Выбрать главу

– Ja tak nie uważam – odparł z przekonaniem Cyrus.

– I ja także – zapewniłam Emersona. – Katherine, kochanie, chyba musicie tu zostać, bo nie zmieścimy się wszyscy w powozie.

– Zrobię herbaty. – Katherine uścisnęła moją dłoń. – Jak jeszcze mogłabym ci pomóc, Amelio?

– Trzymaj whisky pod ręką – poradził Cyrus.

Z manuskryptu H

Otworzywszy oczy, Ramzes zrozumiał od razu, że nie umarł i nie jest to przywidzenie, choć twarz, która pojawiła się w jego polu widzenia, wolałby ujrzeć w innych okolicznościach.

– Chyba powinienem teraz coś bredzić o niebie i aniołach – powiedział słabym głosem.

– Wiedziałam, że będziesz udawał zucha – burknęła Nefret. – A „Gdzie ja jestem?” nie wystarczy?

– Oklepane. Zresztą dobrze wiem gdzie… Piekło i szatani! Co ty właściwie…

Ból był tak straszny, że niemal pozbawił go przytomności. Słyszał słowa Nefret jak z oddali.

– Dać ci jeszcze morfiny?

– Nie. Gdzie David?

– Tu jestem, bracie. Bezpieczny, dzięki…

– Dość tego – ucięła Nefret. – Na wspominki przyjdzie czas później. Mamy sporo do omówienia. Nie skończyłam jeszcze z Ramzesem.

– Chyba już dłużej nie wytrzymam tej twojej czułej opieki – stwierdził Ramzes. Ale ból już przygasał, a ruchy dłoni ocierających pot z jego twarzy były pewne i delikatne. – Co ty u diabła ze mną zrobiłaś? – wyszeptał.

– A co ty, u diabła, zrobiłeś z tą ręką? Napuchła jak balon i jeden palec był zwichnięty.

– Zostaw mnie na chwilę w spokoju, dobrze? – poprosił Ramzes.

Rozejrzał się po pokoju, delektując się poczuciem bezpieczeństwa i kojącym widokiem znajomych twarzy. Ciemne oczy Davida lśniły od łez ulgi, Nefret nieco pobladła i zacisnęła mocno usta, a przykucnięty obok łóżka Selim obnażył zęby w szerokim uśmiechu. Ramzes pomyślał, że powinien był pamiętać, iż Abdullah ma krewnych w całym Gurna i właśnie dom Selima stał najbliżej miejsca ich uwięzienia. Spojrzał znów na Davida.

– Ty mnie tu przyprowadziłeś, chociaż Bóg jeden wie jak. Co z twoją raną?

– Zupełnie niegroźna, bo nóż ześliznął się po jego łopatce – odparła Nefret. – Wystarczyło zalepić plastrem. Gorzej jest z tobą. Zanim cię stąd zabierzemy, chcę się upewnić, że niczego więcej sobie nie złamałeś.

– Nic mi nie jest. – Ramzes próbował usiąść i krzyknął z bólu, kiedy dziewczyna pchnęła go otwartą dłonią w pierś, zmuszając do położenia się z powrotem.

– Aha – mruknęła. – Żebro? Zaraz to obejrzymy.

– Twoje metody opieki nad chorymi zdecydowanie wymagają ulepszeń – powiedział Razmes, usiłując się nie skrzywić, kiedy mu rozpinała koszulę.

Drzwi otworzyły się nagle bez pukania. Ramzes natychmiast zapomniał o bólu i wszelkich innych dolegliwościach, bo wiedział, co go teraz czeka. W progu stał ktoś o wiele groźniejszy od jakiegokolwiek przeciwnika. Jego matka.

Jestem gorącą zwolenniczką whisky jako skutecznego medykamentu, tym razem jednak uznałam, że przynajmniej Ramzesowi należy zaaplikować jakieś inne, mocniejsze leki. Zastanawiałyśmy się z Nefret, czy ma złamane żebra, czy tylko pęknięte, on zaś upierał się, że są całe, lecz wkrótce przestaną takie być, jeśli nadal będziemy go tak szturchać. W końcu udało mi się go obandażować, a Nefret zajęła się jego dłonią. Muszę przyznać, że takich paskudnych obrażeń jeszcze nie widziałam. Potem usiłowałam zaaplikować każdemu z chłopców porcję laudanum, bo chociaż rana Davida była powierzchowna, miał szarą z wyczerpania i napięcia twarz. Obaj jednak odmówili.

– Powinniście wiedzieć, co się stało – oświadczył David. – Chcę wam to teraz opowiedzieć.

– Ja im opowiem – przerwał mu Ramzes.

Musiałyśmy zadać mu sporo bólu przy opatrywaniu, ale jego głos drżał chyba również z poirytowania.

Emerson podniósł głowę. Siedział dotąd w milczeniu przy posłaniu Ramzesa, nie spuszczając go z oka, i w pewnym momencie, myśląc, że nikt nie widzi, ścisnął lekko jego rękę.

– Zabierzmy ich do domu, Peabody – zaproponował. – Jeśli są w stanie wytrzymać jazdę, to przyda nam się narada wojenna.

Załadowaliśmy więc chłopców do powozu i ruszyliśmy z powrotem. Risza kłusował obok jako luzak. Gdy dotarliśmy na miejsce, rozsiedliśmy się w salonie. Próbowałam położyć Ramzesa na kozetce, nie zgodził się jednak. Katherine pozapalała lampy i zaciągnęła zasłony, a potem usiadła koło mnie. Jej współczujące milczenie i wsparcie były mi w tym momencie bardzo potrzebne. Ochłonęłam trochę i przejęłam inicjatywę.

– No, teraz możesz nam wszystko opowiedzieć, Ramzesie – zwróciłam się do syna.

W przeszłości nieraz utyskiwałam na kwiecisty styl jego wypowiedzi, tym razem jednak przesadził w drugą stronę. Styl całej relacji oddają dobrze jej ostatnie zdania:

– Chłopina padł i rąbnął się w głowę. Uwolniłem Davida i uciekliśmy. Nie udałoby się to nam, gdyby David nie przejął prowadzenia i nie zaprowadził nas do domu Selima. Ja nie wiadomo czemu ubzdurałem sobie, że najbliżej mamy do Abdullaha.

– I to wszystko?! – wykrzyknęłam.

– Oczywiście, że nie! – Wyrazista twarz Davida zdradzała rosnące poirytowanie. – Widziałem, co zrobiłeś, Ramzesie. Byłem otępiały i lekko przyduszony, ale nie nieprzytomny. – Powiódł spojrzeniem po naszych zaciekawionych twarzach. – Ten strażnik miał nóż, a Ramzes nie. Ale wyglądał, jakby ledwie się trzymał na nogach, i strażnik chyba też tak pomyślał. To była ta sztuczka… pamiętasz, Nefret, jak cię przestrzegał, żebyś jej próbowała tylko w ostateczności, bo wymaga doskonałego wyczucia czasu? Trzeba paść na ziemię, modląc się, żeby nie dostać nożem, i chwycić przeciwnika za kostki, zanim odskoczy do tyłu.

– Wyczucie czasu plus długie ręce, plus diabelne szczęście – pokiwała głową dziewczyna. – To wtedy pękło mu to żebro.

– Nie pękło – obruszył się Ramzes. – Jest tylko stłuczone. A ten przeklęty plaster swędzi jak wszyscy diabli. Nie wiem, co gorsze…

– Próbował mnie nieść – ciągnął David. – Nie mogłem iść, bo byłem cały zesztywniały. Mógł mnie zostawić i pójść po pomoc, ale…

– Ale byłem głupi i nie pomyślałem o tym – przerwał mu Ramzes. – Czy mógłbyś się już zamknąć, Davidzie?

– Nie, nie, mój drogi! – zaprotestowała Nefret, wstając z rumieńcem na twarzy. – Pominąłeś najważniejsze szczegóły. Do diaska, czy nie rozumiesz, że nie będziemy mogli rozwikłać tej historii, jeśli nie poznamy wszystkich faktów? Nawet najdrobniejsza rzecz może mieć znaczenie.

Milczący dotąd Emerson odchrząknął.

– Bardzo słusznie. Ramzesie, chłopcze drogi…

Nefret obróciła się na pięcie i wyciągnęła palec ku jego zaskoczonej twarzy.

– Do ciebie to się też odnosi, drogi profesorze. I do ciebie, ciociu Amelio. Być może dzisiaj nic by się nie wydarzyło, gdybyście nie ukrywali przed nami pewnych spraw.

– Nefret! – syknął Ramzes. – Przestań.

Mój biedny drogi Emerson wyglądał, jakby go podrapała ulubiona kotka. Nefret podbiegła do niego z okrzykiem przestrachu i usiadła mu na kolanach, obejmując za szyję.

– Ja nie chciałam. Wybacz, profesorze!

– Cóż… chyba częściowo miałaś rację – przyznał Emerson. – Nie, nie wstawaj, wolę cię mieć przy sobie.

Wziął ją w ramiona, a ona skryła twarz na jego szerokiej piersi. Pozostali taktownie udawali, że nie widzą, jak szczupłym ciałem dziewczyny wstrząsa szloch. Oczekiwałam takiego wybuchu; Nefret ma temperament zupełnie różny od mojego. W trudnej sytuacji działa równie skutecznie i rozsądnie jak ja, ale kiedy jest już po wszystkim, jej niespokojna i wrażliwa natura szuka ujścia dla tamowanych przedtem emocji. Pozwoliłam więc jej wypłakać się trochę w ojcowskim uścisku Emersona, po czym zasugerowałam, że niektórzy z nas powinni może położyć się już do łóżka.