Выбрать главу

Nie miał nawet siły pomyśleć, co to się stało. A poza tym nie chciał się nad tym zastanawiać. Czuł, że za chwilę szlag go trafi, krew zaleje mu ogłupiały mózg.

Nie myśleć, tylko nie myśleć! To zbyt niebezpieczne! Odpocząć!

W drodze do Laksevåg Tiril i Berta, a także w pewnym sensie Nero, wstąpili na cmentarz. Najpierw poszli odwiedzić grób Carli. Jak zawsze znajdowały się tam świeże kwiaty, które nie wiadomo skąd się brały~ Przynajmniej Tiril tego nie wiedziała. Poprosiła Bertę, by na chwilkę mogła zostać sama, a gdy kowalowa odeszła, dziewczyna zaczęła mówić szeptem:

– Opuszczam teraz Bergen, moja ukochana siostrzyczko. Wiem już, że nie byłyśmy siostrami, ale ja w swoim sercu nigdy nie przestanę cię tak właśnie nazywać, na zawsze pozostaniesz moją siostrą. Nie wyprowadzam się daleko. Miejsce mojego pobytu musi pozostać w tajemnicy, ale możesz być pewna, że znajdę od czasu do czasu sposobność, by cię tutaj odwiedzić. – Wytarła nos wierzchem dłoni. – Serce moje przepełnia gniew. Wiem, że to niedobre uczucie, ale nie potrafię inaczej. Powinnaś była mi się zwierzyć, Carlo.

Nie, nie, dobrze wiedziała, że z takich spraw trudno się zwierzać. To wstyd i obrzydzenie, które człowiek musi dźwigać sam. Nawet jeśli jest absolutnie niewinny.

Ten straszny diabeł, Dahl! Zrobić taką krzywdę nieszczęsnemu dziecku! A na dodatek ona mu pewnie wierzyła. Czy to możliwe, żeby wierzyła, że wszystko dzieje się z jej winy?

Jakie to wstrętne! Tiril ogarnęło gwałtowne pragnienie mordu. Chciała bić tego człowieka, dźgać go nożem, raz za razem, dopóki starczy sił.

Najbardziej ze wszystkiego jednak pragnęła, by Carla znowu była z nią. Tak bardzo chciała cofnąć czas, bo może mogłaby pomóc siostrze, nie dopuścić do nieszczęścia.

Ale, niestety, wszystko stracone. Za późno!

Cóż to za straszne słowa: Za późno!

– Przyjdę znowu jutro, Carlo, obiecuję ci – szepnęła na pożegnanie, po czym poszła do Berty i merdającego ogonem Nera.

Polubiła swój nowy mały domek od pierwszego wejrzenia. Miała stąd widok na Bergen, położone po drugiej strome fiordu Pudde. Tutaj będę się dobrze czuła, pomyślała niemal od progu. Będzie mi pewnie trochę samotnie, ale do najbliższych sąsiadów nie jest zbyt daleko. A poza tym miała Nera, lepszego opiekuna nie mogła sobie wymarzyć.

Kowalowa pomogła jej posprzątać, pościeliła łóżko i kiedy upewniła się, że Tiril ma wszystko, co może jej być potrzebne, wróciła do miasta. Po wstrząsających wydarzeniach ostatniej doby Tiril marzyła jedynie o odpoczynku, toteż położyła się spać, zanim jeszcze zapadł zmrok.

Każdy, kto ma dużego i bardzo kochanego psa, wie, jak wyglądała pierwsza noc Tiril w nowym domu.

Sama chciała, by jej kosmaty przyjaciel również spał na łóżku, a nie na kamiennej zimnej podłodze. Skończyło się więc na tym, że dziewczyna leżała skulona na poduszce, natomiast pies rozłożył się w poprzek posłania, przyciskając kołdrę. Żeby nie wiem jak Tiril ciągnęła, i tak udawało jej się ledwie okryć nogi.

Ale od razu poczuła się tutaj jak w domu. Wszystko różniło się wprawdzie od stylu, do jakiego przywykła, lecz też zawsze spędzała mnóstwo czasu wśród miejskiej biedoty i dobrze wiedziała, że mogłoby być znacznie gorzej.

Przez ostatni rok dom był nie zamieszkany i już zdążyły się pojawić pierwsze oznaki opuszczenia, takie typowe dla domostw, z których choćby na krótki czas wyprowadzili się ludzie. Wygląda to tak, jakby porzucone domy pogrążały się w rezygnacji. Jakby starały się żyć tylko wtedy, kiedy są komuś potrzebne. Ludzie odchodzą, dom traci chęć do życia. I to nie ma nic wspólnego z zamożnością ani niczym takim.

Tiril. jednak zamierzała wszystko pięknie urządzić. Pragnęła ożywić dom tak, by oboje z Nerem mogli w nim znajdować schronienie i odpoczynek.

Następnego ranka dziewczyna rozpoczęła nowy rozdział swego życia.

Oprócz łóżka i stołu przymocowanych na stale do ścian, mebli nie było wiele. Pościel Tiril pożyczyła od kowalowej, zniszczoną kołdrę, dwa prześcieradła i poduszkę. Po kątach harcowały z piskiem myszy, lecz Tiril miała nadzieję, że nimi zajmie się Nero. Od początku zresztą pokazał, że potrafi to robić. Koło domu znajdował się zapuszczony ogródek, który też się Nerowi bardzo podobał. W ogóle pies był uszczęśliwiony swoją nową rezydencją, w której nareszcie mógł mieszkać z ukochaną panią. Nigdy dotychczas nie miał przecież prawdziwego domostwa, którego mógłby pilnować jako swego rewiru. Teraz Tiril widziała, że pies szaleje z radości. Ustawiła mu więc przy drzwiach miski na jedzenie i na wodę.

Mieszkanie składało się jedynie z dwóch pomieszczeń: dużej izby i alkierzyka, w którym stało lóżko. Prócz tego był jeszcze zagracony stryszek i nieduża, równie zagracona. piwniczka. Ściany, zwłaszcza ich dolne części, były zawilgocone, dach miał w kilku miejscach dziury, ale to się z pewnością da naprawić.

Ogród najbardziej interesował Nera. Z wielkim zapałem nowy gospodarz przeganiał wróble z krzaków porzeczek, wściekle rozkopywał kretowiska, aż ziemia rozpryskiwała się na wszystkie strony, raz po raz wbiegał do domu zdyszany, z zapiaszczonym pyskiem i promieniejący radością. Nie złowił dotychczas ani myszy, ani kreta, ale co tam! Nawet lepiej, że jeszcze tu są, będzie mógł znowu na nie polować!

Podmiejska dzielnica nazywała się Laksevåg i leżała spory kawałek od centrum. Tiril jednak nie tęskniła za miastem wystarczał jej widok, jaki rozciągał się z okien.

Znacznie więcej niepokoju budziło w niej pytanie, w jaki sposób zdoła się sama utrzymać, skąd weźmie żywność? Zapasów wystarczy na jakiś tydzień, ale co potem? Czy będzie musiała dołączyć do i tak już licznej rzeszy miejskich żebraków?

Cóż, jeśli los tak zrządzi, przyjmie jego wyrok bez szemrania. Są na świecie dużo gorsze rzeczy niż żebraczy chleb, teraz już o tym wiedziała. Ale ma przecież ogródek, może tam coś się znajdzie? Dokonała szczegółowych oględzin. Ostatniego roku nikt się grządkami nie zajmował, ale oczywiście rosły tam różne jadalne rośliny. I owoce porzeczek! „Pilnuj dobrze, Nero” – nakazała. – „Żadne wróble nie mają prawa zjadać naszych porzeczek. Nie mam nic przeciwko ptakom. One też muszą coś jeść, ale myślę, że tych porzeczek to jednak my potrzebujemy bardziej”.

Najbardziej pożyteczne okazały się drzewa owocowe. To była prawdziwa ostatnia deska ratunku. „No widzisz, Nero, nie umrzemy z głodu. Damy sobie radę, chociaż ty to pewnie za jabłkami ani za gruszkami nie przepadasz” ciągnęła dalej Tiril tę rozmowę, w której ona mówiła, a pies spoglądał na nią ze zrozumieniem, jakby chciał powiedzieć, że w pełni podziela jej poglądy. Słuchał z przechyloną na bok głową, nie spuszczał z dziewczyny wielkich, rozumnych oczu, merdał kudłatym ogonem i łaził za nią wszędzie jak cień. Byli zdumiewająco zgodni we wszystkim choć przecież nigdy razem nie mieszkali.

Wielokrotnie w ciągu tego przedpołudnia Tiril myślała o fascynującym nieznajomym z kuźni. Zawsze jednak starała się skierować zainteresowanie na coś innego. Zauważyła, że myślenie o nim burzy jej spokój. Było w tym mężczyźnie coś przerażającego, choć nie umiałaby tego określić.

Jakby pochodził nie z tego świata. Może upiór, który z niewiadomego powodu powrócił na ziemię, a ona nieopatrznie stanęła mu na drodze?

Kiedy już wszystko dokładnie obejrzała, poszła robić porządki w izbie. Nero pomagał jej w ten sposób, że przynosił drobne gałązki, gryzł je na drobne kawałki i rozrzucał po świeżo zamiecionej podłodze. Tiril wrzucała je do skrzyni na drewno w nadziei, że przydadzą się na podpałkę. Trzeba więc było podziękować psu za pomoc. Najwyraźniej mu się to spodobało, bo po chwili przytaszczył pod drzwi stare sanki. Nie zdołał ich na szczęście wciągnąć do środka. Tiril odebrała mu zdobycz i starała się wytłumaczyć, że miejsce sanek jest w szopie, po czym oboje tam je zaciągnęli i oparli o ścianę. Po tym wyczynie Nero czuł się niebywale ważny. Psy bowiem stworzone są do zadań i bardzo lubią czuć się przydatne.