Выбрать главу

Z kolekcji listów B

Powiadomiłam Ramzesa i Davida, dokąd się wybieram. Tym razem nie było to konieczne, chciałam się jednak trzymać naszych ustaleń, żeby nie dawać im pretekstu do ich omijania. Ramzes zaczyna się robić nerwowy jak stara ciotka – próbował wybić mi ten pomysł z głowy, ale go wyśmiałam. Wtedy oznajmił, że razem z Davidem idą ze mną. Mężczyźni potrafią być naprawdę męczący! Myślałam, że już nigdy nie wyjdziemy.

Profesor jest oczywiście kochany. Posłał taksówkę, żeby zabrała Fatimę z łodzi i zawiozła nas na lekcje. Biedaczka była zupełnie oszołomiona. Kiedy usiłowała mu podziękować, nie mogła w ogóle sformułować składnego zdania.

Profesor poczerwieniał i burczał jak zwykle, gdy usiłuje ukryć emocje lub zakłopotanie.

– Hmm… Gdybym był wiedział, że chodzisz do miasta na te wieczorne lekcje, Fatimo, postarałbym się, żeby cię zawożono – powiedział. – Powinnaś mieć więcej rozumu i nie poruszać się sama po ulicach o tej porze.

Ktoś, kto go nie zna, mógłby pomyśleć, że się złości, ale Fatima zna go bardzo dobrze. Jej oczy błyszczały spod czarnej zasłony niczym gwiazdy.

– Tak, Ojcze Przekleństw – szepnęła. – Słyszę cię i posłucham.

Emerson eskortował nas aż do taksówki i zagroził kierowcy najróżniejszymi nieprzyjemnościami, jeżeli będzie jechał zbyt szybko, zderzy się z innym pojazdem lub zabłądzi. To ostatnie nam nie groziło, bo Fatima doskonale znała drogę.

Dom, w którym odbywały się lekcje, stał przy Sharia Kasr el Eini. Była to nieduża rezydencja z niewielkim ogrodem, w którym rosły drzewa pieprzowe i palmy. Służący w galabii i fezie wskazał nam z ukłonem pokój po prawej.

Było to małe i marnie umeblowane pomieszczenie. Czekałyśmy dość długo. Wreszcie pojawiła się madame Hashim, wylewnie przepraszając nas za tę niedogodność.

Za młodu musiała być bardzo piękna. Jak wiele Syryjek, miała jasną cerę, łagodne brązowe oczy i delikatnie zarysowane brwi. Odziana była w suknię z czarnego jedwabiu, a na głowie miała habarę z tej samej tkaniny. Spod sięgającej do kostek sukni wystawały jednak modne sandały z pasków, a białą szyfonową zasłonę opuściła tak nisko, że okalała jej twarz niczym barbet średniowiecznej zakonnicy. Być może sama zacznę nosić coś takiego, kiedy się zestarzeję – pomaga ukryć drobne usterki urody w rodzaju obwisłego podbródka i zmarszczek na szyi.

Powitała mnie po francusku:

– C’est un honneur, mademoiselle. Ale spodziewałam się, że znamienita madame Emerson również przybędzie.

Wyjaśniłam jej w swojej kulawej francuszczyźnie, że znamienita madame Emerson była już umówiona wcześniej, ale przesyła pozdrowienia i ma nadzieję złożyć wizytę w przyszłości.

– Podzielam tę nadzieję – odparła pani Hashim. – Moja praca tutaj to niewielka rzecz, ale poparcie madame Emerson dla naszej sprawy byłoby bardzo cenne.

Otworzyła kolejne drzwi i wprowadziła nas do pokoju, w którym na podłodze siedziała gromadka kobiet. Razem z Fatimą było ich osiem – najmłodsze miały może dziesięć, dwanaście lat, a najstarszą była pomarszczona staruszka.

Usiadłam na krześle podsuniętym mi przez panią Hashim i przysłuchiwałam się z ciekawością przebiegowi lekcji. Kobiety czytały kolejno teksty z Koranu i z zadowoleniem stwierdziłam, że Fatima jest jedną z najlepszych. Niektóre czytały tak cicho, że ledwie je było słychać, być może speszone obecnością gościa. Starszej pani szło jak z kamienia, nie ustawała jednak w wysiłkach i odmawiała przyjęcia pomocy. Kiedy dobrnęła do końca wersetu, obdarzyła mnie bezzębnym uśmiechem triumfu. Odwzajemniłam go i nie wstydzę się przyznać, że łza zakręciła mi się w oku.

Lekcja trwała tylko czterdzieści minut, a kiedy uczennice wyszły, usiłowałam wyrazić madame mój podziw, ale jak zwykle, kiedy jestem wzruszona, brakowało mi francuskich słów. Podziękowałam jej za to, że mogłam przyjrzeć się lekcji, i życzyłam miłego wieczoru.

– Bardzo proszę, niech pani jeszcze nie idzie – powiedziała pani Hashim. – Może wypije pani ze mną herbatę i porozmawiamy?

Klasnęła w dłonie i wszedł służący. Ponieważ madame nie zasłoniła twarzy, byłam ciekawa, czy nieszczęsny chłopina nie został – jak to mawiała ciotka Amelia? – pozbawiony zdolności podejmowania pewnych czynności fizjologicznych. Obecnie prawo zabrania takich rzeczy, ale w przeszłości były powszechną praktyką. Mężczyzna nie miał jeszcze czterdziestki, był wysoki, a jego ciało składało się raczej z muskułów niż tłuszczu.

Madame już miała do niego przemówić, gdy nagle ktoś załomotał do frontowych drzwi. Nie miałam wątpliwości kto to taki.

– Do diaska… – zaczęłam. – Och… mille pardons, madame. Obawiam się, że to profesor Emerson. Nie należy do cierpliwych.

– A tak, słyszałam o tym – uśmiechnęła się pani Hashim. – Profesor jest tutaj oczywiście mile widziany.

Skinęła na służącego, który skłonił się i wyszedł. Jej biała szyfonowa boukra miała złote kółka, zahaczane o uszy. Podciągnęła ją i w tym momencie do pokoju wszedł nie profesor, lecz Ramzes z Davidem.

Miałam ochotę ich zamordować, ale trudno było nie poczuć dumy na widok obu moich chłopców. Prezentowali się naprawdę wspaniale. David jest zawsze schludny i zadbany, a Ramzes był w swoim najlepszym tweedowym garniturze. Zapomniał chyba kapelusza, bo miał zwichrzone włosy. Są mocno pofalowane i zazwyczaj zbyt długie, bo szkoda mu czasu na strzyżenie. Madame także, jak zdołałam dostrzec pomimo zasłony, odniosła pozytywne wrażenie. Przyjrzała się chłopcom dokładnie i zaprosiła Ramzesa gestem, by usiadł przy niej na dywanie.

– Ma chère madame – powiedział – nie zamierzamy zabierać pani cennego czasu, ale mojej siostry oczekują w hotelu na proszonej kolacji. Bardzo się jednak cieszę, że mogę wyrazić podziw, mój i moich rodziców, wobec pani zaangażowania dla sprawy, którą wszyscy wspieramy.

Ramzes mówi płynną idiomatyczną francuszczyzną, zresztą innymi językami także. Madame odpowiedziała mu, jak mi się wydawało, z lekkim rozbawieniem:

– Ach, więc i pan należy do wyznawców emancypacji kobiet?

– Trudno by było do nich nie należeć, szanowna pani.

– Naturellement. Miałam nadzieję, że namówię pańską matkę do napisania krótkiego artykułu dla naszego pisemka. Czy miał pan okazję je widzieć?

– Jeszcze nie, lecz zamierzam to uczynić. Przekażę pani prośbę matce. Z pewnością chętnie udzieli się waszemu ruchowi, i to nie tylko w tej formie. A teraz, jeśli pani wybaczy…

– Un moment, s’il vous plaît. – Madame sięgnęła za szyję i po chwili w jej rękach znalazł się złoty łańcuch z niewielkim rzeźbionym wisiorem. – Oto drobny dowód estymy, jaką darzę pańską znamienitą matkę – oświadczyła. – To emblemat naszej organizacji.

– Bardzo pani łaskawa – odparł Ramzes. – Widzę, że to bardzo starożytna rzecz… pawian, jeden z symboli Tota.

– Bardzo odpowiedni, n’est-ce pas? Małpa, siedząca obok wagi, na której ważone są ludzkie serca. Można by ją uznać za symbol sprawiedliwości.

– Być może.

Uznałam, że odpowiedź Ramzesa jest niezbyt uprzejma, poza tym już zbyt długo prowadził rozmowę sam. Sięgnęłam po ozdobę.

– To symbol sprawiedliwości, na którą kobiety w pełni zasługują – oświadczyłam. – I której kiedyś się doczekają! – dodałam. – Ja jej to przekażę, madame. Wiem, że będzie to dla niej cenna pamiątka.

– Zawieszę go pani na szyi, żeby się nie zgubił – oświadczyła pani Hashim.

Wisior był wykonany z czerwonobrunatnego kamienia i okazał się dziwnie ciężki.

Madame nie odprowadziła nas do wyjścia. Ogród przed domem wyglądał przepięknie w świetle księżyca i nocnych cieniach, przesyconych słodkim zapachem jaśminu. Nie pozwolono mi go jednak podziwiać – bo Ramzes energicznie chwycił mnie pod ramię i pomógł mi wsiąść do powozu. David pomógł Fatimie i ruszyliśmy.