Nefret usiadła prosto. O tym, że płakała, świadczyły tylko jej wilgotne rzęsy i mokra plama na koszuli Emersona.
– Dopiero jak skończymy – oświadczyła. – Opowiedz wszystko jeszcze raz od początku, Ramzesie, i nie pomiń tym razem żadnego szczegółu.
Część relacji z tych wydarzeń musieliśmy mimo wszystko z niego wydusić. Nefret, usadowiona na kolanach Emersona, wykazywała się takim talentem śledczym, że aż musiałam interweniować.
– Wcale mnie nie dziwi, że Layla zajęła się przestępczym procederem – stwierdziłam. – Sprzedaje swe usługi każdemu, kto zapłaci żądaną cenę.
– Ten przestępczy proceder – zauważył mój syn – pozwolił jej się wydobyć z życia w poniżeniu i nędzy. Czy ma prawo potępiać ją ktoś, kto nigdy nie musiał dokonywać podobnego wyboru?
– Boże mój, ależ to pompatyczne – stwierdziłam. – Muszę ci jednak przyznać rację, Ramzesie… w tym męskim świecie życie kobiety nie jest lekkie i nie każda z nich może sobie pozwolić na moralne skrupuły.
– W przypadku Ramzesa – wtrąciła słodkim jak miód głosem Nefret – skrupuły Layli okazały się silniejsze od zachłanności. Czy może zaryzykowała uwolnienie ciebie z jakiegoś innego powodu?
Ramzes zerknął na nią spod oka i natychmiast wrócił do wpatrywania się we własne stopy, co robił już od dłuższego czasu.
– Powodów było kilka, jak sądzę – odparł. – Nawet kobieta prowadząca się niemoralnie może wzdragać się przed morderstwem. Poza tym ojciec – i matka także, oczywiście – cieszy się wielkim respektem i gdyby nam się coś stało, sprawcy mogli się spodziewać odpłaty. Layla wspomniała, że jej mocodawcy szykowali dla mnie, i pewnie również dla Davida, coś szczególnie nieprzyjemnego. Ale nie mówiła zbyt jasno, więc trudno było to stwierdzić, a nie prosiłem jej o wyjaśnienie, gdyż…
– Przestań – rzuciłam z irytacją.
– Tak, mamo.
– Przez ciebie zapomniałam, o co chciałam zapytać.
– Przepraszam, mamo.
– Ja za to wiem, o co chcę zapytać – oznajmiła Nefret. – To proste, lecz niezwykle istotne pytanie. O co chodziło tym ludziom?
– O nas – odparł Ramzes. – I to o obu, bo gdyby jeden z nas był im niepotrzebny, zostawiliby go martwego w świątyni.
– To niczego nie wyjaśnia – prychnęła Nefret. – Nie porywa się nikogo ot tak sobie… to środek do jakiegoś celu. Gdybyście nie uciekli, z pewnością otrzymalibyśmy wiadomość z ich żądaniami. Ale czego chcieli? Pieniędzy? Papirusu? Czy… jeszcze czegoś innego?
– Zaraz, zaraz – wtrącił się Cyrus, skubiąc swą kozią bródkę. – Chyba nie nadążam. Co za papirus?
– Dzieci kupiły go w Kairze – wyjaśniłam. – Od handlarza, człowieka, którego zwłoki wyłowiono niedawno z Nilu, poszarpane przez krokodyla.
– Ależ, Amelio…
– Wiem, Cyrusie. W Luksorze nie ma krokodyli. Później zapoznam cię ze szczegółami. W każdym razie ktoś chce odzyskać ten papirus. Nefret, czy sądzisz, że właśnie to mogło być przyczyną niefortunnej przygody chłopców?
– Jest jeszcze inna możliwość.
– Tak? Robi się późno i…
– Będę się streszczać – odparła tonem, który nie bardzo mi się podobał. – Załóżmy, że napad na ciotkę Amelię w Londynie i nasze późniejsze spotkania z Yussufem Mahmudem były jakoś ze sobą powiązane. Jeżeli ktoś za tym wszystkim stoi, może to być sam Mistrz Występku. Prowadzą do niego wszystkie tropy: napisana na maszynie wiadomość, możliwość, że papirus pochodzi z jego prywatnej kolekcji, a nawet i to, że ktoś odkrył prawdziwą tożsamość Alego Szczura. Przyznaję, że to dość nikłe poszlaki, ale Sethos jest jedną z nielicznych osób, które wiedzą, że odkryłaś jego prywatne laboratorium. Poza tym jeżeli – co podejrzewam – kontaktował się z tobą od tamtego czasu, prawdopodobnie doskonale zna nasze zwyczaje. Teraz twoja kolej, ciociu Amelio. Czas, żebyś nam wyjawiła wszystko, co wiesz o tym człowieku. I to naprawdę wszystko.
Mój Boże, ależ to dziecko miało groźne spojrzenie! Niemal tak groźne jak Emerson w swoich najlepszych momentach. Oczywiście wytrzymałam je, lecz trudno było nie przyznać jej słuszności.
– Masz rację – odparłam. – Spotykaliśmy się od tamtej pory z Sethosem i… do licha! Nie ulega wątpliwości, że wie o wiele więcej o nas wszystkich, z Ramzesem włącznie, niż powinien.
8
Na tym nasza dyskusja się zakończyła, bo twarz Ramzesa nabrała nieprzyjemnie szarozielonej barwy i Nefret zagoniła go do łóżka. Próbował słabo protestować, posłuchał jej jednak w końcu, a ja przyrzekłam mu, że nie będziemy omawiać tej sprawy bez niego.
– Muszę pozbierać myśli – wyjaśniłam – i jakoś to logicznie poukładać. Nie sądzę, bym w tej chwili potrafiła się na tym skoncentrować.
– Trudno się dziwić – mruknął Emerson. – Ty też miałaś dzisiaj ciężki dzień, więc teraz marsz do łóżka. Porozmawiamy jutro.
Katherine odchrząknęła.
– Czy uznałabyś za niewłaściwe, Amelio – zapytała – gdybyśmy oboje z Cyrusem nadal w tym uczestniczyli? Rozumiesz przecież, że umieramy z ciekawości, prawda? Nie chciałabyś chyba mieć na sumieniu mojej śmierci?
Zgodziłabym się w tym momencie na wszystko, żeby tylko dano mi spokój – dla pozbierania myśli, jak stwierdziłam. Po krótkim namyśle uznałam, że powodem jej prośby była nie tylko ciekawość, lecz również sympatia do nas, i że trudno byłoby w tej ponurej historii o lepszą asystę od naszych drogich przyjaciół. Cyrus znał nas lepiej niż ktokolwiek inny, a sarkastyczna inteligencja jego żony dobrze mi się przysłużyła w przeszłości. Przypomniałam sobie, że nazajutrz jest piątek, święty dzień muzułmanów, tak więc śniadanie będziemy jedli później i będzie trwało dłużej niż w normalnym dniu pracy. Zaprosiłam wobec tego Vandergeltów, by nam towarzyszyli w tym posiłku.
Mój drogi Emerson zapakował mnie do łóżka z niemal kobiecą czułością, a Fatima wymogła, bym się napiła ciepłego mleka z kardamonem, żeby szybciej zasnąć.
– Jesteście dla mnie lepsi, niż na to zasługuję – powiedziałam. – Ty też chodź do łóżka, Emersonie, przeżyłeś to tak samo ciężko jak ja.
– Później, moja droga.
– Nie będziesz chyba przez całą noc stał na straży?
– Przez całą noc nie. Będziemy się zmieniali z Davidem. Gdybym się na to nie zgodził, chybaby mnie zbił. – Rysy Emersona złagodniały. – Chłopak jest w całkiem dobrej formie, Peabody. Żona Selima nakarmiła go jagnięciną, a Nefret zapewniła mnie, że jego rana jest niegroźna.
– Zamierzałam go jeszcze raz zbadać – mruknęłam. – I Ramzesa także. Ale mi nie pozwoliła…
Emerson wziął mnie za rękę. Jego głos dochodził do mnie jakby z oddali.
– Ona nie chciała… przecież wiesz, Peabody.
– Chciała, chciała. Och, Emersonie, czy popełniłam błąd? Szczerze wierzyłam, że postępuję właściwie… że to dla ich dobra… – Przerwało mi własne potężne ziewnięcie i prawda wreszcie wyszła na jaw. – A niech to, Emersonie, dodałeś laudanum do mleka! Jak mogłeś…
– Śpij dobrze, moja kochana. – Poczułam na policzku muśnięcie jego warg, a potem nie czułam już niczego.
Obudziłam się przed wszystkimi, wypoczęta i gotowa znów przejąć ster. Emerson spał jak zabity i nie poruszył się, nawet gdy go pocałowałam w nieogolony policzek. Ubrałam się więc i wyszłam na palcach z pokoju.
Stan reszty domowników był taki sam jak Emersona, łącznie z Davidem, którego zastąpił w strażowaniu jego kuzyn Achmet. Zatrzymałam się na trochę przy łóżku Ramzesa. Nefret musiała mu zaaplikować laudanum albo któreś ze swoich nowomodnych lekarstw, bo spał głębokim snem. Kiedy odgarnęłam mu z twarzy zmierzwione kosmyki, tylko coś mruknął i uśmiechnął się.