Wtedy Tiril stwierdziła, że i tym razem nie są w kuźni sami. Ale, choć to dziwne, Nero już dzisiaj nie warczał na ukrytego w cieniu mężczyznę. Wprost przeciwnie, pies z wolna, ale przyjaźnie poruszał ogonem. Położył uszy jak na widok kogoś dobrze znanego. I Tiril zaczęła sobie przypominać coś, co się zdarzyło podczas tej długiej i zimnej nocy. A może to był sen? Sen, w którym widziała czyjąś pochylającą się nad nią twarz, niewyraźną w mroku… a obok twarzy psi łeb. I pies, i człowiek patrzą na dziewczynę…
Nie, to z pewnością przywidzenie.
Z zamyślenia wyrwał ją głos kowala.
– A teraz ja sprowadzę moją małżonkę. Musimy wszyscy poważnie porozmawiać. Bo sprawy panienki mają się naprawdę źle.
Jeden z uczniów został wysłany po kowalową, majster zaś wyjaśnił, że sami nie mogą iść do niej, bo „dom pełen jest dzieciaków, które nie wiadomo, skąd się biorą”. Tiril roześmiała się, ale ponieważ miała nos i gardło zatkane po wczorajszym płaczu, śmiech zabrzmiał głucho i niezbyt wesoło.
Przyszła kowalowa i Tiril, ku swojemu zdziwieniu, rozpoznała w niej jedną ze swoich nianiek, której od dawna nie widziała. Kobieta, imieniem Berta, wykrzykiwała „och” i „ach” nad żałosnym wyglądem Tiril, w końcu poprosiła, by panienka opowiedziała, co się stało.
Tiril wahała się, nie chciała nikogo oskarżać, wreszcie jednak się zdecydowała. Głównie ze względu na pamięć Carli.
– On przez wiele lat obchodził się z Carlą tak strasznie zaczęła, ale głos odmówił jej posłuszeństwa i Tiril wybuchnęła znowu gwałtownym, rozpaczliwym płaczem. Długo nie mogła się uspokoić, a kowal i jego żona byli coraz hardziej zatroskani.
– Ja o niczym nie miałam pojęcia, ale Carla zawsze była taka przygnębiona. I taka… płochliwa. Mówiła, że jest niedobra, że nie powinna wyjść za mąż za tego, kogo kocha. No i w końcu wyskoczyła z okna.
– Aha, więc to tak do tego doszło? – rzekł kowal z goryczą. – A oni mówili, że to nieszczęśliwy wypadek. Panienko Tiril, o ile dobrze rozumiem, to konsul był… eeech, to on… molestował to biedne dziecko?
Tiril, szlochając, kiwała głową.
– Carla nie odważyła się nic nikomu powiedzieć. Zresztą jak można opowiadać o czymś takim? I w dodatku, kiedy własny ojciec… przecież nie można. Sami rozumiecie…
Tutaj Tiril chciała opowiedzieć o uczuciach stanowiących mieszaninę obrzydzenia i poczucia winy, wstydu i lojalności wobec rodziców, strachu i przygnębienia, ale nie umiała zebrać myśli, żeby to jasno wyłożyć, zakończyła więc krótko:
– No… no, a wczoraj wieczorem chciał mnie do tego zmusić! Wtedy dowiedziałam się o wszystkim. Och, ja mogłabym go zabić!
Małżonkowie nie odzywali się ani słowem, jedyne, co było słychać w pomieszczeniu, to uderzenia młota o kowadło w drugiej części kuźni.
– On… On powiedział coś jeszcze. Że on nie popełnił żadnego przestępstwa, bo my nie jesteśmy jego dziećmi. I ja pokładam w Bogu nadzieję, że tym razem mówił prawdę.
– Nie popełnił przestępstwa? – krzyknął kowal czerwony z oburzenia. – Rodzone dzieci czy nie, to przecież dzieci!
Kowalowa otrząsnęła się z największego szoku.
– Niech no panienka Tiril teraz posłucha – powiedziała. – My co nieco wiemy o tym pokrewieństwie. Nie za dużo, ale coś tam przecież ludzie gadali.
Tiril słuchała zdumiona. Chociaż spędziła noc na dworze, co odcisnęło piętno również na jej twarzy, to jednak w całej postaci widoczna była elegancja i wdzięk. Tiril nie miała rysów ślicznej lalki, odznaczała się tym rodzajem urody, która charakteryzuje silne osobowości, a poza tym cechował ją niekłamany urok i życzliwość dla świata.
Tak byli wszyscy troje pochłonięci swoją sprawą, że na moment zapomnieli, iż w pobliżu jest jeszcze jeden człowiek. Uczniowie kowala znajdowali się poza zasięgiem głosu, nimi nie musieli się przejmować.
– Ja zawsze wyobrażałam sobie, że jestem dzieckiem wędrownych kuglarzy – wyznała Tiril, pociągając nosem.
– Kuglarzy? Panienka? Nigdy w życiu! – zawołał kowal. – Ale to ty opowiedz, Berta!
– No tak, panienka wie przecież, że cała rodzina pochodzi z Christianii – zaczęła kowalowa rzeczowo, zadowolona, że nareszcie może mówić. I że jest taka ważna! – Toteż nie znamy wszystkich szczegółów, ale mąż kuzynki tej kupcowej, co handluje rybami, miał znajomego, który pochodził z Christianii. On zresztą już teraz nie żyje, ten znajomy, Panie, świeć nad jego duszą, ale jego żona…
Początkowo Tiril starała się nadążać za rodzinnymi koligacjami i powiązaniami towarzyskimi, rychło jednak dała za wygraną i tylko słuchała.
– Jego żona miała odwiedziny akuszerki akurat w tym samym czasie, kiedy biegała do Dahlów.
– To znaczy akuszerka biegała?
– Otóż to. I kiedy ostatni raz przyszła do tej żony znajomego męża kuzynki kupcowej, była bardzo zdenerwowana bo sprawy pani Dahl nie ułożyły się dobrze.
– Ach, tak?
– Tak, pani Dahl straciła dziecko.
– Co? To ja miałam jeszcze jedną siostrę czy brata?
– Nie, nie. Oni, to znaczy Dahlowie, mieli już jedną córkę z dawniejszych czasów, ale, widzi panienka, dziecko było tylko jej, znaczy Dahlowej. Ona już raz była zamężna, ale biedak jej mąż zginął od jakiejś zabłąkanej ku1i na ćwiczeniach wojskowych. Pewnie że biedak, ale też i trochę to komiczne tak umrzeć, zanim zdążył wyruszyć na jakąś wojnę…
– Ta pierwsza córeczka… Czy to była Carla?
– Właśnie. Ale ona była tylko jej córką, a konsula nie.
Tiril znowu poczuła skurcz w gardle i musiała wielokrotnie przełykać ślinę.
– Pani Dahl nie odważyła się powiedzieć mężowi, że jego dziecko nie żyje, toteż przekabaciła akuszerkę i błagała ją o pomoc. Tak się akurat szczęśliwie złożyło, że akuszerka pomogła jednej, która urodziła dziecko po kryjomu, i ona, znaczy akuszerka, wzięła to maleństwo do siebie. Miało dopiero dwa dni i akuszerka jeszcze mu nie znalazła miejsca, no to teraz dostała je pani Dahl. Za odpowiednią zapłatą, ma się rozumieć.
– I to właśnie byłam ja?
– To właśnie była panienka, tak.
Tiril ledwie miała odwagę oddychać.
– Czy wiecie także, kim była moja matka?
My nie, ale pani Dahl i konsul wiedzą to już od bardzo dawna. Bo ta biedaczka, co jest mamusią panienki Tiril, nalegała, żeby płacić za wychowanie panienki. I to ona też wybrała imię, Tiril. Wzięła je ze starej ludowej pieśni.
– A, więc to tak? – szepnęła Tiril z błyskiem zrozumienia w oczach. – Nigdy nie mogłam pojąć, gdzie moi rodzice wynaleźli takie dziwaczne imię.
– I ta kobieta chciała widocznie płacić przez wszystkie lata. Najpierw, kiedy konsul Dahl dowiedział się o tym oszustwie, jakie jego małżonka popełniła, to bardzo się rozgniewał, tak mówiła przyjaciółka żony tego znajomego, o którym opowiadałam. Przyjaciółka była wtedy u Dahlów służącą. Niedługo, bo on się zaczął do niej dobierać, tylko że ona nie była specjalnie ładna, tak słyszałam, i jak Dahl dostał, czego szukał, to już nie chciał mieć z nią więcej do czynienia. Ale słyszała straszne kłótnie o to nowe dziecko. Potem, jak Dahl się dowiedział, ile pieniędzy może za nie dostać, to bardzo szybko ustąpił Właśnie tym sposobem Dahl wykierował się na konsula i został kimś; domagał się tego jako dobroczyńca. Bo wtedy to on, widzi panienka, był nikim. Marny skryba w zarękawkach jakiejś kancelarii. W Christianii.
Tiril starała się jakoś ogarnąć te wszystkie nowe informacje. Kowalowa zaś nie przestawała mówić, słowa płynęły niczym woda, która przerwała tamy.
– Oświadczył, że panienka Tiril jest jego dzieckiem i że nikt nie ma prawa mówić nic innego. Panienka Carla też miała być uważana za jego córkę, bo była śliczna jak laleczka. żeby nikt nie odkrył prawdy, przeprowadzili się do Bergen i tu zaczęli od nowa jako wielcy państwo, konsul i konsulowa, z pieniędzmi, a jakże, i to niemałymi! Ale pogłoski, widzi panienka Tiril, też się rozchodzą, i to nawet szybciej niż ludzie.