Выбрать главу

– Bardzo rozsądnie – pochwaliłam ją. – Sama chciałam zadać te pytania. Czy myślicie, że to mógł być Yussuf Mahmud?

– Na pewno nie był to zwykły złodziej – oświadczył Abdullah. – Żaden mieszkaniec Teb nie ryzykowałby narażenia się na gniew Ojca Przekleństw.

Emerson potwierdził to groźnym pomrukiem.

– Nie zostawił żadnego śladu? – zapytał.

– Rano przeszukałem teren pod oknem Nefret – odparł Ramzes. – Piasek był zadeptany, ale jak wiecie, nie pozostają na nim odciski stóp, a złodziej nie był na tyle roztargniony, żeby zgubić jakąś część odzienia albo…

– Tak, tak – burknął Emerson, ucinając początek kolejnego wykładu syna. – Nie wierzę, żeby Mahmudowi starczyło odwagi na takie włamanie. To człowiek pośledniej miary pod każdym względem.

– Ale mógłby się na to zdobyć, gdyby się bał kogoś innego jeszcze bardziej niż nas – zauważył Ramzes.

– No tak. – Emerson potarł podbródek. – Czyli osobnika, od którego zdobył papirus. Tamten mógłby kazać mu odzyskać zwój, obiecując darować mu za to jego nędzne życie. To możliwe. A niech to diabli, Ramzesie, dlaczego nie powiedziałeś mi o wszystkim przed wyjazdem z Kairu? Znam co najmniej kilku ludzi, którzy handlują antykami wysokiej klasy i jednocześnie są zupełnie pozbawieni skrupułów.

– Ja także, ojcze. Jednak nie widzę sensu w podążaniu tym tropem. Winny i tak się nie przyzna, a wypytywanie wszystkich naokoło wywołałoby tylko niepotrzebne spekulacje.

– Chyba masz rację – przyznał niechętnie Emerson. Przypuszczałam, że najchętniej sam odwiedziłby po kolei wszystkich podejrzanych i wycisnął z któregoś przyznanie się siłą.

Mój mąż powrócił do studiowania papirusu, leżącego na stole w przemyślnej skrzynce projektu Davida. Widać było jedną z uroczych, ręcznie malowanych winietek: trumnę z mumią księżniczki, ciągniętą do grobowca przez dwa woły. Emerson pogładził dołek w brodzie, jak zwykł robić w chwilach zmieszania lub głębokiego namysłu.

– To jednak dziwne – powiedział jakby do siebie. – Papirus jest oryginalny, tu nie ma wątpliwości… jednak nie wierzę, żeby którykolwiek z tych ludzi podejmował aż takie ryzyko, by go odzyskać. Co innego zaatakować innego parszywego kanciarza w rodzaju Alego Szczura, ale żeby posunąć się do napaści na mnie, trzeba mieć tupet i odwagę, o jakie ich nie podejrzewam.

– A czy w ogóle przychodzi ci na myśl jakaś na tyle bezczelna osoba, profesorze? – spytała Nefret.

Emerson zerknął na nią podejrzliwie.

– Nie – odparł. – A powinna? Równie tajemnicza jest dla mnie kwestia pochodzenia tego zwoju. Na pewno pochodzi z Teb, ale skąd konkretnie?

– Davidowi przyszło do głowy – wtrącił Ramzes – że mógł pochodzić ze Skrytki Królewskiej. Bracia Abd er Rassul ogołacali przez lata grobowiec z mniejszych obiektów, dopóki nie zostali… hm, przekonani, że powinni zaprowadzić tam Herr Brugscha. Część rzeczy zdążyli jednak posprzedawać prywatnym kolekcjonerom…

– A inne ukryli w swoim domu w Gurna – dodał Abdullah. – Były wśród nich także papirusy.

Emerson palił, wydmuchując ze złością dym.

– Jest jeszcze inna możliwość – stwierdził. – Brugsch mógł zwyczajnie coś przeoczyć, bo wywoził stamtąd rzeczy w wielkim pośpiechu.

– Ale na pewno nie jest możliwe, żeby tak cenne znalezisko przegapił i on, i Abd er Rassulowie – zauważyłam. – Jednak kto wie, czy odpowiednio poprowadzone wykopaliska wiele by nam nie wyjaśniły.

Emerson spojrzał na mnie krytycznie.

– Nudzą cię nasze groby, co, Peabody? Nie myśl, że twoje kuszące pomysły odwiodą mnie od moich obowiązków. No dobrze, postarajmy się więc ustalić, skąd pochodzi papirus i jaką drogą dostał się do Kairu. Widzę tu cztery możliwości. Pierwsza – że zabrano go z nieodkrytego jeszcze grobowca tej księżniczki – jest raczej mało prawdopodobna, bo pojawiłyby się także inne obiekty z tego źródła. Pozostałe trzy teorie bazują na założeniu, że zwój był częścią skarbu z Deir el Bahari i albo został sprzedany przez rabusiów zaraz po odkryciu grobu, albo później, po kilku latach przetrzymywania w ukryciu, albo wreszcie znaleziono go dopiero niedawno i od razu usiłowano sprzedać.

Otworzyłam usta, lecz Emerson nie dopuścił mnie do słowa.

– Nie próbuj teoretyzować, Peabody – warknął. – I tak już z trudem nad sobą panuję. Mamy na razie za mało dowodów na skonstruowanie porządnej teorii… chyba że nasze kochane dzieci coś jeszcze przed nami ukrywają.

– My na pewno niczego nie ukrywamy – obruszyła się Nefret. – Gdybym to ja miała o tym wszystkim opowiedzieć, korciłoby mnie, żeby pominąć ten czy ów… ciekawy szczegół, ale Ramzes nie pominął niczego.

– Chyba trzeba mu to przyznać – mruknął Emerson. – A niech to diabli, Ramzesie, jak długo obaj z Davidem grasowaliście po Kairze w tych idiotycznych przebraniach?

– Skonstruowaliśmy te fałszywe tożsamości trzy lata temu, ojcze.

– No to teraz lepiej je zdemontujcie. Czy nie przyszło ci do głowy, że ktoś bystrzejszy od twojego ojca mógł was rozpoznać pod tymi przebraniami? Przyznaję – dodał z niechętnym podziwem – że mnie skutecznie nabraliście.

– Wypadki ostatniej nocy potwierdzają twoje domniemania, ojcze, choć nie rozumiem, jak to się mogło stać. Naprawdę bardzo uważaliśmy.

– No cóż, gdyby udało nam się znaleźć Yussufa Mahmuda, na pewno uzyskalibyśmy odpowiedź na wszystkie nasze pytania. Najpierw powinniśmy się dowiedzieć, czy w ogóle widziano go w Luksorze. Ja pogawędzę trochę z handlarzami, a ty, Abdullahu, może byś popytał wśród swoich krewnych i znajomych w Gurna?

Abdullah skinął głową z miną tak ponurą, że mi się zrobiło żal tych jego krewnych i znajomych.

– Powinno się też rozgłosić, że przedmiot, którego szukał złodziej, nie znajduje się już w pokoju Nur Misur – podsunął.

– Pewnie to dobry pomysł, mój ojcze – odparł Ramzes, przechodząc z angielskiego na arabski. – Ale od dzisiaj ja w nim zamieszkam, a Nefret zajmie moją sypialnię. Nie wspominaj więc nikomu o papirusie, bo bardzo bym chciał, żeby ten człowiek po niego wrócił.

Wycinek z dziennika „Al Ahram” z 29 grudnia 1906 roku:

„Wczoraj w pobliżu Luksoru wyłowiono z Nilu ciało mężczyzny, który zginął w podejrzany sposób. Jego ręce i nogi były związane, a zwłoki pokiereszowane, jakby się dostał w paszczę wielkiego zwierzęcia, na przykład krokodyla. Ale w okolicy Luksoru krokodyle już nie występują”.

6

Nazajutrz wieść o tym wydarzeniu obiegła cały Luksor. Przyniósł ją nam Abdullah, któremu przekazał tę informację jego kuzyn Mohammed, a jemu z kolei powiedział o tym jego syn Raschid po rozmowie z jednym z rybaków, którzy wyłowili szczątki. Odkrycie samo w sobie było dość nieprzyjemne, ale wiadomość o nim, która dotarła do nas, była jeszcze bardziej rozdęta i przesadzona.

– To był krokodyl – upierał się Abdullah. – Raschid powiedział, że Sayed stwierdził, że to nie mogło być nic innego.

– Bzdura, Abdullahu. Przecież w Egipcie nie ma krokodyli od… no, od kiedy pamiętam.

Arab przewrócił oczami.

– Miejmy lepiej nadzieję, że to jednak krokodyl, Sitt. Bo jeśli nie, musiało to być coś znacznie gorszego.

– A co może być gorsze? – zdziwiłam się.

Abdullah pochylił się i położył dłonie na kolanach.

– Niektórzy wierzą, że dawni bogowie nie umarli, że tylko śpią. A ci, którzy nachodzą grobowce…

– Niektórzy w to wierzą – potwierdziłam. – Ale ty oczywiście do nich nie należysz, Abdullahu?

– Nie wierzyć to nie to samo, co nie wiedzieć, Sitt.