Выбрать главу

Nawet ja nie pamiętam numerów wszystkich grobowców w Dolinie, ale trzy wymienione przez Ramzesa znaliśmy wszyscy, bo Emerson rozprawiał na ich temat bardzo często. Zostały już spenetrowane przez innych archeologów, jednak żaden z nich nie zbadał ich dokładnie ani nie opisał. Nikt także się do tego jakoś szczególnie nie palił, lecz firman Emersona, jego licencja na badania, nie obejmował tych miejsc, uznano je bowiem za groby królewskie. W numerze trzecim znaleziono kartusze Ramzesa III, chociaż monarcha tak naprawdę został pochowany w innym, znacznie bardziej wyszukanym grobowcu w Dolinie. Numer czwarty, przypisywany Ramzesowi XI, został zamieniony na stajnię przez arabskich chrześcijan i kompletnie splądrowany. W piątce natrafiono na imię Ramzesa II, lecz on także spoczywał gdzie indziej, a próby spenetrowania grobu – ostatnio przez naszego przyjaciela Howarda Cartera przed pięciu laty – utrudniały wypełniające komorę zwały zbitego gruzu.

Emerson sam by pewnie pierwszy przyznał, że szansę znalezienia tam czegoś ciekawego są znikome, złościło go jednak, że został pozbawiony możliwości podjęcia badań arbitralną i niesprawiedliwą decyzją urzędnika. Firmanem na poszukiwanie nowych grobów w Dolinie Królów dysponował pan Theodore Davis, a przestrzegania tych ograniczeń strzegł nie tylko pan Maspero, ale także miejscowy inspektor, Arthur Weigall.

– Lepiej dogońmy Emersona – powiedziałam niespokojnie – bo jeśli pierwszy spotka Weigalla, z pewnością powie mu coś przykrego.

– Powie lub zrobi – odparła ze śmiechem Nefret. – Ostatnim razem zagroził mu, że…

– Pospieszmy się – poprosiłam.

Poruszaliśmy się jednak wolniej, niżbym pragnęła, bo większość turystów podążała w kierunku przeciwnym do naszego. Musiałam się zgodzić z opinią mojego męża, że wielu z nich wygląda idiotycznie: byli nieodpowiednio ubrani i rozglądali się wokół nieobecnym wzrokiem. Mężczyźni byli w lepszej sytuacji, bo nie utrudniały im marszu wysokie obcasy i gorsety. Wszyscy przyglądali się Nefret, która w swoich turystycznych butach i spodniach szła swobodnie niczym gibki chłopak. Namówiłam ją do włożenia płaszcza, lecz koszulę miała rozpiętą pod szyją, a jej twarz okalały rudozłote loki, wymykające się spod tropikalnego kasku. Nie zwracała zupełnie uwagi na nachalne spojrzenia – krytyczne kobiet i pełne podziwu panów.

Tak jak się spodziewałam, odnaleźliśmy Emersona wrośniętego w ziemię przed grobowcem numer pięć. W zamykane wrota zaopatrzono tylko te groby, w których były malowane reliefy. Wejścia do tego grobowca strzegła jednak zapora równie skuteczna – zwały gruzu i najróżniejszego śmiecia, niemal całkowicie zasłaniające otwór drzwiowy.

Moje przeczucia się sprawdziły. Twarzą w twarz z Emersonem stał, zwrócony plecami do grobowca, młody człowiek w tweedowym garniturze i wielkim kasku. Był to pan Weigall, który zastąpił na stanowisku inspektora Górnego Egiptu naszego przyjaciela Howarda. Ani twarze, ani postawa obu mężczyzn nie wskazywały na bojowy nastrój i już miałam odetchnąć z ulgą, kiedy nagle Emerson pchnął mocno Weigalla w pierś. Młody człowiek zachwiał się i wpadł tyłem do na wpół zasypanego otworu wejściowego.

5

Boże Narodzenie obchodziliśmy, jak nakazuje tradycja, w gronie przyjaciół, z choinką i śpiewaniem kolęd. Sceneria była oczywiście nieco nietypowa: zamiast śniegu złocisty piasek, zamiast siekącego o szyby deszczu ze śniegiem balsamiczna bryza wpadająca przez otwarte okna, a zamiast choinki gałąź tamaryszku. Spędziliśmy jednak w Egipcie tyle sezonów świątecznych, że wydawało nam się to całkiem naturalne. Dzięki pomysłowym dekoracjom Davida nawet wrzecionowaty tamaryszek spełnił swoje zadanie. Na gałęzi zawisły, migocąc w świetle świec, malutkie wielbłądy, łańcuchy z delikatnych srebrnych gwiazdek i różne inne ozdoby, wycięte z cynfolii lub wypalone z gliny.

Pan Weigall wraz z żoną nie przyjęli naszego zaproszenia. Żywili chyba urazę do Emersona, choć nie rozumiem doprawdy dlaczego – jego błyskawiczne działanie uratowało młodego człowieka przed znacznie poważniejszymi obrażeniami niż przy upadku (dość gwałtownym, przyznaję) na twardą ziemię. Mój bohaterski mąż wciąż jeszcze pielęgnował swoją lewą nogę, mocno stłuczoną przez lawinę kamieni, którą strącił jakiś głupkowaty turysta, wspinając się na skały ponad grobowcem.

– Może nie należało go popychać aż tak mocno, Emersonie – powiedziałam, kiedy jakiś czas potem rozmawialiśmy o tym zdarzeniu.

– Nie było czasu na takie kalkulacje, Peabody – odparł Emerson, spoglądając na mnie z wyrzutem. – Czy sądzisz, że zamierzałem celowo uszkodzić urzędnika Departamentu Starożytności?

Z pewnością nikt nie potrafiłby mu tego udowodnić, jednak stosunki między nami a Weigallami wcale się dzięki temu nie ociepliły. Ich nieobecność nie miała jednak znaczenia, ważne, że przyszli nasi starzy przyjaciele, przede wszystkim Cyrus i Katherine Vandergelt. Cyrus był jednym z najbliższych nam ludzi, bardzo też polubiliśmy damę, którą poślubił przed kilku laty, pomimo jej cokolwiek dziwnej przeszłości.

Kiedy ją poznaliśmy, Katherine ukrywała się przed swoim wierzycielem, naszym naiwnym znajomym, zarabiając na życie jako medium spirytystyczne. Potem jednak ustatkowała się i była właśnie o krok od dania kosza Cyrusowi, kiedy ją poznałam. Odwiodłam ją od tego i nigdy tej interwencji nie żałowałam (rzadko w ogóle czegokolwiek żałuję), było im bowiem ze sobą bardzo dobrze. Wspaniałe poczucie humoru i nieco ironiczne spojrzenie na świat czyniły z Katherine znakomitego kompana.

Ceny w Egipcie od czasu moich pierwszych przyjazdów bardzo wzrosły i nic tu nie pomagały umiejętności Fatimy w targowaniu się. Indyk kosztował sześćdziesiąt piastrów, niemal czterokrotnie więcej niż dwadzieścia lat temu. Po kolacji, do której Fatima między innymi podała wspaniały pudding z płonącą brandy – przenieśliśmy się na werandę, żeby popatrzeć na zachód słońca. Katherine opadła z ulgą na fotel i spoglądając zazdrośnie na Nefret, ubraną w jedną ze swoich luźnych, bogato wyszywanych sukni, wyraziła zamiar sprawienia sobie podobnego stroju.

– Zanadto się objadłam – stwierdziła – i ten gorset mnie dobija. Powinnam była pójść za twoją radą, Amelio, i zdjąć go, ale jestem o wiele tęższa od ciebie.

– Jesteś w sam raz – oświadczył Cyrus, patrząc na nią z czułością.

Pozostali też pospieszyli z podobnymi zapewnieniami. Było jeszcze tylko dwóch gości – Howard Carter oraz Edward Ayrton, z którym rok wcześniej zaprzyjaźnił się Ramzes. Ned, jak kazał nam do siebie mówić, był kierownikiem wykopalisk prowadzonych przez Amerykanina, pana Davisa, który zupełnie go nie doceniał i wszystkie jego odkrycia przypisywał sobie. Ponieważ jednak Davis nie miał pojęcia o procedurze poszukiwań i zupełnie jej nie przestrzegał, Maspero wymógł na nim zatrudnienie fachowca. Ayrton był młodzieńcem dość nikłej postury, raczej sympatycznym niż przystojnym. Widząc, że czuje się nieco skrępowany, postanowiłam wciągnąć go do rozmowy.

– Zaczynasz oficjalnie sezon pierwszego stycznia, prawda, Ned? – zapytałam. – Jak dotąd wyjątkowo ci się szczęściło w odnajdywaniu nowych grobów dla pan Davisa… co oczywiście nie znaczy, że nie doceniam twoich umiejętności jako archeologa, którym zawdzięczasz te sukcesy.

– Jest pani zbyt uprzejma, pani Emerson – odparł młody człowiek łagodnym, kulturalnym głosem. – W ubiegłym roku nie znaleźliśmy jednak niczego, co mogłoby się równać z grobowcem Jui i Tui.

– Boże mój, ile niesplądrowanych grobów można znaleźć, zdaniem tego sukin… człowieka, w przeciągu jednego życia? – wtrącił się Emerson.