Выбрать главу

Jechali tedy przez Kjölur, rozciągającymi się równolegle do Sprengisandur szlakami przez pustkowia. Jechali wzniecając kłęby pyłu, a kiedy nareszcie znaleźli się w nieco żyźniejszych dolinach północnej Islandii i poprosili o nocleg w pierwszej napotkanej plebanii, humory zmieniły im się zupełnie, stali się milkliwi i nieskorzy do żartów. Tutaj bowiem się dowiedzieli, kogo mianowicie mają eskortować.

Proboszcz, poinformowany, w jakiej sprawie czterej jeźdźcy podróżują, zrobił się niebywale gadatliwy. Mówił i mówił, używał uczonych słów, które przyswoił sobie od jakiegoś profesora, a przybysze mogli jedynie słuchać. Kto by się odważył przerywać duchownemu! W trakcie tego monologu lensman zdumiewał się raz po raz tym, jak często pastor oskarża ludzi o czary. Zatem ludzie kościoła musieli święcie wierzyć w sztukę czarnoksiężników!

Sira Gudhmundur rzekł w zamyśleniu:

– My, uczeni, wątpimy w to, że można odegnać diabła. Pomyślcie tylko, jak to było z wielebnym Jonem ze Skutilsfjördhur. Diabły i duchy zostały wprawdzie na jakiś czas odpędzone, ale same egzorcyzmy sprzyjały rozszerzeniu się władzy Szatana.

Czterej słuchacze w skupieniu kiwali głowami. Czasami rozumieli, co proboszcz mówi, niekiedy słowa płynęły niezrozumiałe ponad ich głowami.

Pastor był w znakomitej formie:

– Zły powiada: „Otrzymasz wszystko, czego tylko zapragniesz. Chcesz powodzenia w połowach? To przyjmij mnie do swego serca i uwierz w moje sakramenty, a nałowisz ryb więcej niż ktokolwiek inny. Chcesz zdobyć kobietę? Skrop swoją krwią moją charagmę, czyli magiczny znak, a kobieta będzie twoja. Gdybyś chciał zemścić się na swoich wrogach albo gdybyś musiał się bronić przed złym duchem, wtedy ja, sam Belzebub, przepędzę ich od ciebie…”

W tym momencie czterej słuchacze domyślali się niepewnie, że mówiąc „zły duch” opowiadający miał na myśli dobrego ducha.

Pastor cytował dalej, mówił, jakby to były jego własne słowa:

– Szatan powiada: „Jeśli pójdziesz dalej za mną, staniesz niczym Bóg, posiądziesz znajomość złego i dobrego. I ja dam ci całe bogactwo świata, mądrość i ukryte zdolności dużo lepsze niż wszystko, co mógłby dać ci Bóg”.

Jeden ze słuchających drgnął gwałtownie, zdjęty nagłymi wyrzutami sumienia. Siedział tu i życzył sobie tego wszystkiego. Brzmiało to tak kusząco.

– A teraz przechodzimy do sprawy nieco bardziej drastycznej w nauce Złego Ducha: „Jeśli chcesz, by nazywano cię uczonym, powinieneś ukryć w skrzyni ludzką głowę!”

– O, fuj! Czegoś takiego nie zrobię! – rzekł najmłodszy i najmniej wykształcony z wysłanników.

Sira Gudhmundur popatrzył na niego surowo.

– Przecież te słowa nie były skierowane do ciebie! „Ona da ci odpowiedź na wszystko to, o co zapytasz”.

Młody strażnik zzieleniał na myśl o mówiącej ludzkiej głowie.

– Rozumiecie chyba – ciągnął sira Gudhmundur. – Diabeł pozwala, by czarnoksiężnicy posiadali wielką siłę, ale nie czyni tego za darmo. A zapłata nie jest mała: jest nią czarnoksiężnik z ciałem i duszą.

Wszyscy rozmyślali nad tym faktem. Nad plebanią zapadała noc. Ten i ów z wysłanników ziewał dyskretnie, ale zaraz znowu natężał uwagę. Bo właśnie teraz mieli się dowiedzieć, kogo kazano im pojmać.

Wszyscy wyraźnie pobledli, lensman również.

– Człowiek nazywa się Gissur Bjarnasson – rzekł sira Gudhmundur.

O tym wysłannicy wiedzieli już przedtem, ale teraz stał się on dla nich czymś więcej niż tylko nazwiskiem.

– Wiele razy bywał oskarżany o czary, ale nie znajdowano na to dowodów. Tym razem jednak dowody zgromadzono.

Wszyscy pochylili się do przodu, by lepiej słyszeć słowa pastora.

– Pięciu ludzi oskarża go o uprawianie magii i rzucanie uroków. A do tego pewnego dnia pojawiły się nowe informacje. Gissur Bjarnasson miał jakoby wyrywać zęby i wy- dobywać kości ze zwłok, by używać ich potem do swoich praktyk. Jeden skarży go o to, że sprowadził na jego córkę wieloletnią chorobę. Czarnoksiężnik temu zaprzecza, ale przyznał się, że zna magiczne znaki i runy i potrafi się nimi posługiwać. Przyznał się także, iż zmienił modlitwę „Ojcze nasz”. On modli się inaczej: „Szatanie nasz, któryś jest w Piekle…” Ach, cóż za potworne bluźnierstwo!

Pospiesznie złożył ręce i pogrążył się na chwilę w modlitwie, być może prosił, by złe słowa nie miały do niego przystępu. Tego przecież dobry pastor za nic by nie chciał.

Ponieważ goście słuchali z wielką uwagą, mówił dalej:

– Gissur również bluźnił przeciwko Chrystusowi i wyrażał się pogardliwie o komunii: „Lepiej niż chleb i wino smakowałyby wszy i ich krew”. Poza tym odwrócił tekst jednego z psalmów. I domyślacie się oczywiście, że to on był tym czarnoksiężnikiem, którego należało sprowadzić, by pochować upiora z Myrka?

Jeden ze słuchających skulił się.

– Co? To był on?

W pokoju zaległa złowroga cisza.

Wszyscy słyszeli o diakonie z Myrka, była to ponura historia o duchach, jedna z najbardziej przerażających opowieści tego rodzaju.

– E, to przecież tylko takie wymysły! – roześmiał się lensman nieszczerze.

– Nic podobnego – zaprotestował pastor. – To najprawdziwsza prawda! I wydarzenia rozegrały się niedaleko stąd. Ja nawet rozmawiałem z Gudrun, która została uprowadzona przez upiora, ale uszła z tej przygody z życiem. Upiorem był jej zmarły ukochany. Teraz Gudrun jest już starą kobietą. Ale dość o tym, Gissur to bardzo niebezpieczny człowiek, musicie obchodzić się z nim bardzo ostrożnie. Nie wolno go drażnić! Bo kiedy się rozzłości, to naprawdę nie wiadomo, co może zrobić. Nie wiem, co się stanie, jeśli go stracą, bo przecież zawarł pakt z szatanem, że będzie mógł powrócić na ziemię i zemścić się na tych, którzy go pojmali lub uwięzili.

Czterej wysłannicy spoglądali po sobie. Czy naprawdę mieli prowadzić kogoś takiego?

– A… kobieta? – zapytał lensman ze Skalholt.

– O niej wiemy mniej. Nosi imię Helga i jest w wieku między trzydzieści i czterdzieści lat. Oskarżyła ją inna kobieta, na którą jakoby sprowadziła chorobę. Dziwną chorobę, dotknięta nią kobieta wydawała z siebie bełkotliwe dźwięki i drżała na całym ciele, kiedy stanęła przed sądem, by wszystko wytłumaczyć. Helga Jonsdottir wyparła się, naturalnie, wszystkiego.

– Czy ona jest ładna? – zapytał urzędnik, kierując niespokojny wzrok na najmłodszego ze swoich pomocników.

– Nigdy nic na ten temat nie słyszałem – odparł sira Gudhmundur. – Ale wiem, że groziła śmiercią tym, którzy chcieliby ją uwięzić. Mimo wszystko zostanie ona skazana jedynie na chłostę, obawiam się.

– Obawiacie się? – zapytał jeden z wysłanników, przeczuwając najgorsze.

– Owszem. Bo Helga Jonsdottir jest z pewnością bardziej niebezpieczna, niż by chciała okazać. W jej żyłach płynie zła krew. – Pastor zniżył głos. – Helga jest córką Jona Jonssona młodszego z Kirkjubol nad Skutilsfjördhur.

– Czyżby to ona była owym dzieckiem, nad którym ulitowała się jakaś daleka krewna i zabrała ze sobą tutaj, do Skagafjördhur? – zapytał lensman niepewnie. – Ależ tak! Walka siry Jona z czarnoksiężnikami jest przecież dobrze znana w całym kraju.

Pastor pokiwał głową.

– Tak, tak, takich to ludzi sprowadza się do naszego spokojnego zakątka Islandii.

To jednak była znaczna przesada. Magia i czary rozwijały się wspaniale również w Skagafjördhur nawet bez udziału tego nieślubnego dziecka ze Skutilsfjördhur.

– Ale ta kobieta, Helga, jest niewinna?

– Mmm – mruczał pastor długo, a w jego głosie brzmiał sceptycyzm. – Chybaście nie słyszeli, jak to było później z nieszczęsnym sirą Jonem Magnussonem.

– Nie.