– Aa, tutaj jesteś, mój drogi – powiedziałam. – Mam nadzieję, że nie czekałeś zbyt długo.
Emerson był w tak podłym nastroju, że nie zauważył mojego sarkazmu.
– Czy wiesz, ile zabrało Davisowi opracowanie tego grobu? – zapytał. – Trzy tygodnie! A my spędziliśmy przy grobie Tetiszeri trzy lata! Człowiek zaczyna się zastanawiać…
– W pełni się z tobą zgadzam, mój drogi – ucięłam jego tyradę – ale pora na lunch. Gdzie David i Ramzes?
– Poszli oglądać papirusy – odparł Emerson i machnął ręką w stronę drzwi.
Chociaż organizacja ekspozycji przez pana Maspero pozostawiała wiele do życzenia, większość papirusów zgromadził w jednej sali. Ramzes z Davidem pogrążeni byli w kontemplacji jednego z najświetniejszych – papirusu pogrzebowego, sporządzonego dla królowej z dwudziestej pierwszej dynastii.
„Księga umarłych” to współczesna nazwa. Ten starożytny zbiór zaklęć, mający odpędzać niebezpieczeństwa, grożące ludziom ze strony świata pozagrobowego, i prowadzący zmarłego ku życiu wiecznemu, nazywano bardzo różnie: „Księgą Tego, Co Jest w Zaświatach”, „Księgą Wrót”, „Księgą Wychodzenia za Dnia” i tak dalej. Owe ochronne formułki często uwieczniano na trumnach lub na ścianach grobowców. Później wypisywano je na papirusach i ozdabiano malunkami, które ukazywały różne etapy pośmiertnej drogi zmarłego do raju. Długość zwoju, a tym samym jego skuteczność, zależała od sumy pieniędzy, jaką kupujący był w stanie zapłacić. Tak więc nieśmiertelność też można było sobie zapewnić za pieniądze. Nie szydźmy jednak z niewinnych pogan, drogi Czytelniku. Średniowieczny Kościół również sprzedawał odpusty i modlitwy za zmarłych, a i wśród nas są dzisiaj ludzie, którzy wspierają instytucje religijne w nadziei odpuszczenia kary za grzechy.
Ale do rzeczy. Z historią, którą tu przedstawiam, bardziej wiąże się pochodzenie niektórych z tych papirusów. Grzebano je razem ze zmarłym, czasem umieszczając je przy boku lub między nogami mumii. Zwój, który badali chłopcy, pochodził z Deir el Bahari. Mumie wielu osobistości z rodów królewskich przeniesiono z ich pierwotnych, splądrowanych grobów i ukryto w rozpadlinie na wzgórzach pod Tebami, gdzie doczekały nienaruszone aż do lat osiemdziesiątych ubiegłego stulecia. Odkryli je dopiero rabusie grobów z wioski Gurna na Zachodnim Brzegu, którzy sprzedawali potem przez kilka lat różne pochodzące z nich eksponaty na czarnym rynku. W końcu jednak Departament Starożytności wpadł na ich trop i zmusił do wskazania pierwotnego miejsca pochówku. Sponiewierane, zbezczeszczone mumie i pozostałości ich grzebalnego wyposażenia przeniesiono do muzeum.
Nefret przyłączyła się do chłopców. Musiała dać Ramzesowi kuksańca, żeby się odsunął, po czym nachyliła się nad gablotą i wbiła wzrok w papirus.
– Jest o wiele ciemniejszy od… innych, które widziałam – oświadczyła.
– Zawsze ciemnieją, kiedy się je wystawi na działanie światła, zwłaszcza w takich warunkach jak tutaj – burknął Emerson. – Ta gablota jest równie brudna wewnątrz, co z zewnątrz. Ten idiota Maspero…
– To dwudziesta pierwsza dynastia – wtrącił David. – Te papirusy są zazwyczaj ciemniejsze od wcześniejszych.
Powiedział to z pewnością siebie, którą okazywał jedynie wtedy, gdy wypowiadał się na temat swojej specjalności. Słuchaliśmy go z respektem, jakiego w takich razach oczekiwał. Gdy skończył mówić, odsunął się, bym mogła podejść do gabloty.
– Jest bardzo piękny – stwierdziłam. – Takie papirusy kojarzą mi się zawsze ze średniowiecznymi manuskryptami. Te same długie linijki eleganckiego pisma, te same malowane miniatury… A ta scena przedstawia ważenie serca zmarłego za pomocą symbolu prawdy… cóż za czarująco naiwna koncepcja! Anubis prowadzi królową, w koronie i najpiękniejszym stroju, do komnaty, w której siedzi na tronie Ozyrys. Tot, boski skryba o głowie ibisa, trzyma w pogotowiu pióro, czekając na ogłoszenie werdyktu. Za nim stoi Ammut, gotowa pożreć duszę, która nie przejdzie sprawdzianu.
– Dla kogo właściwie wygłaszasz ten wykład, Peabody? – przerwał mi Emerson. – Turystów tu nie ma, a wszyscy obecni są równie dobrze obeznani z tematem, jak i ty.
Nefret próbowała oczywiście taktownie złagodzić tę krytyczną wypowiedź (chociaż po prawdzie nigdy sobie nie biorę do serca sarkazmu Emersona).
– A ten milutki mały pawian, siedzący na szczycie wagi… to także Tot, prawda? – zapytała. – Ale czemu pojawia się dwukrotnie w tej samej scenie?
– Kochanie, teologia starożytnych Egipcjan to istny galimatias – odparłam. – Małpa u góry wagi, a w innych przedstawieniach obok niej, jest jednym z symboli Tota, wątpię jednak, by nawet mój uczony mąż umiał wyjaśnić, co ona tam robi.
Emerson wydał z siebie jakieś burknięcie i Nefret pospiesznie ujęła go pod ramię.
– Jestem okropnie głodna – oznajmiła. – Może byśmy już poszli na lunch?
Pociągnęła mojego męża za sobą, a ja z chłopcami ruszyłam ich śladem. Ramzes podał mi ramię z rzadko u niego spotykaną kurtuazją.
– Zgrabnie to przeprowadziła – zauważył. – Ojciec wskoczyłby do paszczy krokodyla, gdyby go o to poprosiła. Naprawdę nie powinnaś go prowokować, mamo, kiedy jest tak poirytowany.
– To on zaczął – odparłam i roześmiałam się, tak dziecinnie to zabrzmiało. – Kiedy odwiedza muzeum, zawsze popada w rozdrażnienie.
– A co powiedział Maspero? – zapytał Ramzes. – Jestem pewien, że próbowałyście z Nefret zmienić jego nastawienie.
– Powiedział „nie” i ma do tego prawo, jak sądzę. Skoro już dał zezwolenie na prowadzenie wykopalisk panu Davisowi, nie może go unieważnić bez sensownego uzasadnienia. Nie pojmuję, dlaczego twój ojciec tak się upiera przy Dolinie. Przecież to tak, jakby sam sobie sypał sól na ranę. Ciśnienie mu skacze za każdym razem, kiedy Davis dokonuje nowego odkrycia. Grobowiec Tetiszeri to osiągnięcie mogące dowartościować każdego archeologa, ale znasz ojca. Sporo czasu już upłynęło, odkąd natrafiliśmy na jakiś znaczący obiekt, i Emerson byłby zachwycony, mogąc znów się pochwalić znaleziskiem wysokiej klasy.
– Hmm… – mruknął Ramzes i zamilkł.
4
Przedstawiłam oczywiście Emersonowi propozycję Maspero i zapytałam:
– Co byś powiedział na Abusir, mój drogi? Albo Medum? Na Saharze są całe obszary wręcz proszące się o wykopaliska.
– Tak ochoczo chcesz opuścić nasz dom w Luksorze, Peabody? Zbudowaliśmy go z myślą o skoncentrowaniu się na tamtym rejonie. Do diaska, przysiągłem, że dokończę tę robotę, i oburzają mnie twoje ciągłe próby… – Ale po chwili jego twarz złagodniała i dodał burkliwie: – Wiem, jak bardzo tęsknisz za piramidami, moja droga. Zgódź się na jeszcze tylko ten jeden sezon, a potem zobaczymy. Czy taki kompromis cię zadowala?
W mojej opinii nie był to żaden kompromis, bo Emerson nie przyrzekł niczego konkretnego. Usatysfakcjonowały mnie jednak przejawy uczucia, towarzyszące tej wypowiedzi, wyraziłam więc zgodę i temat został zarzucony – przynajmniej na razie.
Nasza rozmowa miała miejsce w hotelu Shepheard’s, moim ulubionym. Emerson przystał łaskawie, byśmy pomieszkali w nim kilka dni przed opuszczeniem Kairu, a pretekst do tego był taki, że łatwiej mi będzie przygotować tam moje coroczne przyjęcie. Tak naprawdę jednak, choć przyznawałam to z niechęcią, nasza dahabija stała się zbyt ciasna i niewygodna dla powiększonej rodziny. Były tam tylko cztery kajuty i jedna łazienka, a ponieważ wszyscy byliśmy zaangażowani w prace naukowe, salon zastawiony był biurkami i zarzucony książkami i notatkami. Nie było nawet gdzie usiąść do obiadu. Fatima nie mogła spać na dolnym pokładzie z załogą, trzeba więc było oddać jej jedną kajutę. (Chciała spać na korytarzu lub na podłodze w pokoju Nefret, lecz oba te rozwiązania nie wchodziły w grę). Ramzes musiał wobec tego dzielić kajutę z Davidem i nie sądzę, bym musiała opisywać stan tego pomieszczenia jakiejkolwiek matce młodych mężczyzn. Żeby się dostać do łóżka, trzeba było brnąć przez zwały książek i rozrzuconych wszędzie części odzieży.