– A jednak dziś go rozpoznała – zauważyła Nefret.
– To rzeczywiście dziwne – przyznał Ramzes. – Uznałbym to za jej wymysł, gdyby nie to, że istotnie w pewnej chwili coś chyba zauważyła. Zaczęła mnie pytać, czy nie spostrzegłem czegoś niezwykłego, ale zaraz się wycofała.
– Naprawdę go nie spostrzegłeś?
– Nie widziałem tego jegomościa od lat i…
– Ależ mój chłopcze, nie musisz się tłumaczyć. Sześć stóp wzrostu, w doskonałej kondycji… hmm.
– Co masz na myśli? – zapytał Ramzes, wyraźnie sztywniejąc.
Nefret położyła mu smukłą dłoń na ramieniu.
– Spokojnie, mój chłopcze, zapewniam cię, że nie zamierzam obrazić ciotki Amelii. Jeśli jednak była nim w jakiś sposób zauroczona, nawet wbrew własnej woli, to reakcja przeciwna będzie tym silniejsza.
– Jaka reakcja przeciwna? – zdziwił się David.
Nefret uśmiechnęła się do niego.
– Niewiele obaj wiecie o kobietach – stwierdziła. – Kobieta może wybaczyć mężczyźnie, że ją porwał; z pewnością też nie będzie go obwiniać za to, że się w niej zakochał. Nigdy mu jednak nie wybaczy, jeżeli zrobi z niej idiotkę, a tak właśnie postąpił Sethos wobec ciotki Amelii.
– Wolałbym, żebyś nie deklamowała nam aforyzmów – mruknął Ramzes. – Mówisz jak matka.
– To nie żaden aforyzm, tylko nagi fakt! Nie rozumiesz? Wykorzystując ruch sufrażystek do swoich celów, Sethos zadał cios sprawie bliskiej sercu ciotki Amelii. Zwolennicy męskiej supremacji, którzy uważają kobiety za zbyt naiwne i dziecinne, by potrafiły samodzielnie poruszać się w świecie, zdobyli nową amunicję. Unia Kobiet zostanie bezlitośnie wyśmiana za dopuszczenie w swoje szeregi bandy przestępców…
– To nie fair – zaprotestował Ramzes. – Sethos potrafi wywieść w pole nawet wytrawnych detektywów!
– Fair czy nie fair, cóż to za różnica dla prasy? Ani się obejrzymy, jak jakiś rzutki dziennikarz odkryje, że ciotka Amelia brała w tym udział. „Pani Amelia P. Emerson, znana archeolog i detektyw amator, zaatakowała policjanta, który usiłował powstrzymać bandę złodziei przed obrabowaniem prywatnego domu!”.
– Boże mój! – David zbladł. – Nie zrobiliby tego!
– Właściwie nikogo nie zaatakowała – wtrącił Ramzes – chociaż bynajmniej nie z braku ochoty. „Boże mój”, w rzeczy samej. Spróbujmy może wymyślić jakiś pretekst, żeby się na kilka dni wynieść z miasta, co?
2
Jestem osobą racjonalną, w większości sytuacji panującą nad własnymi emocjami. Znając aż nazbyt dobrze skłonność dziennikarzy do kłamstw i przesady, dobrze wiedziałam, czego się spodziewać po tych obwiesiach, gdy tylko dotrze do nich wieść o napadzie. Przygotowana byłam na najgorsze i zdecydowana nie tracić zimnej krwi.
I nie straciłabym, gdyby „Daily Yell”, czołowy przedstawiciel prasy bulwarowej, nie wydrukował listu, przysłanego im przez samego Sethosa. List ten dotarł do rąk Kevina O’Connella, naszego starego znajomego, którego czasem nawet uważałam za przyjaciela. Nie tym razem jednak.
– Po pierwsze – oświadczył Emerson nieco zdyszanym głosem, gdyż próbowałam się właśnie wyswobodzić z uścisku jego żelaznych ramion – muszę stanąć w obronie O’Connella. Trudno oczekiwać, żeby tego nie opublikował. Do diaska, Peabody, odłożysz wreszcie tę parasolkę i przestaniesz się wyrywać? Nie wypuszczę cię z domu w stanie takiego wzburzenia.
Chyba zdołałabym się wyswobodzić, ale i tak nie doszłabym zbyt daleko, ponieważ przed drzwiami stał w zdecydowanej pozie Gargery z rozpostartymi ramionami, zjawili się też Ramzes i David, zwabieni okrzykami Emersona i moimi pełnymi oburzenia protestami. Nie łudziłam się, po czyjej są stronie. Mężczyźni zawsze trzymają ze sobą.
– Nie rozumiem, dlaczego zachowujesz się tak niegodnie, Emersonie – powiedziałam. – Puść mnie w tej chwili.
Jego uścisk wcale nie zelżał.
– Daj mi słowo, że zachowasz się spokojnie.
– Jakżebym mogła inaczej, gdy jest was czterech przeciwko jednej biednej, słabej kobiecie?
Gargery, który jest niespecjalnie muskularnej budowy, aż pokraśniał z dumy.
– Ooo, madam… – zaczął.
– Za dużo samogłosek, Gargery.
– Tak jest. Madam, jeżeli chce pani, żeby ten reporter dostał baty, proszę zostawić to profesorowi albo mnie, madam, albo Bobowi, albo Jerry’emu, albo…
Emerson przerwał mu gestem i skinieniem głowy.
– Chodźmy do biblioteki, Peabody, porozmawiamy spokojnie. Gargery, nalej nam whisky.
Łyk tego leczniczego napitku, tak kojącego nerwy, pomógł mi odzyskać panowanie nad sobą.
– Wszyscy czytaliście ten list, jak mniemam – zwróciłam się do obecnych.
Najwyraźniej czytali, włącznie, z Nefret, która do tej chwili przezornie trzymała się na uboczu.
– Mnie wydał się bardzo dżentelmeńskim gestem – zauważył nieśmiało David. – A nawet przeprosinami.
– Raczej cholerną impertynencją – burknął Emerson. – Drwiną, szyderstwem, bezczelnością, wcieraniem soli w rany, obraźliwym jątrzeniem…
– Posługuje się zgrabną retoryką – stwierdził Ramzes, biorąc do ręki gazetę. – „Szacowne i prawe damy z ruchu sufrażystek – z którym w pełni sympatyzuję – nie powinny być obwiniane za to, że nie zdołały przeniknąć moich zamiarów. Ściga mnie na próżno policja z kilku krajów, a Scotland Yard…” – przerwał, spoglądając z dezaprobatą na Nefret. – Uważasz, że to zabawne?
– Nawet bardzo – odparła, śmiejąc się. Jej śmiech jest zachwycający, miękki i stonowany, przypomina szmer rozsłonecznionego strumyka, płynącego po kamieniach. Tym razem jednak wolałam obyć się bez przyjemności słuchania go. Pochwyciwszy moje spojrzenie, Nefret usiłowała powściągnąć rozbawienie, ale nie całkiem jej się to udało. – Szczególnie to jego stwierdzenie o sympatyzowaniu z ruchem sufrażystek. Zważywszy na to, że jeden z jego przybocznych jest kobietą, trzeba przyznać, że postępuje zgodnie z głoszonymi zasadami…
– Jakimi zasadami? – Emerson nie podzielał jej rozbawienia. – Wzmianka o twojej ciotce dowodzi, że ten osobnik nie jest dżentelmenem.
– Napomknął o niej w sposób bardzo pochlebny – oświadczyła Nefret. Zabrała gazetę Ramzesowi i przeczytała na głos: – „Gdybym był świadom obecności pani Emerson, zrezygnowałbym z mojego planu. Mam więcej szacunku dla jej przenikliwości niż dla całego Scotland Yardu”.
– Ha! – powiedział Emerson.
Ja natomiast milczałam, obawiając się, że jeśli otworzę usta, użyję bardzo niecenzuralnych słów. Ramzes spoglądał to na mnie, to na Nefret.
– I co o tym sądzisz? – zapytał ją w końcu.
– Sadzę, że Sethos także niewiele wie o kobietach – odparła.
Odczułam pewną złośliwą satysfakcję z faktu, że Sethos przechytrzył Scotland Yard równie skutecznie, jak mnie ośmieszył. Kiedy odnaleziono powóz lorda Romera w stajni wynajmującej pojazdy w Cheapside, śledztwo utknęło w martwym punkcie. Osobnika, który go tam zostawił, świadkowie opisali jako mężczyznę z brodą, a powóz był pusty.
Otrzymałam grzecznościowy bilecik od pani Pankhurst. Życzyła mi bon voyage i miała nadzieję znów mnie zobaczyć, „kiedy powróci Pani wiosną z Egiptu”. Widać było wyraźnie, że obarcza mnie winą za niekorzystne publikacje. Cóż, było to wysoce nierozsądne, bo przecież to nie ja zostałam tak nabrana przez panią Markham i jej „brata”, byłoby jednak poniżej mojej godności wypominanie jej tego. Wybaczyłam więc po chrześcijańsku pani Pankhurst i nie odpisałam na jej liścik.