czymś warzywnym. Pewnie ziemniakami.
– Czymś bardziej mięsistym – sprostowałam, nie kryjąc uśmiechu. – Mam nadzieję, że Bob zdoła doczyścić twoje buty. Chyba lepiej będzie, jeśli pójdziesz się przebrać.
– Ty także powinnaś to zrobić – odparł mój mąż, wbijając we mnie znaczące spojrzenie swoich błękitnych oczu.
– Oczywiście, kochanie.
Wsunąwszy sobie moją rękę pod ramię, Emerson wyprowadził mnie z pokoju.
Sądziłam naturalnie, że bardzo chciałby wyrazić ulgę z powodu uratowania mnie i zamierza to zrobić we właściwy sobie uczuciowy sposób. Tym razem jednak się myliłam. Pomógł mi jak zwykle przy haftkach i ściągnięciu butów, lecz kiedy tylko zdjął ze mnie wierzchnie odzienie, obrócił mnie w koło i poddał dokładnym oględzinom, bardziej jak lekarz niż spragniony pieszczot małżonek.
– Wyglądasz, jakby cię zrzucono w beczce z Wodospadu Wiktorii – stwierdził.
– Czuję się lepiej, niż ci się zdaje – zapewniłam go, nie całkiem zgodnie z prawdą. Liczne siniaki utrudniały mi ruchy, a ramię bolało wściekle. Widocznie upadłam na nie, kiedy ten zbir cisnął mnie do furgonu.
Emerson przeczesał długimi palcami moje włosy, a potem ujął mnie za podbródek i uniósł moją twarz do światła.
– Masz sińca na brodzie i guza z tyłu głowy. Czy on cię uderzył w twarz, Peabody?
– Nie pamiętam – zapewniłam go pospiesznie, nie dając się zwieść nienaturalnie rzeczowemu tonowi jego głosu. – To wszystko działo się tak szybko…
– Oczywiście. No cóż, widywałem cię w gorszym stanie, ale mimo to zamierzam położyć cię do łóżka, Peabody, i wezwać doktora.
Nie chciałam się temu poddać, jednak po nieco gwałtownej wymianie zdań zgodziłam się, by obejrzała mnie Nefret. Wyraz jej twarzy przekonał mnie, że przedstawiam dość przykry widok, pozwoliłam więc się zbadać, co uczyniła z delikatnością i wprawą doświadczonego medyka.
– Kości są całe – stwierdziła w końcu. – Ale ten zbir potraktował cię bardzo brutalnie.
– Stawiałam opór – wyjaśniłam.
– Rozumiem. – Uśmiechnęła się do mnie czule. – Przez kilka dni będzie zesztywniała i obolała, profesorze, ale z pewnością dopilnuje pan, żeby się nie przemęczała.
Emerson z wielką przyjemnością pomógł mi przy kolejnych wstążkach i guzikach. Uparł się także, że włoży mi bambosze, i kiedy klęczał u moich stóp, stanowił tak wzruszający obraz męskiego oddania, że nie oparłam się pokusie odgarnięcia gęstych czarnych loków z jego czoła i pocałowania go w brew. Za pierwszym działaniem poszły kolejne i w rezultacie zeszliśmy na obiad nieco spóźnieni.
Dzieci były w doskonałych humorach, szczególnie Lia, rozprawiająca wyłącznie o zbliżającej się podróży. Spostrzegłam z rozbawieniem, że włożyła jedną z wyszywanych sukni Nefret i upięła sobie włosy w jej stylu. Nie pasowało to do niej aż tak bardzo jak do starszej z dziewcząt, lecz wyglądała bardzo ładnie z rumieńcami podniecenia na policzkach i roziskrzonym spojrzeniem. Chłopcy przekomarzali się z nią, strasząc wężami, skorpionami i szczurami i obiecując chronić ją przed wszystkimi tymi okropnościami.
Ich radość odwróciła w pierwszej chwili moją uwagę od nastroju rodziców Lii, milczących i jakby skrępowanych. Bardzo podziwiam mojego szwagra; to kochający mąż i ojciec, lojalny brat i zdolny naukowiec. Nie umie jednak ukrywać swych emocji i widać było, że coś go trapi, a zakłopotany wzrok Evelyn wędrował w tę i z powrotem pomiędzy mną i córką.
Wyjawili swój problem dopiero w bibliotece, gdzie przenieśliśmy się na kawę. Walter zaczął od poinformowania Emersona, że pozwolił sobie powiadomić o całym zdarzeniu policję.
– O jakim zdarzeniu? – zdziwił się Emerson. – Ach, o tym! No i po coś to zrobił?
– Słowo daję, Radcliffe, podchodzisz do tego aż nazbyt spokojnie! – wykrzyknął Walter. – Napadnięto brutalnie twoją żonę…
Emerson trzasnął filiżanką o spodek. Wylało się niewiele kawy, gdyż większość wypił, usłyszałam jednak odgłos pękania porcelany.
– Do kroćset, Walterze, jak śmiesz sugerować, że nie obchodzi mnie jej bezpieczeństwo?! Sam załatwię sprawę z Sethosem. Cholerna policja i tak nic tu nie pomoże!
Podsumuję tu tę dyskusję, bo stała się cokolwiek gorąca i nie nadaje się do szczegółowego przedstawienia. Emerson nie lubi, by kwestionowano jego osąd, a jego brat był w niezwykłym jak na siebie stanie podekscytowania. Skończyło się to tak, jak się obawiałam: Walter obwieścił, że nie pozwoli córce towarzyszyć nam w tym roku.
Wszyscy zaczęli mówić jednocześnie, a Gargery, drżący z oburzenia od chwili, gdy Walter oskarżył Emersona o zaniedbanie, upuścił jedną z moich najlepszych filiżanek. Lia, przekonawszy się, że ojciec nie zmieni zdania, wybuchnęła płaczem i wybiegła z pokoju, a Nefret za nią. Odesłałam Gargery’ego, by nie siał dalszego spustoszenia wśród porcelany, i namówiłam Evelyn, żeby poszła do córki. Posłała mi wymowne spojrzenie, na które odpowiedziałam uśmiechem i skinieniem głowy, bo doskonale rozumiałam jej dylemat. Zaryzykowałaby własne życie, by bronić mnie przed niebezpieczeństwem, jednak bezpieczeństwo dziecka to całkiem co innego.
Sama nie sądziłam zresztą, żeby cokolwiek groziło mnie lub pozostałym, i wyraziłam tę opinię, gdy tylko mężczyźni przestali na siebie krzyczeć. Argumentowałam sensownie i powinnam była ich przekonać, odkryłam jednak ku swej irytacji, że zwrócił się przeciwko mnie właśnie ten, po którym spodziewałam się poparcia – mój ukochany mąż.
– No cóż, Walterze, rozumiem twój punkt widzenia – powiedział uprzejmym tonem, jakiego używa zwykle po swoich wybuchach gniewu. – Twojej córce nic by nie zagrażało, gdyby była ze mną… Co powiedziałeś, Ramzesie?