Siedziałam na werandzie zajęta robieniem notatek, gdy zjawili się Vandergeltowie. Cyrus na Queenie, swojej ulubionej klaczy, a Katherine na łagodnym pony o szerokim kłębie. Słomkowy kapelusz zawiązała pod brodą na wielką kokardę i jeszcze bardziej niż zwykle przypominała sympatycznego kota.
Wkrótce pojawili się także Emerson i dzieci, zasiedliśmy więc do śniadania. Rozmawialiśmy niewiele, ale nie tylko z powodu skupienia na jedzeniu. Wyczuwało się atmosferę lekkiego napięcia. Odnotowałam z ulgą, że Ramzesowi dopisuje apetyt, choć trudno mu się jadło lewą ręką. Zastanawiałam się, jak Nefret zmusiła go do noszenia temblaka. Może jego obrażenia są jednak poważniejsze, niż sądziłam, i powinnam była zbadać go osobiście…
– Temblak ma tylko chronić jego dłoń, ciociu Amelio. Rękę ma całą i zdrową. – Były to pierwsze słowa, skierowane do mnie przez Nefret od chwili wypowiedzenia bolesnych dla mnie oskarżeń poprzedniego wieczoru. W jej błękitnych oczach czaił się niepokój, a uśmiech był niepewny.
Odwzajemniłam go i popatrzyłam na nią ciepło.
– Dziękuję, kochanie, za te słowa otuchy. Całkowicie ufam twoim umiejętnościom. I dziękuję ci też za skuteczną opiekę nade mną. Spałam jak niemowlę i obudziłam się doskonale wypoczęta.
– Och, ciociu Amelio, tak mi przykro z powodu mojego wczorajszego wybuchu! Naprawdę nie…
– Powtarzasz się, Nefret, to nudne. – Ramzes odsunął talerz. – I zabierasz czas. Widzę, że matka pozbierała już myśli, a nawet zrobiła to na piśmie. Może poprosimy ją, żeby zaczęła?
Poskładałam moje zapiski, żałując, że nie zrobiłam tego, nim je wypatrzył sokoli wzrok mojego syna. Na kartkach było mnóstwo skreśleń i poprawek, bo moje skomplikowane procesy myślowe nie bardzo poddawały się pisemnej formie organizacji. Zdecydowałam już jednak, co chcę powiedzieć.
– Zgadzam się z Ramzesem – zaczęłam – że szkoda czasu na przeprosiny i wyrazy żalu. Jeżeli któraś… yhm… którekolwiek z nas pobłądziło, zrobiło to w najlepszej wierze. Nie ma nic bardziej bezowocnego, niż…
– Peabody, bardzo proszę, pomiń te aforyzmy, jeżeli potrafisz. – Błękitne oczy Emersona promieniowały raczej rozbawieniem niż irytacją. Podobnym rozbawieniem emanowały spojrzenia pozostałych, oczywiście z wyjątkiem Ramzesa. Ponieważ jednak twarz miał nie bardziej surową niż zwykle, uznałam, że między nami panuje znów zgoda, a żale zostały zapomniane.
– Ależ oczywiście, mój drogi – odparłam. – Zakładam na początek, że wszyscy znacie historię naszych pierwszych kontaktów z Sethosem. Ramzes opowiedział o nich Davidowi i Nefret, a Cyrus Katherine, prawda? Tak właśnie myślałam. Sama zebrałam trochę dodatkowych informacji podczas mojej… osobistej rozmowy z tym człowiekiem. Po długotrwałych rozważaniach nad tym, co mi wówczas ujawnił, ustaliłam następujące istotne, jak mi się wydaje, fakty… Sethos posiada prywatną kolekcję starożytności. Powiedział, ee… – Udałam, że zaglądam do notatek, chociaż nie było to konieczne. Nigdy nie zapomnę ani jego słów, ani wyrazu jego kameleonowych oczu, kiedy je wypowiadał. – Powiedział tak: „Najpiękniejsze z przedmiotów, które zdobywam, zatrzymuję dla siebie”.
Emerson wydał gardłowy pomruk, a Razmes z nietypowym jak na siebie taktem zauważył:
– Nasz papirus z pewnością zadowoliłby jego wybredny gust. Co jeszcze powiedział?
Chciałam pokręcić przecząco głową, ale – napotkawszy badawcze spojrzenie Nefret – westchnęłam tylko.
– Powiedział, że Emerson jest jedną z nielicznych osób na świecie, które mogą stanowić dla niego zagrożenie. Nie wyjaśnił dlaczego. Zarzekał się, że nigdy nie skrzywdził kobiety. Obiecał… nie, powinnam być bardziej precyzyjna – nie obiecał, lecz zasugerował, że nigdy więcej nie stanie na mojej drodze ani nie zrobi nic nikomu z moich bliskich.
– Wygląda na to, że źle go zrozumiałaś – stwierdził mój syn.
– I co jeszcze? – dopytywała się nieustępliwie Nefret.
– Jeżeli chodzi o jego obeznanie z naszymi prywatnymi sprawami i zwyczajami… Może ujmę to w ten sposób: wie dość o Ramzesie, by móc podejrzewać, że opanował sztukę kamuflażu i bez trudu może uchodzić za Egipcjanina. Inteligentny człowiek, powziąwszy takie podejrzenie, mógłby chyba dość łatwo odkryć prawdziwą tożsamość Alego Szczura. Przede wszystkim dlatego, że Ali był widywany w Kairze wyłącznie w czasie naszych tam pobytów. To wszystko, co mi przychodzi do głowy w kwestii użytecznych dla nas informacji. To już cała prawda, Nefret.
I była to cała prawda – w każdym razie święcie w to wierzyłam. Obwinianie mnie o przemilczenie czegokolwiek nie byłoby sprawiedliwe, bo w tym czasie żadne z nas nie podejrzewało jeszcze niczego. Nie zamierzam się jednak tłumaczyć. Pomyliłam się w ocenie sytuacji i zapłaciłam za to cenę w postaci zdarzeń, których wspomnienie będzie mnie nawiedzać do końca życia.
Zapadło pełne oczekiwania milczenie, w przypadku Nefret podszyte wyraźnym sceptycyzmem. Nikt jednak nie kwestionował mojego oświadczenia. W końcu Ramzes powiedział:
– Niezbyt nas to posuwa naprzód, co? Nadal nie mamy podstaw, by przestać podejrzewać, że to sprawka Sethosa, ale z drugiej strony nie mamy też dowodów na to, że on za tym stoi. Jeśli incydent w Londynie nie ma z tym związku, może się okazać, że mamy nowego, nieznanego wroga, który zamierzał wymienić Davida i mnie za papirus. Jeżeli to jednak Sethos, uwięził nas zapewne, żeby dobrać się do matki. To upokarzające, co, Davidzie? Nikt nas nie chce ze względu na nasze własne, czarujące osoby.
– Czy mógłbym przyjrzeć się temu sławnemu papirusowi? – zapytał Cyrus. – Skoro ktoś posuwa się do takich metod, żeby go zdobyć, musi być wyjątkowym okazem.
– Jest wyjątkowy – przyznał Ramzes.
– Jak na papirus – dorzucił Emerson, na którym akurat papirusy nie robią takiego wrażenia jak na innych. – Przynieś go, Ramzesie.
Ramzes wykonał polecenie. Cyrus aż gwizdnął z podziwu.
– Wspaniały – stwierdził. – Pan Walter Emerson z pewnością oszaleje na jego punkcie.
– Wujek Walter! – David zerwał się z miejsca. – Na Boga, przecież on z ciocią Evelyn i małą Lią… Nie powinni tu przyjeżdżać! Mogą znaleźć się w strasznym niebezpieczeństwie!
– Nie dramatyzuj, Davidzie – powiedziałam. – Nie ma powodu sądzić…
– Chłopak ma rację – wtrącił Emerson. – W tej chwili nie wiemy właściwie, o co w tym wszystkim chodzi, a trzy dodatkowe potencjalne ofiary mogłyby tylko skomplikować sytuację. Lepiej zawróćmy ich z drogi.
– Za późno – oznajmiłam głucho. – Dziś rano wypłynęli z Marsylii.
Napięcie, jakie po moich słowach zapanowało w pokoju, rozładowała jednym prostym stwierdzeniem Katherine.
– Należy zawsze spodziewać się najgorszego i podjąć odpowiednie kroki, by temu zapobiec – oświadczyła.
– Właśnie miałam to powiedzieć! – wykrzyknęłam. – Musimy coś przedsięwziąć! Tylko… co?
– Przede wszystkim powinniście zrobić co się da, żeby chronić siebie – stwierdziła Katherine. – Musicie dobrze strzec domu i nie wyjeżdżać nigdzie bez eskorty. Po drugie, odwołajcie wizytę Waltera. On i Evelyn z pewnością potrafią zadbać o siebie, ale ich córka nie. W tej sytuacji byłaby tylko dodatkowym źródłem niepokoju. Po trzecie, trzeba wytropić sprawców i powstrzymać ich.
– Bardzo ambitny program, kochanie – pokręcił głową Cyrus. – Od czego zaczniemy?