Chłopiec zagryzał wargi, ale obiecał, że wszystko załatwi. Poprosiła go, by jutro znowu przyszedł i opowiedział, jak sobie poradził.
– Pozdrów mamę i podziękuj za ryby! Bardzo mi się przydadzą!
Długo patrzyła w ślad za malcem. Jakich sympatycznych ludzi spotykała teraz na swojej drodze!
– No, Nero! – zawołała radośnie. – To mamy już obiad dla tajemniczego Móriego! Jeśli znowu do nas przyjdzie…
A jutro mamy piątek. Pójdziemy na cmentarz spotkać się z Erlingiem. Ukochanym Carli, wiesz. Tiril posmutniała.
– Nie możemy zaprzeczyć, ani ty, ani ja, że boimy się troszkę ciemności. I ty mi wcale nie pomagasz, kiedy ni stąd, ni zowąd podnosisz w nocy łeb i zaczynasz warczeć. A potem podpełzasz bliżej mnie, jakbyś szukał ochrony. I chociaż wiem, że to tylko wiatr szumi w koronach drzew i szarpie oberwaną rynną, to wcale nie jest mi przyjemnie. Musisz wiedzieć, że jesteśmy sami. Przeraźliwie sami.
Westchnęła ciężko, bo myślała o tych wszystkich nocach, kiedy leżała samotna, pochlipywała w poduszkę i czekała, by ktoś przyszedł ją pocieszyć, by ktoś zechciał jej pomóc, uratować!
Fakt, że miała Nera, to najlepsze, co mogło ją spotkać. Ale w takich smutnych chwilach Nero niewiele mógł dla niej zrobić.
Ukucnęła i przytuliła twarz do gęstej czarnej sierści.
– Kochany Nero – szepnęła. – Najukochańszy pies na świecie!
Nero starał się okazać, że jest bardzo zadowolony i że zrobi dla niej wszystko.
Rozdział 16
– Wiem, że Tiril zniknęła – oświadczyła pani Dahl ostro swemu zlanemu zimnym potem mężowi. – Powiedział mi o tym wczoraj Erling Carli.
– Erling Carli? – zawołał Dahl oburzony. – A jego co to obchodzi?
– Po prostu spotkał Tiril. Dziewczyna ma się dobrze i nie chce wracać do domu – referowała małżonka dystyngowanym tonem.
Konsul zrobił się czerwony.
– Czy ten podstępny wąż uwiódł też naszą drugą córkę? Czy człowiek nigdy nie może zostać w spokoju ze swoimi dziewczynkami, żeby mu taki…
– Nie, nie, do niczego takiego nie doszło! On nawet nie wie, gdzie Tiril mieszka, powiedziała tylko, że niczego jej nie brakuje. Ja, rzecz jasna, poinformowałam o wszystkim wójta. Powinien ją odszukać.
– Co? Wójta? Czyś ty rozum straciła? To trzeba załatwiać dyskretnie!
– A to dlaczego? Przecież nie zrobiliśmy nic, czego powinniśmy się wstydzić! Dziewczyna zachowała się nieodpowiedzialnie i powinna jak najszybciej wrócić do domu!
Konsul Dahl miał trudności z oddychaniem. Zauważył już, że jego serce źle znosi stany gwałtownego wzburzenia. Wójt poszukuje Tiril! Do czego to może doprowadzić?
Jak to dobrze, że wysłał tamten list! Ci, dla których był przeznaczony, już go chyba dostali. I z pewnością będą chcieli odnaleźć Tiril przed wójtem. A jeśli dziewczyna zniknie na zawsze po… no, po ich wizycie, to konsulowi nic nie szkodzi. I tak będzie mógł wyciskać z nich pieniądze. To, co on wie, jest na wagę złota.
I dopiero teraz będzie mógł się naprawdę wzbogacić!
Nadszedł piątek.
Tiril idąc na cmentarz już z daleka widziała Erlinga Müllera. Chociaż od ostatniego spotkania minęły cztery dni i chociaż rozmawiała z nim wtedy zaledwie kilka minut, wierzyła, że jest to ktoś bardzo jej bliski. Łączyła ich żałoba po Carli.
Miał na sobie czarny płaszcz długi do połowy łydek i czarne buty z cholewami. Blond włosy spływały w lokach na ramiona.
Jaka szczęśliwa powinna była być Carla, dziewczyna, którą on kochał!
Przeklęty konsul Dahl! Tiril znowu poczuła, że mogłaby go zabić gołymi rękami.
Ale stłumiła w sobie to niezbyt szlachetne pragnienie. Piękny uśmiech Erlinga sprawił, że zrobiło jej się cieplej na sercu.
– Dzisiaj też przyniosłeś świeże kwiaty, jak widzę – powitała go. – A ja mam, niestety, tylko pęczek wrzosu, na nic innego mnie nie stać.
– Za to wrzos długo stoi i nie usycha – rzekł przyjaźnie.
Wspólnie uporządkowali grób. Pełni szacunku dla tego miejsca, rozmawiali półgłosem o marmurowym nagrobku i że na przyszły rok trzeba tu posadzić kwiaty.
Potem wyprostowali się oboje.
Rano padał drobny deszcz, ale teraz się wypogodziło. Erling położył swój płaszcz na niewysokim cmentarnym parkanie z kamieni i oboje na nim usiedli. Tiril uważała, że bardzo miło jest przebywać w towarzystwie tak dobrze wychowanego kawalera. Pod tym względem życie jej dotychczas nie rozpieszczało.
– Bardzo się cieszę, że Carla zdążyła cię spotkać – powiedziała serdecznie. – Kiedy sobie to uświadamiam, robi mi się jakoś lżej na duszy.
– A ja wciąż nie mogę się uwolnić od myśli, że byłem przyczyną jej śmierci.
– Nic podobnego! Wprost przeciwnie, byłeś światłem jej życia!
– Ty także.
Siedzieli przez chwilę w milczeniu. Koło ich stóp przebiegła ruda wiewiórka i spłoszona umknęła jak strzała na stare, rozłożyste drzewo.
Erling powiedział po chwili:
– Rozmawiałem z twoją mama, tak jak prosiłaś, i chyba udało mi się trochę ją uspokoić. Myślę zresztą, że była chyba bardziej zła niż zmartwiona – zakończył wzburzony zachowaniem tamtej kobiety.
– Powiedziałeś jej, gdzie mieszkam?
– Przecież sam tego nie wiem! Wspomniałaś tylko o Laksevåg, a ja zrozumiałem, że powinienem to zachować dla siebie. Ona, oczywiście, pytała, u kogo mieszkasz, ale ja też nie wiem. Powiesz mi, u kogo?
– U Nera.
Zmarszczył brwi.
– Chcesz powiedzieć, że… że mieszkasz całkiem sama?
– Mam wielu przyjaciół, dostaję od nich jedzenie, ryby i wszystko, co potrzeba. Dzisiaj rano na przykład pewien mały chłopiec przyniósł mi świeżego chleba. Pycha!
Erling słuchał w milczeniu.
Tiril uśmiechnęła się.
– I ten chłopiec zajmuje się teraz moimi bezdomnymi psami. Wyobraź sobie, że kiedy zaniósł im jedzenie pierwszy raz, to na nabrzeżu nie było ani jednego zwierzęcia. Malec usiadł więc i czekał. Mówił, że czekał długo, a kiedy przyszły najpierw dwa i zaczęły węszyć, szybciutko włożył jedzenie do misek i po chwili pojawiła się cała sfora, siedem sztuk! Ale nie dowierzały mu, więc on wyciągnął moją skarpetkę. Powąchały ją i natychmiast rzuciły się do misek, teraz dosłownie jedzą mu z ręki. A żebyś wiedział, jak się na początku bał! Chłopiec zbiera dla nich resztki, a psy siedzą i czekają na niego. Tak jak przez wiele lat czekały na mnie.
Erling Müller przyglądał jej się z niedowierzaniem.
– Dziewczyno, co ty za życie prowadzisz? I jakie prowadziłaś?
– Akurat teraz jest to życie bardzo szczęśliwe! – zawołała wyciągając ręce do nieba.
– Ależ, Tiril, jesteś przecież panienką z dobrego domu…
– Nie, nie, nic podobnego! – odparła gniewnie.
– Oczywiście, że jesteś! Nie rozumiem, dlaczego mieszkasz sama. Dlaczego nie Wrócisz do domu?
– A dlaczego Carla wybrała śmierć? – zapytała ostro. – Nie, nie chciałam cię zranić! Zapomnij o tym pytaniu!
Znowu popatrzył na nią uważnie, a po chwili rzekł:
– Siedziałem tu i zastanawiałem się. Postanowiłem, że porozmawiam z moimi rodzicami i zapytam, czy nie mogłabyś mieszkać u nas.
– Dzięki za życzliwość, ale ja nie mogę wrócić do miasta.
– Dlaczego?
– To musi na razie pozostać tajemnicą.
Erling nie nalegał. Wrócił do początku rozmowy.
– A zatem twoi jedyni przyjaciele to mały chłopiec i ten pies?