Выбрать главу

– To własność fundacji – wyjaśniła.

– Ach, tak… Fundacji Badania i Ochrony Starożytności Egipskich. – Emerson odchylił się w fotelu, pocierając palcem dołek w podbródku. – Waszej fundacji – dodał tym samym łagodnym tonem.

– Naszej – poprawiła go Nefret. – Zasiadasz w Radzie Fundacji, profesorze. Ramzes, David i ciocia Amelia również.

– Dobry Boże, chyba umknęło to mojej uwagi – podniósł głos Emerson. – A może po prostu zapomniałem, że rada zgodziła się na ten zakup? Coś podobnego… wygląda na to, że mam sklerozę!

– Dość, Emersonie – rzuciłam ostro.

Być może byłby mnie zignorował, bo aż kipiał z wściekłości, lecz zmitygował się na widok twarzy Nefret. Jej krągły podbródek już drżał, a oczy zaszkliły się. Gdy kryształowa łezka wypłynęła z chabrowej otchłani na policzek, Emerson ryknął:

– Przestań natychmiast, Nefret! To nieuczciwe wykorzystywanie sytuacji, do diabła ciężkiego!

Tak naprawdę ryki Emersona nie robiły na nikim wrażenia. Drżące wargi dziewczyny natychmiast ułożyły się w szeroki uśmiech ulgi.

– Pozwoliłeś mi założyć fundację, kiedy będę dysponować własnym majątkiem, kochany profesorze – powiedziała, przysiadając na poręczy jego fotela i gładząc go po włosach. – Jednak nigdy nie chciałeś przyjąć ode mnie ani pensa i zabroniłeś to czynić całej rodzinie. Bardzo mnie to bolało, choć oczywiście nigdy się głośno nie skarżyłam.

– Dajże już spokój, ojcze – wtrącił Ramzes. – Bo gotowa znów się rozpłakać.

– Hmm… – mruknął Emerson. – Widzę, że już przekabaciła ciebie i Davida. O ile dobrze pamiętam, wszystkie poważniejsze wydatki wymagają zgody większości członków rady. Wy troje oczywiście stanowicie większość. Amelio, do diabła ciężkiego, czemu mi nie zwróciłaś na to uwagi, kiedy spisywaliśmy statut fundacji?

– Chyba sama o tym nie pomyślałam – przyznałam.

Uważałam zawsze jego uporczywe odmawianie przyjęcia od Nefret pomocy finansowej za absurd i typowy przykład męskiej dumy. Dlaczego nie miałaby wydawać własnych pieniędzy tak, jak chce? I kto bardziej zasługiwał na korzystanie z nich, jeśli nie najwybitniejszy egiptolog tego i innych stuleci? Czyli Radcliffe Emerson, ma się rozumieć.

– To chyba jeden z najpiękniejszych, jakie widziałam – powiedziałam, chcąc zwrócić uwagę mojego męża z powrotem ku papirusowi. – I bardzo cenny nabytek dla fundacji, bo przecież gdybyś go nie kupiła – nielegalnie, jak mniemam – trafiłby do jakiejś prywatnej kolekcji i przepadł dla nauki. Tylko nie zaczynaj znów wykładu o niegodziwości kupowania od handlarzy, Emersonie… słyszeliśmy to już tysiąc razy. Tym razem nie było innego wyjścia. Mam nadzieję, że pojmujesz wszystkie implikacje takiego odkrycia?

Emerson łypnął na mnie spode łba, byłam jednak zadowolona, że moje pytanie odwróciło jego uwagę od młodych.

– Czyżbyś mnie miała za idiotę, Peabody? Pewnie, że pojmuję. Niemniej nie zgadzam się, żebyś marnowała czas na bezowocne spekulacje, dopóki nie poznamy faktów. Pozwól łaskawie, że to ja zbadam tę sprawę. Pytam ponownie: skąd to macie?

Lodowate spojrzenie mojego męża prześliznęło się po trójce młodych ludzi. Uśmiech Nefret zgasł, David wzdrygnął się i oboje spojrzeli z nadzieją na Ramzesa, który, jak się tego spodziewałam, chętnie podjął się wyjaśnień.

– Kupiliśmy od Yussufa Mahmuda w Kairze – odparł. – Byliśmy z Davidem…

– To niemożliwe – przerwał mu Emerson. – Mahmud handluje falsyfikatami i antykami o podrzędnej wartości. Jakim cudem mogło mu wpaść w ręce coś tak cennego?

– Mnie też nurtuje to pytanie – odparł Ramzes. – Jeżeli pozwolisz mi opowiedzieć wszystko bez przerywania, ojcze…

– Ciebie to też dotyczy, Peabody – oznajmił Emerson, zaplatając ręce na piersi. – Proszę, mów dalej, Ramzesie.

W miarę jak Ramzes snuł swoją opowieść, z mojej piersi wyrywały się okrzyki przerażenia, zaskoczenia i konsternacji. Muszę mu oddać sprawiedliwość, stwierdzając, że tym razem powiedział nie tylko prawdę, ale i całą prawdę. Musiała być cała, gdyż coś gorszego trudno było sobie wyobrazić. Mina Emersona się nie zmieniła, jego dłonie splatały się jednak ze sobą coraz mocniej, aż pobielały mu palce, a ścięgna napięły się jak postronki.

– …a potem wróciliśmy do łodzi bez dalszych przygód – zakończył Ramzes.

– Bez dalszych przygód – powtórzył Emerson. – Hmm… I tak było ich już dość. No cóż. Zachowaliście się nierozważnie nie po raz pierwszy i zapewne nie ostatni. Ale nie pojmuję jednej rzeczy…

– Tak, ojcze? – podchwycił czujnie Ramzes, którego nie zmylił łagodny ton tej wypowiedzi.

– Nie rozumiem po prostu… – głos Emersona znów nabrzmiał furią i przeszedł w ryk, od którego zadzwoniły na spodkach filiżanki – dlaczego, na miłość boską, zabrałeś ze sobą swoją siostrę?!

Horus wyskoczył spod stołu i ruszył ku drzwiom z wyprężonym ogonem i przypłaszczonymi uszami. Na swojej drodze spotkał Abdullaha, który czekał na nas na werandzie i spieszył teraz zobaczyć, co się stało, zaniepokojony wrzaskami Emersona. Kocisko zaplątało się w szatę Araba i po krótkiej chwili łapania równowagi (przez Abdullaha), drapania (przez Horusa) oraz przeklinania (przez obu, bo kocur syczał jak wściekły), uwolniło się i uciekło.

Ramzes mógł wreszcie odpowiedzieć ojcu, a ja zaaplikowałam jodynę na zadrapania Abdullaha. Kiedy indziej protestowałby przeciwko temu, ale tym razem zbyt go zaciekawiła relacja Ramzesa. W miarę słuchania jego oczy robiły się coraz bardziej okrągłe.

– Zabraliście ze sobą Nur Misur? – zdumiał się.

– Nikt mnie nie zabrał – wtrąciła Nefret. – Po prostu poszliśmy tam razem, Abdullahu. Nie ekscytuj się tak bardzo, bo ci to zaszkodzi.

– Ale… Yussuf Mahmud… ta podła żmija! – gorączkował się nasz stary przyjaciel. – Nocą… do el Was’a!

– Jeżeli się nie uspokoisz, wyjmę słuchawki i osłucham ci serce – zagroziła Nefret, popychając go swoją szczupłą brązową ręką na krzesło, a drugą podając mu szklankę wody.

Groźba poskutkowała. Abdullah odnosił się do nowoczesnej medycyny z wielką podejrzliwością, a myśl, że mogłaby go badać młoda kobieta, napawała go przerażeniem.

– Gdyby jej z nami nie było, może nie siedziałbym teraz tutaj – powiedział David. – Jest szybka jak kot i ma odwagę lwa.

Uznałam, że czas już zapanować nad tą dyskusją, która przerodziła się w gwałtowną wymianę zdań. Męskie rozmowy często tak wyglądają.

– Opowiedz wszystko do końca, Ramzesie – poprosiłam.

Emerson, który już się zaczynał rozluźniać, wyprostował się nagle, aż mu zatrzeszczały kości.

– To nie koniec? – zapytał.

– Tak przypuszczam. Trzeba powiedzieć Ibrahimowi, żeby naprawił drzwi Nefret. No więc, Ramzesie?

Wściekłość Emersona osiągnęła już widocznie swój szczyt, bo tylko lekko się skrzywił. Abdullah popijał wodę, spoglądając podejrzliwie na Nefret znad szklanki.

– Przyznaję, że powinniśmy byli powiedzieć wam o papirusie już dawno – zaczęła dziewczyna, zanim któryś z chłopców zdążył się odezwać. – Ale to mamy już za sobą: my wiemy, co wy czujecie, a wy wiecie, co my czujemy, więc przestańmy na siebie krzyczeć, bo szkoda czasu.

– Słuchaj no, młoda damo… – zaczął Emerson.

– Oczywiście, kochany profesorze; wszyscy wiemy, że pan nigdy nie krzyczy. Zastanówmy się, co powinniśmy teraz zrobić? W moim przekonaniu – ciągnęła, nie czekając na odpowiedź – przede wszystkim musimy sobie odpowiedzieć na dwa pytania. Po pierwsze, kto wtargnął tej nocy do mojego pokoju. Po drugie, skąd pochodzi papirus. Może odkryto gdzieś nowy grobowiec?