– Wiem o tym bardzo dobrze. Jeden zresztą powiedział: „Zadźgaj ją natychmiast!” Ale jestem zbyt zmęczona i wstrząśnięta. Może poczekajmy, aż wrócimy do domu? Tam porozmawiamy.
– Oczywiście. Widziałem, w jakim kierunku napastnicy uciekli. W tej okolicy się nie pojawią, tak że swoją kryjówkę możesz uważać za bezpieczną.
– Bardzo na to liczę!
Powrót do domu zajął sporo czasu. Wprawdzie Nero mógł po chwili iść na własnych nogach, ale oboje, i dziewczyna, i pies, byli tak poobijani, że szybki marsz nie wchodził w rachubę. Musieli kilka razy po drodze odpoczywać, ale Erling Müller był cierpliwy. Dosyć go to wszystko zaskoczyło i nie przestawał się zastanawiać, o co może chodzić.
– Taka ci jestem wdzięczna, że tracisz czas, by nas odprowadzić – powiedziała Tiril.
– No, jeszcze by też! Miałem zostawić was samych?
Im bardziej oddalali się od miasta, tym bardziej on się dziwił. Były to przecież biedne okolice, naprawdę niegodne córki konsula. Co to się właściwie dzieje, zastanawiał się. W co obie córki konsula się wmieszały?
– My z Nerem mieszkamy tam na górze – oświadczyła Tiril znacznie radośniejszym głosem.
Nagle cała trójka stanęła jak wryta.
Na wzgórzu przed domem ktoś stał. I ten ktoś na nich czekał. Ciemna, na brązowo odziana postać, jak nie z tego świata. Wysoka i straszna, o twarzy, która z daleka zdawała się blada niczym u trupa. Obok nieznajomego stał jego koń.
– Móri! – krzyknęła Tiril uradowana, nie zdając sobie sprawy, że w tym momencie jej gość bardzo przypomina diakona z Myrka, a ona zachowuje się jak Gudrun, która wiele lat temu wyszła ukochanemu na spotkanie, by spędzić z nim święta Bożego Narodzenia. – Móri wrócił! A mój obiad jeszcze nie gotowy!
Dosyć to dziwne, stwierdził Erling, idąc tamtemu na spotkanie. Młoda i ufna Tiril przyjaźni się z niezwykłymi ludźmi, trzeba to przyznać.
I odczuwał to samo, co ona powiedziała wcześniej: Móri nie stanowił zagrożenia dla niewinności i czci dziewczyny. Ale był groźny. Bardzo, bardzo groźny, choć Erling nie do końca rozumiał, dlaczego.
Rozdział 17
Nero zapomniał o bólu, jak strzała pomknął do Móriego i witał go radośnie. Kiedy jednak gość poklepał go po łbie, zwierzę zawyło boleśnie. Móri ukucnął, przemawiał łagodnie do psa i delikatnie badał palcami jego czaszkę.
Potem wstał i przyglądał się dwojgu nadchodzącym ludziom.
Z pewnym lękiem Tiril przedstawiła sobie dwóch młodych mężczyzn. Tacy obaj przystojni, a tacy różni! Jak noc i dzień.
To porównanie wydało jej się nadzwyczaj trafne: noc i dzień.
– Co się stało? – zapytał Móri. – Nero potłuczony, Tiril kuleje, spod bandaża na szyi cieknie krew. I wygląda to na całkiem świeże zranienie.
Zaczęli mu tłumaczyć, przekrzykując się nawzajem, ale zaraz oboje umilkli, dało o sobie znać dobre wychowanie, ustępowali jedno drugiemu.
Móri czekał i spoglądał to na jedno, to na drugie wzrokiem pozbawionym wyrazu. Tiril przedstawiła Erlinga jako byłego narzeczonego Carli, nie powiedziała nic więcej. Zdawało się jednak, że Islandczykowi to wystarczyło.
Dziwne, ale Tiril odetchnęła z ulgą.
– Chyba powinniśmy rozmawiać we troje – oświadczył w końcu Erling. – Myślę, że Tiril musi nam to i owo wyjaśnić. Mam wrażenie, że wy, mój panie, wiecie znacznie więcej niż ja.
– Być może – przyznał Móri. – Ale zdaje się, że i tak bardzo wiele pozostaje do wyjaśnienia.
Młody potomek hanzeatyckiego rodu zatrzymał się przed drzwiami.
– Ty tutaj mieszkasz, Tiril? – zapytał sucho.
– Tak. I Nero także – odparła uśmiechnięta. – Prawda, jaki stąd piękny widok?
– Widok nie ma tu nic do rzeczy.
– A co ma?
Erling westchnął. Nie rozumiał dosłownie niczego.
– Wejdź, to zobaczysz, jak jest w środku! Posprzątaliśmy I urządziliśmy wszystko pięknie!
– My?
– Nero i ja, oczywiście. On pomaga mi przez cały czas. Przynosi drewno na podpałkę, łapie myszy i w ogóle.
Erling Müller spojrzał na futrynę drzwi.
– A to co za znaki?
– O, jakieś stare ryty, ktoś pewnie zapisywał coś dla pamięci, tak przypuszczam.
– One nie są stare. Wprost przeciwnie, wyryto je całkiem niedawno.
Móri podszedł bliżej.
– To jest tak zwana Tarcza Arona wyjaśnił. – Mając ten znak nad drzwiami, Tiril może ślę czuć bezpieczna.
Erling posłał mu niezwykle wymowne spojrzenie. Zaciskał wargi, skrzydełka nosa mu drgały, a w oczach zapalały się podejrzane błyski.
Móri spojrzał na niego przelotnie i wszedł za dziewczyną do środka.
– Usiądź, Tiril, żebym mógł obejrzeć tę ranę na szyi!
Zrobiła, jak kazał. Móri ostrożnie zdjął apaszkę, która służyła jako bandaż, Erling natomiast usiadł na stołku na-,przeciwko nich i z surową miną śledził, co się dzieje. Było jasne, że czuje się nieswojo.
– Jeszcze trochę krwawi – powiedział Móri. – Rana jest za bardzo otwarta, trzeba ją zamknąć.
– Czy nie jest już na to za późno? – spytał Erling.
– Może i tak – potwierdził Móri. Obmył ostrożnie niezbyt wielkie, ale wciąż krwawiące rozcięcie, po czym jedną ręką zacisnął brzegi rany, a opuszkami palców drugiej przesuwał delikatnie wzdłuż skaleczenia. I Tiril, i Erling widzieli, że porusza wargami.
Trwało to dłuższą chwilę, a kiedy skończył, po ranie został tylko ślad w postaci cienkiej kreski.
Dwoje obserwatorów znowu zaczęło oddychać.
– No, no, nieźle – powiedział Erling, ale w jego głosie pobrzmiewał ton ostrzeżenia. – Może teraz będziemy się mogli dowiedzieć, kim jesteście, panie?
Móri podniósł na niego swoje ciemne oczy.
– Czy nie wystarczy, że pragnę dobra Tiril? W każdej sytuacji i pod każdym względem.
Erling otworzył usta, jakby chciał coś powiedzieć, ale zaraz znowu je zamknął.
– Ze mną ona będzie bezpieczna – oświadczył Móri. – Jestem w stanie obronić ją zawsze. A jak widzimy, może się to okazać potrzebne. Ale czy teraz mógłbym się dowiedzieć, co się dzisiaj wydarzyło? Jak to się stało, że oboje z Nerem zostaliście ranni, Tiril?
– Poszłam na cmentarz, odwiedzić grób Carli. Kilka dni temu ustaliliśmy z Erlingiem, że się tam spotkamy, żeby porozmawiać o mojej kochanej siostrze. Oboje bardzo cierpimy po jej utracie. Kiedy stamtąd wyszłam, zostałam napadnięta przez dwóch zbirów.
– Czyli cmentarz jest niebezpiecznym miejscem – stwierdził Móri. – Od dzisiaj powinnaś go unikać.
– Bardzo mnie to martwi, ale oczywiście, rozumiem, że to konieczne. No, ale na szczęście Erling usłyszał hałas, jaki powstał na drodze, bo ja się broniłam, i postrzelił jednego z napastników.
Móri spojrzał na Erlinga z wdzięcznością i uznaniem.
– Chodzi jednak o to, dlaczego zostałaś napadnięta, Tiril? Trzeba wam wiedzieć, panie, że oni chcieli ją zamordować! – denerwował się Erling.
– Proszę mówić mi Móri! – rzekł Islandczyk. – Od razu się domyśliłem, że oni napadli, żeby zabić. Tiril, czy wiesz, kto się za tym kryje?
– Nie wiem i wcale nie chcę tego wiedzieć – jęknęła Tiril – Ja po prostu lubię ludzi i wolałabym myśleć o nich dobrze!
– Chowanie głowy w piasek nic tu nie pomoże – wtrącił Erling ostro. – Zatem państwo wiecie więcej niż ja. No, to proszę mi teraz wszystko opowiedzieć!
Tiril westchnęła ciężko.
– W takim razie musiałabym też wyjawić, dlaczego Carla odebrała sobie życie. A tego chyba nie będę w stanie zrobić.
Na moment zaległo milczenie. Erling zniecierpliwiony usiadł na stołku, Tiril i Móri na przytwierdzonej do ściany ławie. Nero ułożył się na podłodze i obserwował ludzi z uwagą i podziwem. Ów nowy człowiek sprawiał wrażenie agresywnego. To Nera niepokoiło.