Выбрать главу

O Boże, tyle jest samotności na tym świecie! Tyle skrywanej samotności, tyle dusz ogarniętych zwątpieniem: Po co ja żyję? Czy nie ma na świecie nikogo, kto by mnie potrzebował? Tacy ludzie są dużo bardziej samotni niż ci, którzy pytają: Czy nie ma nikogo, kto by się o mnie zatroszczył?

Choć przyjaciel Nero znaczył dla niej tak wiele, to i tak Tiril tęskniła do kogoś, u kogo mogłaby szukać pomocy.

Była całkowicie bezradna wobec sytuacji, w której się znalazła. Od dawna wiedziała, że w jej domu dzieje się coś strasznego. Nigdy jednak nie potrafiła tego rozwikłać.

Carla natomiast zrozumiała. I wyciągnęła wnioski…

Dlaczego w takim razie Tiril nie pojmuje niczego?

Tego rodzaju myśli krążyły nieustannie w jej głowie, nie dawały spokoju.

Potrzebuję pomocy, wzdychała. Ale u kogo jej szukać?

Od czasu do czasu wspominała niedoszłego męża Carli młodzieńca, któremu konsul Dahl po długich sprzeciwach pozwolił w końcu na małżeństwo ze swoją starszą córką. Może on chciałby porozmawiać z Tiril o jej siostrze?

– Ale właściwie się nie znali. Tiril spotkała go kilkakrotnie w towarzystwie, wtedy jednak on był całkowicie zajęty Carlą. On i Tiril zamienili może dwadzieścia słów, a może i to nie.

Oczywiście, Tiril miała w mieście wielu znajomych, a nawet przyjaciół, ale wzdragała się przed powierzaniem im domowych tajemnic. Lojalność była zawsze jej szlachetną cechą.

Poza tym ludzie, których często odwiedzała i którym starała się pomagać, mają z pewnością własne zmartwienia. Tak jak tamten chłopiec, który skaleczył kolano i w ranę wdało się niebezpieczne zakażenie. Należący do jego warstwy społecznej nie myśleli o chodzeniu do lekarza, bo skąd miałoby coś takiego przyjść do głowy ludziom żebrzącym o odrobinę choćby pożywienia? Więc Tiril odwiedzała go codziennie i starała się oczyszczać ranę. Tiril, do której zwracali się z ufnością wszyscy potrzebujący.

Być może powinna była o swoich kłopotach porozmawiać z matką chorego chłopca. Ale wystarczyło popatrzeć na tę kobietę wyglądającą na dwadzieścia lat więcej niż w istocie miała, bitą przez męża tak, że nieustannie chodziła posiniaczona, otoczona gromadą płaczących i rozkrzyczanych młodszych dzieci, żeby nie mieć ochoty obciążać jej dodatkowymi zmartwieniami.

A może miała się zwrócić do owego sympatycznego człowieka, któremu pożyczyła pieniądze na kupno zimowego płaszcza, a który teraz starał się wyciągnąć od niej jeszcze większą sumę?

Oczywiście próbowała rozmawiać o Carli z matką, ale bez powodzenia. Kiedy bardzo nieśmiało zapytała, dlaczego Carla nikomu nie zwierzyła się ze swych zmartwień, matka zaczęła krzyczeć histerycznie:

„Och, daj mi spokój! Ja naprawdę nie rozumiem, dlaczego ona mi to zrobiła! To bezwstydne, stawiać mnie w takim położeniu! Wciąż muszę tłumaczyć i tłumaczyć różnym ludziom, że to nie moja wina, że dziewczyna zachowała się nieobliczalnie, ściągając na nas taki skandal. Jaki to wstyd przed znajomymi!”

Tiril zrezygnowała z poruszania tego smutnego tematu, poszła sobie przygnębiona bardziej niż kiedykolwiek.

Po wypadku matka prawie nie opuszczała domu, wolała nie pokazywać się w towarzystwie. Ojciec, nieustannie wściekły i ponury, powtarzał żonie, by się wynosiła gdzie pieprz rośnie. Kłócili się stale.

Tiril była pilnowana. Ojciec obserwował każdy jej ruch, więc w ciągu dnia starała się nie wychodzić. Tylko rankami, kiedy wszyscy jeszcze spali; spotykała się z Nerem, a jej niechęć do rodzinnego domu stawała się z każdym dniem większa.

Och, jakże pragnęła mieć przyjaciela!

Rozdział 8

Świt zaczynał rozjaśniać niebo nad pokrytym śniegiem kraterem Hekli.

Jeźdźcy opuścili już Sprengisandur i jechali teraz przez pokryte czarną lawą tereny, pofalowane i nieprzyjazne dla końskich kopyt. Kiedy jednak patrzyło się na tę okolicę z dalszej perspektywy, ziemia zdawała się gładka niczym podłoga. Ponure równiny ciągnęły się aż do dalekich gór. Podróżowali teraz przez Thjorsardalur, gdzie ziemia nosiła ślady wielokrotnych wybuchów Hekli, zalewających okolicę lawą i zasypujących popiołem. Stąd te płaskie przestrzenie.

W oczach Móriego pojawiły się jakieś niespokojne błyski. Dwoje pozostałych więźniów spoglądało na niego pytająco.

– Pod nami są domy – mruknął w którymś momencie.

– Milcz, chłopcze! – ostrzegł go Gissur – Ale masz rację. Pod lawą spoczywa tu wiele bogatych zagród. Wybuch Hekli w Roku Pańskim tysiąc sto czwartym pogrzebał je na zawsze.

– Że też ty wszystko wiesz! – rzekła Helga z szacunkiem.

Gissur odpowiedział jej półgłosem:

– Zdaje się, że chłopiec rozumie jeszcze więcej. Wydałaś na świat bardzo uzdolnione dziecko. – Rozejrzał się ukradkiem ale chyba żaden ze strażników nie mógł ich słyszeć. – On uniknie kary – ciągnął. – Ze względu na swój młody wiek Zabrali go tylko,dlatego, że powinien towarzyszyć matce. Czy można to nazwać współczuciem, czy raczej czymś przeciwnym, nie umiałbym odpowiedzieć.

– Ty jednak kary nie unikniesz – powiedziała Helga. – Ja zresztą też nie.

Umilkli, lecz oboje myśleli to samo: Oni poniosą karę, trudno. Ale ten naprawdę winny pozostanie wolny. Dzięki swojej pozornej niedojrzałości.

Gissur rozmyślał o niebywale silnym działaniu czarów koło Myrka.

– Odziedziczył zdolności po swoim dziadku – powiedział cicho.

– Tak – potwierdziła Helga – ale chyba jeszcze więcej po pradziadku.

– Helga, ile jest prawdy w tym, że on w Holar czytał potajemnie „Gråskinnę”?

– Dużo. Jego fanatyzm mnie czasami przeraża. I rzeczywiście czytał tę księgę.

– Tak myślałem. Ale chyba nie powinnaś się martwić, przecież to jeszcze dziecko! Swoją drogą to skandal, że oni trzymają takie niebezpieczne księgi w szkole dla przyszłych księży. Ta akurat należała przecież do zburzonej Czarnej Szkoły. „Bezpieczne zamknięcie” nie okazało się, jak widać, wystarczająco bezpieczne. Czy myślisz, że on umie tłumaczyć runy?

– Na to wygląda.

Gissur westchnął, lecz był w tym również jakiś ledwie dosłyszalny cień zazdrości.

– W każdym razie to dobrze, że dwie inne księgi znajdują się głęboko pod ziemią i pewnie już dawno kompletnie zbutwiały. W rękach nie wprowadzonego w sztukę chłopca mogłyby się okazać bardzo niebezpieczne.

– Masz na myśli „Rödskinnę” i drugą „Gråskinnę”? Zrobił, co mógł, przekopał cmentarz w Holar, żeby tylko „Rödskinna” dostała się w jego ręce. Całe szczęście, że mu się to nie udało! Narwaniec – uśmiechnęła się Helga z czułością. – I nie przestaje gadać o tej drugiej „Gråskinnie”, tej, która została pochowana w grobie starego eremity.

– Wiem, na cmentarzu w Skalholt. I bardzo dobrze go rozumiem, bo sam za młodu myślałem tak samo. A mianowicie, że ten, kto jest w posiadaniu wszystkich trzech ksiąg i zdobył zawartą w nich,wiedzę okultystyczną, ma klucz do największej tajemnicy życia. To bardzo dobrze, ze dwie z tych ksiąg są już poza ludzkim zasięgiem, a praktycznie nie istnieją. Powiedziałaś mu chyba o tym?

– Oczywiście. I przyjął to do wiadomości, bo poprzestał na tej jednej niemądrej próbie.

Pogrążeni w rozmowie nie dostrzegali ukradkowych spojrzeń, jakie posyłał im Móri.

Gissur zatrzymał konia i czekał na syna Helgi.

– Móri, musisz zniknąć! Uciekaj stąd, póki jeszcze czas!

– Później – odparł chłopiec krótko.