Nagle Tiril z całych sił zdzieliła go w kark.
– Czy Carla o tym wiedziała? Że nie jesteśmy waszymi córkami? To i tak w żadnym razie by nie zmniejszało świństwa, jakie wyrządziłeś tej wspaniałej, wrażliwej i ufnej dziewczynie, ale pytam, czy ona o tym wiedziała?
– Nie, Carla nie… ona mnie kochała, a ja… to było jeszcze bardziej podniecające, że ona nie wie. Już jako dziecko pozwalała mi…
– Pozwalała ci? – przerwała Tiril niemal sycząc, bo taka była wzburzona, że nie potrafiła normalnie mówić. – Jako dziecko?
– Oczywiście! Było nam razem bardzo dobrze. Tiril, bądź trochę rozsądniejsza! Pozwól mi!
– To ty ją zamordowałeś! – zawyła Tiril – Puść mnie!
Wybuchnęła płaczem i wyrwała mu się.
– Zamordowałem? Ja? Nie, no wiesz co… Ona sama wyskoczyła z wieży, ja nic nie zrobiłem…
Tiril z całych sił uderzyła łokciem prosto w tę podnieconą gębę i Dahl zawył z bólu.
– Zabiłeś ją – powiedziała zgnębiona. – Nie musiałeś wcale spychać jej z wieży, i tak nie ma żadnej różnicy.
Konsul Dahl próbował zatamować krwotok z nosa, drugą ręką jednak nadal mocno trzymał dziewczynę.
– Nic złego nie zrobiłem.
– Ja dobrze wiem, co się stało! – krzyknęła Tiril. – Ale wy, oczywiście, niczego nie pojmujecie.
Szarpnęła się raz jeszcze, trzasnęła rozdarta spódnica, Tiril jednak zdołała się w końcu uwolnić, złapała swoje ubranie, wyciągnęła buty spod łóżka, wciąż coś jej wypadało z rąk, musiała to zbierać, ale ostatecznie wybiegła z pokoju, w którym Dahl bez powodzenia próbował zatrzymać krwotok Wyjęła z garderoby swoją wyjściową pelerynę, otuliła się nią szczelnie. Wtedy dotarł do niej głos Dahla:
– To była wina Carli! To ona mnie wciąż zaczepiała! Wciąż mnie wabiła.
– Nigdy! To ty chciałeś, żeby miała poczucie winy.
Tiril wybiegła z domu i zatrzasnęła za sobą drzwi. Na dworze padał ulewny deszcz.
Schroniła się w jakiejś bramie, gdzie włożyła na siebie resztę ubrania. Halkę, której dotykał Dahl, wyrzuciła. Miała wrażenie, że brudu, jaki na niej zostawił, nic nie zmyje.
Ocierała łzy, tłumiła szloch i starała się jakoś otrząsnąć po obrzydliwych przeżyciach, a potem skierowała się do starych magazynów na portowym nabrzeżu.
– Nero, chodź! – zawołała cicho.
Duży cień wyłonił się z mroku i bez wahania ruszył za nią.
Rozdział 13
Nero i Tiril długo błądzili po ciemnych, smaganych deszczem ulicach Bergen i nigdy chyba jeszcze pies nie był dla człowieka takim wsparciem i pociechą. Okazał się po prostu ostatnią deską ratunku dla Tiril, uchronił ją przed całkowitym załamaniem.
Dziewczyna na przemian płakała, pociągała nosem, ocierała łzy i przemawiała cicho do zwierzęcia.
– Nie mamy się gdzie podziać, Nero. Naprawdę nie znam nikogo tak dobrze, żebyśmy mogli mu się zwalić na kark o tak późnej porze. Ale ty jutro dostaniesz swoją obrożę nabijaną kolcami. Całe szczęście, że sakiewkę z pieniędzmi miałam właśnie w kieszeni. Widzisz, dostałam je od mamy, bo miałam zamówić dla siebie nową sukienkę u krawcowej. Ale co mi tam sukienka! Ty jesteś dużo ważniejszy!
Poczuła ucisk w gardle. Zastanawiała się, czy matka to je; prawdziwa matka, czy też nie. Tiril przecież od dawna w to wątpiła, od dawna wyobrażała sobie w marzeniach, że „nie należy do nich”.
Mimo to teraz, kiedy dowiedziała się więcej, szok wcale nie był mniejszy.
Fakt, że nie jest spokrewniona z Dahlem, odczuwała jako wielką, wielką ulgę.
Ale mama?
Nigdy nie były sobie specjalnie bliskie, mama i ona, i to nie z winy Tiril. Ona od najwcześniejszego dzieciństwa kochała i uwielbiała piękną matkę, która tymczasem dostrzegała jedynie śliczną Carlę. Poza tym Tiril i jej matka różniły się pod tyloma względami. Nie żeby matka miała w sobie zło, ale niestety była to istota płocha i głupia. A to przecież nie jej wina, człowiek się już po prostu taki rodzi. Teraz Tiril użalała się nad matką, że ma takiego okropnego męża.
Czy matka o tym wszystkim wie? O Carli i o tym, jak Dahl zachowywał się wobec nieszczęsnej dziewczyny?
Oczy Tiril znowu napełniły się łzami. Musiała długo i serdecznie głaskać Nera po karku, żeby odzyskać równowagę.
Nie, to niemożliwe, matka nie mogła o niczym wiedzieć! Zresztą i teraz też nie należało jej nic mówić.
Nero odwrócił głowę i warczał długo w stronę czegoś, czego Tiril nie widziała. Z tyłu za nimi. I to nie po raz pierwszy. Wielokrotnie podczas tej wędrówki w deszczu po ulicach pies odwracał się i na coś warczał. Groźnie, ale niespecjalnie wrogo. Raczej ostrzegawczo.
Z Nerem czuła się bezpieczna. Był dobrym opiekunem, chciał jej pilnować i bronić. Ale tym razem chyba nic jej nie groziło.
– Dziękuję ci, Nero – wyszeptała.
Pies radośnie pomerdał kosmatym ogonem.
Dziewczyna kuliła się z zimna. Deszcz, który początkowo spadał jej na ramiona i głowę drobnymi kropelkami, zaczął wnikać za kołnierz, ubranie przemokło na wylot, mokre włosy zwisały w żałosnych kosmykach.
Tak późno wieczorem niewielu ludzi kręci się po ulicach. Tiril unikała miejsc, z których dochodziły jakieś głosy. Dzisiaj nie chciała nikogo spotykać. I zresztą nie powinna, zwłaszcza że znajdowała się pod opieką Nera. Wciąż nie mogła się otrząsnąć ze strachu i z obrzydzenia.
– Nigdy mu tego nie wybaczę – mówiła do psa zgnębiona. – Nigdy, nigdy w życiu! Nie wybacza się czegoś takiego. Widzisz, żebym to tylko ja, ale Carla… Ona była taka dobra i taka bezbronna. Mój Boże, ale przecież powinna była coś powiedzieć!
Tylko czy w tamtych czasach Tiril zrozumiałaby cokolwiek, nawet gdyby Carla się jej zwierzyła? To wcale nie jest takie pewne. Tiril żyła przecież w świecie fantazji i dopiero dziś wieczorem zetknęła się z aż tak brutalną stroną życia.
– Najchętniej bym się po tym wszystkim wykąpała. Czuję się taka brudna, jak oblepiona błotem, Nero.
Stanęła jak wryta.
– O, Nero! Carla tak właśnie powiedziała. Że czuje się brudna. Teraz rozumiem, co miała na myśli. Och, droga, kochana Carla! Nigdy mu tego nie wybaczę, nigdy! Bardzo się cieszę, że go przynajmniej zdzieliłam w ten głupi nos!
Płacz zmęczył ją już bardzo, usiadła więc na jakichś schodach i przytuliła do siebie zdumionego, lecz współczującego Nera.
Po chwili przyjrzała mu się uważnie. Rysował się przed nią w mroku niewyraźnie, ale mówiła z powagą, niemal uroczyście:
– Od tej chwili my oboje musimy się zawsze trzymać razem. Chyba rozumiesz, że ja już tam nie wrócę. Bo gdybym wróciła, to nie ręczę, czy nie zabiję tego drania. A wiesz przecież, że nie należy takich rzeczy robić, prawda?
Pies uniósł głowę, spojrzał w ciemność i wydał z siebie głuche warknięcie.
Och, panienka Tiril! Ale jak też panienka wygląda? Gdzie to panienka spędziła noc? – dopytywał się następnego ranka zdumiony kowal.
– Spałam w bramie jak zwyczajny włóczęga – uśmiechnęła się dziewczyna nieśmiało. – Musicie wiedzieć, mistrzu, że uciekłam z domu. Ale pieniądze na zapłatę za waszą pracę mam.
Kowal odłożył narzędzia.
– Wydaje mi się, że powinniśmy porozmawiać, panienko Tiril. Jest w tym mieście wielu takich, którzy już dawno chcieli to zrobić. Bo to nie jest normalne, żeby taka elegancka panienka włóczyła się po ulicach jak jakiś łazęga albo bezpański pies, jak to panna Tiril robi. Gdyby panienka wiedziała, ile ludzi się nad panienką użala, a ilu po kryjomu strzeże, żeby się panience nic złego nie przytrafiło! Pracujcie, chłopcy, klient czeka!