– Niewiele osób tak uważa – odparł.
Potarła zapałkę o framugę i zapaliła papierosa, wydobytego z fałd obszernych spodni. Jej oczy przesunęły się po całej jego sylwetce, od twarzy do stóp i z powrotem.
– Ciało masz nie tak masywne jak on – stwierdziła – ale jesteś wysoki i silny i poruszasz się tak samo, lekko niczym pantera. Oczy i skórę masz tak ciemne, że mógłbyś uchodzić za jednego z nas, młody lordzie! Lecz rysy twojej twarzy i kształt ust…
Ramzes poczuł, że się czerwieni, co nie zdarzyło mu się od lat. Jeszcze żadna kobieta nie mówiła do niego w ten sposób – jak kupiec, szacujący konia.
Lub jak mężczyzna, taksujący kobietę.
Trafił swój na swego, jak powiedziałaby matka. Po chwili zakłopotanie ustąpiło miejsca ironicznemu rozbawieniu i przerwał wyliczankę swoich wdzięków, chwaląc angielski stojącej w drzwiach kobiety. Jak na Arabkę, miała rzeczywiście imponujący zasób słów.
– Teraz kobiety żyją po nowemu – odpowiedziała. – Chodzimy do szkoły jak grzeczne dzieci, żeby móc pewnego dnia przestać być dziećmi i zacząć rządzić mężczyznami. Nie słyszałeś o tym, mój panie? Twoja matka zna się na tym… zapytaj ją, czy kobieta może być równie niebezpieczna jak mężczyzna, kiedy…
– Ramzesie!
Wzdrygnął się, bo głos Nefret pobrzmiewał tonem, który kojarzył mu się nieprzyjemnie z karcącym głosem matki.
– Muszę iść – powiedział.
Wygięte w uśmiechu wargi kobiety przypomniały mu pewien posąg w muzeum – popiersie z malowanego wapienia, nazywane „Białą Królową” – chociaż skóra kobiety nie była biała, lecz ciemnobrązowa, o satynowym połysku.
– Okazujesz posłuszeństwo, kiedy ta dziewczyna cię wzywa? Jesteś więc bardziej podobny do ojca, niż sądziłam. Na imię mi Layla, mój panie. Czekam tu zawsze, jeśli zechcesz przyjść.
Dołączywszy do pozostałych, spostrzegł, że wciąż trzyma w dłoni kwiat. Wręczenie go Nefret uznał za niezbyt mądre posunięcie, ale wyrzucił go dopiero wtedy, gdy zniknęli kobiecie z oczu.
Kiedy znaleźli się na dole, Nefret pozwoliła mu się podsadzić na siodło, po czym powiedziała chłodno:
– Zaczekaj chwilę. Chcę ci się dobrze przyjrzeć.
– Nefret…
– Chyba nie robisz tego celowo, co?
– Ale czego? – Wiedział, czemu chciała znaleźć się w siodle, zanim na niego spojrzy. Przybrała pozę i ton wysoko urodzonej damy, rozmawiającej ze swoim parobkiem, i musiał się wyprostować i zadrzeć głowę, by spojrzeć jej oczy.
– Tak, tak, bardzo interesujące… – mruknęła i pokiwała głową. – U profesora też to jest, tylko trochę inaczej się objawia. U Davida natomiast nie, chociaż czasami wyglądacie prawie jak bracia.
– Czy to obraza, czy komplement? – zapytał żartobliwie David, siedzący już na koniu.
– Nie jestem pewna – odparła i odwróciła się z powrotem do Ramzesa, który skorzystał z chwili jej nieuwagi, by dosiąść Riszy. Wiedział jednak, że to jeszcze nie koniec.
– Kim ona jest? – zapytała.
– Powiedziała, że ma na imię Layla. Nic więcej nie wiem.
– Layla! – wykrzyknął David. – Wiedziałem, że skądś znam tę kobietę, ale nie widziałem jej chyba od pięciu czy więcej lat.
– Znasz ją, Davidzie? – zdumiała się Nefret.
– Nie powiedziałbym, że znam… nie w tym sensie w każdym razie.
– Pewnie nie byłoby cię na nią stać – stwierdziła dziewczyna.
– Nie powinnaś mówić takich rzeczy – zaśmiał się chłopak.
– Ale to prawda, co?
– Może tak. – Opuścili już wioskę i jechali stępa obok siebie. – A ty jej nie pamiętasz? – zapytał. – Była trzecią żoną mojego pryncypała, Abd el Hameda. Zrobiła dość niezwykłą karierę. Powiadają, że zaczynała w Domu Gołębic w Luksorze…
– W jakim domu? – zdziwiła się Nefret.
– To prawdopodobnie albo eufemizm, albo ironia – wtrącił burkliwie Ramzes. – Trudno powiedzieć. Zechciałbyś zmienić temat, Davidzie? Matce z pewnością nie spodobałaby się taka rozmowa.
– Nie, nie, mów dalej – zażądała Nefret.
– Powtarzam tylko to, co zasłyszałem, mieszkając w Gurna – zaznaczył David. – Jest to najlepszy… najlepsze miejsce w Luksorze, gdzie… zresztą nieważne. Dziewczęta są tam dość dobrze opłacane, a niektóre nawet wychodzą za mąż, kiedy… ee… po pewnym czasie. Layla była jedną z nich. Jej poprzedni mąż zaczął dzięki jej pomocy handlować starożytnościami i kradzionymi towarami. Zgromadził niewielką fortunę, a potem zmarł – dość nagle, jak powiadają – i Layla została bogatą wdową. Potem wyszła za tego starego wieprza Abd el Hameda, naprawdę nie wiem dlaczego. Nie chciała jednak zamieszkać w jego domu i pewnie dlatego jej nie poznaliście.
– Ale ojciec ją znał – mruknął w zamyśleniu Ramzes. – Powiedziała, że jestem do niego podobny.
Nefret rzuciła mu długie, znaczące spojrzenie, a David powiedział dość przestraszonym tonem:
– Wszyscy w Egipcie znają Ojca Przekleństw, Ramzesie. On sam na pewno nie mógłby mieć nic wspólnego z… kobietą tego pokroju.
– Na pewno – syknęła Nefret. – Jak każdy przyzwoity mężczyzna… – Kiedy spostrzegła, że wymienili spojrzenia, dodała głosem drżącym z oburzenia: – Ach, oczywiście wiem, że niektórzy z szanowanych „dżentelmenów” również chadzają do prostytutek. W każdym razie oni sami uważają siebie za dżentelmenów! Ich dżentelmeńskie prawo nie zezwala kobiecie zarabiać na utrzymanie w jakimś przyzwoitym zawodzie, a kiedy takie nieszczęsne stworzenie zmuszone jest żyć w poniżeniu, ubóstwie i chorobie, ci hipokryci, choć chodzą do takich kobiet, chcą je karać za to, że się niemoralnie prowadzą!
Oczy dziewczyny nabiegły łzami. David poklepał ją po ramieniu.
– Wiemy, Nefret, wiemy. No, nie płacz już.
– Nie naprawisz świata w kilka dni, moja droga. Nie ma co rozpaczać z powodu rzeczy, których i tak nie możemy zmienić. – Ramzes wiedział, że brzmi to szorstko i obojętnie, ale sam był zrozpaczony, bo nie mógł jej pocieszyć tak, jak by tego pragnął. Gdyby odważył się ją przytulić, z pewnością by się zdradził.
Tak czy inaczej, zdawał sobie sprawę, że jeśli ściągnąłby dziewczynę z siodła i posadził ją przed sobą, okazałoby się to pewnie dla niego bardziej bolesne niż romantyczne.
Nefret otarła oczy wierzchem dłoni i uśmiechnęła się słabo, lecz buńczucznie.
– Możemy je zmienić – powiedziała stanowczo. – I któregoś dnia to zrobię, przekonacie się.
Widząc jej wysunięty podbródek i zacięte usta, Ramzes zrozumiał, o czym myślała jego matka, mówiąc o złych przeczuciach. Rozumiał doskonale Nefret, ale miała ona niebezpieczny zwyczaj wkraczania tam, gdzie nawet anioły nie odważały się zapuszczać, a w tym szczególnym przypadku naprawdę mogła napytać sobie biedy. Bóg jeden wie, w jaki sposób, ale muszę ją trzymać jak najdalej od Domu Gołębic i Layli, której dwaj mężowie zmarli nagłą, gwałtowną śmiercią, pomyślał. Z pewnością nie jest to kobieta, która potrzebowałaby sympatii albo współczucia.
Kiedy parę dni później jedliśmy kolację z Cyrusem i Katherine, jakaś jej przypadkowa uwaga przypomniała mi o niedotrzymanej obietnicy. Katherine spytała, kiedy spodziewamy się młodszych Emersonów z Lią, a Cyrus zaproponował, żeby zamieszkali w ich wspaniałym domu, który nazywali Zamkiem. Był człowiekiem bardzo towarzyskim i uwielbiał gości, lecz mimo że jego rezydencja była przestronniejsza i wygodniejsza od naszej skromnej siedziby, nie przyjęłam ich zaproszenia – choć oczywiście bardzo je sobie ceniłam.
– Mają przypłynąć do Aleksandrii w przyszły poniedziałek – odparłam. – Ale nie wiem, jak długo posiedzą w Kairze.