Musiałam więc w końcu uświadomić sobie smutną prawdę (Emerson jako mężczyzna w ogóle nie zauważał opisanych wyżej niedogodności). Kiedy byliśmy wszyscy razem, „Amelia” już nie mogła być dla nas odpowiednim mieszkaniem. Pomyślałam jednak, że ten stan nie będzie trwał w nieskończoność. David miał już dwadzieścia jeden lat i szybko zyskiwał renomę utalentowanego artysty i projektanta – i wkrótce mógł zapragnąć żyć na własny rachunek. Nefret z kolei z pewnością niebawem wyjdzie za mąż – dziwiło mnie, że nie zaakceptowała jeszcze żadnego z licznych starających się, którzy ją nieustannie oblegali. Ramzes zaś… cóż, chyba żadna istota ludzka nie potrafiłaby odgadnąć, co ten chłopak zamierza. Czułam dziwną pewność, że będzie to coś, co mi się nie spodoba, ale przynajmniej można było liczyć na to, że przedtem się wyprowadzi i zrobi to gdzieś poza domem. Ta perspektywa powinna się wydawać przyjemna… mieszkać znów tylko z Emersonem, bez tych kochanych, lecz jakże absorbujących młodych ludzi – to było kiedyś moje marzenie. I oczywiście nadal jest…
Odbywszy z panem Baehlerem rozmowę na temat przygotowań do przyjęcia, poszłam odpocząć na tarasie, czekając, aż Emerson i Nefret przyjdą na herbatę. Na bezchmurnym niebie świeciło słońce, rozpłomieniając fezy i obszyte złotem kamizelki dragomanów, zgromadzonych przy schodach hotelu. Lekki wietrzyk przyniósł do moich wdzięcznych nozdrzy woń róż i jaśminu z wózków kwiaciarzy. Nawet turkot kół i pokrzykiwania dorożkarzy oraz porykiwanie osłów i wielbłądów sprawiały mi przyjemność, były to bowiem odgłosy Egiptu, święte dla mnie, bliskie i ukochane. Emerson oświadczył, że musi udać się do Instytutu Francuskiego, a Nefret powiedziała, że wybiera się na zakupy. Przez wzgląd na to, co z upodobaniem nazywała moimi staroświeckimi zasadami, zabrała ze sobą Fatimę. Chłopcy też gdzieś zniknęli. Nie mieli już zwyczaju tłumaczyć mi się ze swych poczynań, nie przypuszczałam jednak, by robili coś, czego nie powinni. Dlaczego więc nękały mnie nieprzyjemne przeczucia, a mój umysł błądził niespokojnie?
Przeczuć tych nie pobudzały bynajmniej myśli o moim starym adwersarzu oraz (jak on sam twierdził) wielbicielu, Mistrzu Występku. Emerson już nawykowo uważał, że człowiek ten stoi za każdym niebezpiecznym czy tajemniczym zdarzeniem. To, że się zwykle mylił, wcale nie pomniejszało jego podejrzeń i wiedziałam (choć usiłował to przede mną ukryć), że buszuje po bazarach i kawiarniach Kairu, szukając dowodów na to, iż Sethos podąża naszym śladem.
Ja jednak miałam powody sądzić, że tym razem tak nie jest. Zresztą właśnie ta pewność była jedną z przyczyn mojego niezadowolenia. Po raz pierwszy od lat nie czekała nas żadna ciekawa przygoda, nie mogłam nawet liczyć na list z pogróżkami od nieznanego złoczyńcy! Nie zdawałam sobie sprawy, jak bardzo przywykłam do tego rodzaju wydarzeń. Przyznaję, że zazwyczaj nasze przygody zabawniej było wspominać, niż je przeżywać, lecz kiedy mam wybierać pomiędzy niebezpieczeństwem i nudą, zawsze wybiorę to pierwsze. Tak więc czułam pewne zniechęcenie, tym większe, że i same wykopaliska nie zapowiadały się zbyt ekscytująco.
Spojrzałam na zegarek. Nefret jeszcze nie była spóźniona, zresztą nie umówiłyśmy się na konkretną godzinę, powinna jednak już tu być. Postanowiłam jej poszukać.
Kiedy zapukałam do drzwi jej pokoju, nikt nie odpowiedział i sądziłam, że dziewczyna jeszcze jest w mieście. Jednak gdy już odwracałam się, drzwi uchyliły się i pojawiła się w nich jej twarz. Nefret wyglądała na lekko zmieszaną.
– Ach, to ty, ciociu Amelio – powiedziała. – Czy chcesz już siadać do herbaty?
– Chcę i czekam na ciebie od kwadransa – odparłam, stając na palcach i próbując dojrzeć, co się dzieje w pokoju, skąd dobiegały jakieś dziwne odgłosy. – Czy ktoś u ciebie jest? Może Fatima?
– Ee… nie. – Usiłowała zniechęcić mnie do wejścia spojrzeniem, lecz oczywiście nie miała szans, więc z lekkim uśmieszkiem odsunęła się od drzwi. – To tylko Ramzes z Davidem.
– Nie rozumiem, czemu to taka tajemnica – zdziwiłam się. – Witajcie, chłopcy. Czy przyjdziecie na herbatę?
Obaj stali, ale jeden z pewnością leżał przedtem na łóżku, bo kapa była zmięta. Darowałam sobie komentarz, ponieważ byli należycie ubrani – choć Ramzes nie miał na szyi krawata, którego nie było też nigdzie w zasięgu wzroku.
– Witaj, mamo – powiedział mój syn. – Oczywiście, chętnie napijemy się z tobą herbaty, jeśli sobie życzysz.
– Owszem, życzę sobie. Ale gdzie twój krawat? Znajdź go i załóż, zanim zejdziesz na dół.
– Dobrze, mamo.
– Spotkamy się na tarasie.
– Dobrze, mamo.
– Za pół godziny.
– Dobrze, mamo.
Z manuskryptu H
Nefret zamknęła drzwi, odczekała pół minuty i znowu je uchyliła, wyglądając na korytarz.
– Poszła.
– Myśleliście, że będzie podsłuchiwać pod drzwiami? – zapytał David.
Nikt mu nie odpowiedział. Ramzes starannie wygładził kapę na łóżku, a z jego ust wydobyło się westchnienie ulgi.
– Tym razem nic się nie stało – powiedział. – Ale nie możemy dłużej działać w ten sposób.
– Już więcej tak nie zrobimy – odparła Nefret. – Ale musieliśmy przecież przyjrzeć się lepiej papirusowi, a nie mogliśmy tego zrobić na łodzi. Nasze kajuty są zbyt ciasne, poza tym Fatima ciągle przychodzi zapytać, czy czegoś nie potrzebuję. Mądrze zrobiłeś, Ramzesie, namawiając ciotkę Amelię na przeprowadzkę do hotelu.
– Matce się wydaje, że to jej pomysł – mruknął Ramzes.
David zaprojektował i skonstruował pojemnik, dzięki któremu można było oglądać po jednym dwunastocalowym fragmencie zwoju, przewijając papirus z jednego końca do drugiego. Oglądaliśmy właśnie tę samą scenę, którą widzieliśmy na papirusie w muzeum – ważenie duszy – lecz przedstawioną o wiele bardziej wyraziście i zarazem subtelniej. Kandydatka do raju stała przed wagą, jej smukła sylwetka prześwitywała poprzez białą, lnianą suknię. Na jednej szali wagi leżało serce zmarłej – siedlisko uczuć i sumienia – na drugiej zaś pióro Maata, symbol prawdy, sprawiedliwości i ładu. Los człowieka, którego uznano za winnego, był przerażający. Zjadała go Ammut – Pożeraczka Dusz, potwór o głowie krokodyla, korpusie lwa i zadzie hipopotama.
– Tak oczywiście nigdy się nie działo – powiedział Ramzes – ponieważ zmarłego chronił papirus, nie tylko zapewniając pomyślny rezultat ważenia, lecz również…
– Nie mam ochoty słuchać wykładu o religii Egiptu – przerwała mu Nefret. – Ten zwój przypomina papirus królowej, lecz jest znacznie dłuższy i piękniej wykonany.
– Jest starszy od niego o dwieście lat – przypomniał jej David. – Pochodzi z dziewiętnastej dynastii. Papirusy z tego okresu mają jaśniejsze barwy i są mniej kruche od tych późniejszych. Chyba go nie uszkodziliśmy, ale Ramzes ma rację, że powinniśmy trzymać go w zamknięciu i więcej nie odwijać.
– Mam wątpliwości, czy nam się to uda – mruknął Ramzes.
– To znaczy?