– Zdaje się, że zaplanował sobie odkrycie co najmniej jednego grobowca w ciągu sezonu – mruknął Howard, siedzący nieco na uboczu. – Nie zazdroszczę ci pracy u niego, Ayrtonie.
Zapadło pełne zakłopotania milczenie. Howard, poza tym że piastował stanowisko inspektora Dolnego Egiptu, nadzorował także kiedyś wykopaliska Davisa. Utracił obie te posady i cień goryczy w jego głosie zdradzał, że nie przyjął tego obojętnie.
Wiosną roku 1905 przeniesiono go do Dolnego Egiptu na miejsce Quibella, który z kolei objął jego stanowisko inspektora Górnego Egiptu. Niedługo po przyjeździe Howarda na Saharę grupa pijanych francuskich turystów próbowała dostać się do Serapeum bez biletów, a kiedy odmówiono im wstępu, zaatakowali strażników pięściami i kijami. Gdy wezwano Howarda, kazał swoim ludziom bronić się i jeden z Francuzów został pobity.
Jako że podchmieleni turyści nawiedzili również dom pani Petrie i zachowali się wobec niej bardzo grubiańsko, nie ulegało wątpliwości, że wina leży po ich stronie. Jednakże w oczach nadętych urzędników z egipskiego rządu uderzenie obcokrajowca przez „tubylca”, nawet w samoobronie, było większym przestępstwem. Francuzi zażądali oficjalnych przeprosin, ale Howard odmówił. Wówczas Maspero przeniósł go do odległego rejonu w Delcie, Howard jednak po kilku miesiącach zrezygnował i z tego. Od tej pory wiódł niepewne życie, utrzymując się ze sprzedaży swoich obrazów i oprowadzania zamożnych turystów. Nie miał żadnego majątku i jego tak obiecująca kariera przestała się rozwijać niemal zaraz po starcie.
Ciszę znów przerwał Emerson, choć wcześniej powiedział, że nie będzie się odzywał. Rok temu miał poważną scysję z panem Davisem i obiecał mi, że nie zakłóci atmosfery tego świątecznego dnia, lecz powinnam była wiedzieć, że nie zdoła się powstrzymać.
– Masz szczęście, że to już jest za tobą, Carter – burknął. – Quibell załatwił sobie przeniesienie na północ, bo nie był w stanie pracować z Davisem, a Weigall, kiedy objął inspektorat po Quibellu, namówił Davisa, żeby zatrudnił Ayrtona, bo też nie mógł znieść tego starego durnia.
Poskutkowało to lepiej od moich taktownych wysiłków. Emerson przełamał lody równie gwałtownie i skutecznie, jak głaz zrzucony do zamarzniętego strumienia. Wszyscy się rozluźnili, a Howard uśmiechnął się współczująco do Neda Ayrtona. Czułam się jednak zobligowana do udzielenia mojemu mężowi nagany.
– Jesteś najbardziej nietaktownym człowiekiem na świecie, Emersonie. Miałam nadzieję, że kiedy jak kiedy, ale akurat dziś nie będziemy poruszać tematów mogących prowadzić do kontrowersji.
– Jednak wówczas rozmowa byłaby straszliwie nudna, droga Amelio – zachichotał Cyrus.
– Co racja, to racja – oświadczyła Nefret, przysiadając na poręczy fotela Emersona. – Profesor powiedział tylko to, co wszyscy myślimy, ciociu Amelio. Pozwól nam trochę złośliwie poplotkować, to takie przyjemne.
– Ja nie plotkuję, tylko stwierdzam fakty – oświadczył Emerson. – Gdzie zamierzacie pracować w tym roku, Ayrtonie?
Nedowi to pytanie wydało się raczej niewinne, odpowiedział więc:
– Myślałem o rejonie na południe od grobowca Ramzesa Dziewiątego, proszę pana. Tego całego rumowiska nikt chyba nie przetrząsał od bardzo dawna i chciałbym…
Przysiadł się do nas Cyrus, więc przeniosłam się na miejsce obok Katherine, która przysłuchiwała się temu wszystkiemu z wyraźnym rozbawieniem.
– Biedny Cyrus – mruknęła. – Nie dziw, że nie trawi Davisa po tylu latach bezowocnego kopania w Dolinie…
– Nie byłby może taki zawzięty na niego, gdyby Davis przy każdym spotkaniu nie przechwalał się tak swoimi osiągnięciami. To nie w porządku. Cyrus codziennie był na miejscu i nadzorował wykopaliska, a Davis pojawia się tylko wtedy, kiedy jego ludzie odkopią coś ciekawego.
Wybuch śmiechu zwrócił naszą uwagę z powrotem ku grupie młodzieży. Wszyscy patrzyli na Ramzesa, który powiedział chyba coś wyjątkowo ordynarnego (lub dowcipnego). Nefret przesiadła się na parapet obok niego. Zachodzące słońce rozpłomieniło jej rudozłote włosy i rozświetliło roześmianą twarz. Katherine wzięła głęboki oddech.
– Jest niezwykle piękna, prawda, Amelio? – stwierdziła. – Wiem, wiem, uroda to tylko zewnętrzność, a próżność to grzech, szlachetność charakteru jest ważniejsza od wyglądu. Ale większość kobiet zaprzedałaby duszę, żeby tak wyglądać. Pójdę przypomnieć Cyrusowi, że jest szczęśliwym małżonkiem. Popatrz tylko, jak się w nią wgapia.
– Wszyscy się w nią wgapiają – odparłam. – Dzięki Bogu Nefret jest zupełnie pozbawiona próżności, a piękno zawdzięcza przymiotom swego wnętrza. Bez nich byłaby tylko ładną laleczką. Jest dzisiaj w wyjątkowo dobrym nastroju.
– Bije od niej pewien szczególny blask – powiedziała w zamyśleniu Katherine. – Taki, jaki widzi się na twarzy dziewczyny, kiedy jest w towarzystwie mężczyzny, odwzajemniającego jej uczucie.
– Mówienie ogródkami to nie w twoim stylu, Katherine. Jeżeli chcesz powiedzieć, że Nefret się zakochała, to obawiam się, że intuicja cię tym razem zawiodła. Wobec Howarda i Neda Ayrtona czuje co najwyżej przyjaźń, i zapewniam cię, że nie próbowałaby uwieść żonatego mężczyzny.
– W takim razie prawdopodobnie się pomyliłam… nie pierwszy raz zresztą – uśmiechnęła się Katherine ze skruchą.
Na niebie ponad Luksorem pojawiła się pierwsza gwiazda i już chciałam zaproponować, abyśmy przenieśli się do salonu, kiedy mój syn poderwał się ze swojego miejsca.
– Ktoś jedzie – stwierdził, przerywając ojcu w połowie zdania.
Egipcjanie nazywają Ramzesa „Bratem Demonów”, a niektórzy z nich są przekonani, że widzi w ciemnościach jak kot. Może to niezupełnie prawda, ale wzrok ma istotnie znakomity. Po kilkunastu sekundach i ja dostrzegłam ciemną postać na koniu. Po chwili jeździec zsiadł i ruszył w naszą stronę, a kiedy w nikłym świetle zmierzchu ujrzałam jego wyraziste rysy, wydałam okrzyk zdumienia.
– Boże mój, to sir Edward! Czy to możliwe? Skąd się pan tutaj wziął?
Sir Edward Washington – bo w istocie był to on – zdjął kapelusz i skłonił się.
– Pochlebia mi, że mnie pani pamięta, pani Emerson… od naszego ostatniego spotkania upłynęło kilka ładnych lat.
Upłynęło ich dokładnie sześć. Nasz gość niewiele się zmienił, wciąż był w dobrej formie, wysoki, o gęstej czuprynie i niebieskich oczach, spoglądających na mnie z tą samą leniwą przyjemnością.
Przypomniałam sobie o dobrych manierach, o których ze zdumienia na chwilę zapomniałam. Ze zdumienia i lekkiego zaniepokojenia, powinnam dodać. Podczas naszego ostatniego spotkania poinformowałam sir Edwarda, że musi porzucić nadzieję zdobycia Nefret, on zaś oznajmił, wprawdzie mniej obcesowo, lecz równie kategorycznie, że nie zamierza rezygnować. I oto przybył, a Nefret siedziała obok, uśmiechając się po kociemu.
Wstałam i podeszłam do niego.
– Niemożliwe, żebym zapomniała człowieka, który tak wytrwale pracował z nami przy grobie Tetiszeri i który w dodatku wybawił mnie z wyjątkowo niekorzystnej sytuacji.
Wzmianka o tym przypomniała Emersonowi o jego manierach, dalekich od poprawności. Nie przepadał za sir Edwardem, lecz tym razem wdzięczność wzięła górę.
– Duszenie to rzeczywiście dość niekorzystna sytuacja – stwierdził sucho. – Dobry wieczór, sir Edwardzie. Nie spodziewałem się pana spotkać ponownie, ale skoro już pan tu jest, niech pan usiądzie.
Nasz gość wyglądał raczej na rozbawionego niż urażonego tym niezbyt uprzejmym zaproszeniem, choć jego własne maniery były godne podziwu. Z Nefret przywitał się ciepło, lecz bez poufałości, a jego uwaga na temat tego, jak bardzo wyrośli Ramzes i David, była zaledwie odrobinę protekcjonalna. Ramzes zareagował wyprostowaniem się na pełną wysokość – był o cal lub dwa wyższy od naszego gościa – a potem uścisnął jego dłoń o wiele mocniej, niż wymagała grzeczność.