Выбрать главу

– Po części masz rację, Erlingu – przyznał. – Ale w obu grupach znajdują się różne runy. Biała magia może również szkodzić, a czarna magia czynić dobro. Trzeba bardzo gruntownie i do głębi znać swój fach, by wiedzieć, co się robi.

– I ty wiesz?

Móri wahał się przez chwilę.

– Nie do końca. Czegoś mi jeszcze brakuje.

– Ale czarnoksiężnikiem jesteś?

– Prawdopodobnie najlepszym, jakiego w naszych czasach ziemia nosi.

Tiril i Erling milczeli zakłopotani.

W końcu Tiril powiedziała:

– Tak czy inaczej chcę mieć runę spełniającą życzenia.

Nastrój się wyraźnie poprawił.

– Może i ja mógłbym taką dostać? – zapytał Erling z uśmiechem. – W każdym razie wiem, czego pragnę.

Móri posłał mu dziwne spojrzenie. Tiril nie mogła zrozumieć, co ono znaczy.

– Chętnie – odpowiedział Móri i mimo wszystko się uśmiechnął. – W takim razie zaczniemy od ciebie, Erlingu.

Podszedł do biurka, wziął leżące tam gęsie pióro i zanurzył je w kałamarzu.

– Podaj mi rękę, Erlingu. Wnętrzem dłoni do góry.

Tiril przyglądała się z zapartym tchem, gdy Móri powolutku rysował znak na dłoni Erlinga.

– Właściwie powinno się rysować krwią – mruknął Móri. – Ale tak też będzie dobrze. Nie chciałbym nacinać wam skóry. No! Masz już życzenie?

– Tak, ale to tajemnica. Na razie.

Móri skinął głową i odwrócił się do Tiril. Dziewczyna bez wahania wyciągnęła rękę, a on ponownie zanurzył pióro w kałamarzu i zaczął rysować.

Gdy był już prawie gotów, zapytał:

– No to jakie masz życzenie, Tiril?

– Oj, byłabym zapomniała! No tak… ja. Wiesz, tak naprawdę to ja mam tylko jedno życzenie, ale ono nie może się spełnić.

Dokończył rysunek i wyprostował się.

– Nie ma rzeczy niemożliwych. Powiedz, jakie to pragnienie, a ja i ta runa wspólnymi siłami je spełnimy.

Z oczu Tiril znowu popłynęły łzy i nie była w stanie ich powstrzymać.

– Pragnę tylko jednej jedynej rzeczy – wyszeptała. – Chciałabym, żeby moja biedna siostra Carla mogła powrócić do życia.

Obaj mężczyźni patrzyli na nią zszokowani.

– Tiril, na Boga – szepnął Erling.

Ona zaś zwróciła się do Móriego:

– To jedyna rzecz, której pragnę. Powiedziałeś przecież, że…

Móri zaciskał szczęki. Po chwili bąknął prawie niedosłyszalnie:

– Akurat tego nie powinnaś sobie życzyć.

Odwróciła głowę; łzy płynęły teraz nieprzerwanym strumieniem.

– Więc to by mimo wszystko było możliwe?

Móri wyglądał na zmęczonego.

– To jest możliwe.

– No to wspaniale! I Erling też by pragnął powrotu Carli. Kochał ją przecież ponad wszystko na ziemi!

Erling powiedział spokojnie, tak jak się przemawia do dziecka:

– To prawda, że bardzo kochałem Carlę. Ale ona umarła, a ty żyjesz.

Do Tiril jego słowa nie dotarły, cała jej uwaga koncentrowała się na Mórim.

– Ty to potrafisz! Mówiłeś przecież, że potrafisz.

– Jeszcze nie teraz – rzekł zmęczonym głosem. – Jak przed chwilą wspomniałem, muszę jeszcze uzupełnić moje wykształcenie jako czarnoksiężnika. A ty nie powinnaś pragnąć wskrzeszenia Carli, bo byś musiała tego gorzko żałować.

– Ale ja chciałabym jej tak wiele powiedzieć, tyle rzeczy powinniśmy dla niej zrobić, my wszyscy, tak by w końcu mogła poślubić swego Erlinga. Należy jej się to, ona tyle wycierpiała. Czegóż to brakuje w twoim wykształceniu, Móri, powiedz mi, bo może mogłabym ci pomóc.

– Brakuje mi pewnej księgi – odparł – Księgi zwanej „Rödskinna”. Muszę zdobyć tę księgę i poznać zawartą w niej wiedzę.

– Uff! Oczy ci płoną – powiedział Erling z niepokojem. – Nie przepadam za takimi tematami. Czy moglibyśmy rozmawiać o czym innym?

– Zdobądź tę księgę, Móri – poprosiła Tiril.

– Zdobędę.

– Tiril, natychmiast przestań! – rozkazał Erling. – Jesteś podniecona ponad wszelką miarę i nie wiesz, co mówisz! Móri, powiedz jej, żeby przestała!

Móri długo patrzył jej w oczy.

– Zdobędę „Rödskinnę”, ale nie dlatego, by wskrzesić twoją siostrę. Chcę ją mieć mimo wszystko i dla niej samej. Erling ma rację, nie powinnaś myśleć o wskrzeszaniu zmarłych, to do niczego dobrego nie prowadzi.

Zaciskała rękę na jego ramieniu tak mocno, że musiały po tym zostać siniaki. Powoli rozluźniła uścisk.

– Jakim sposobem możesz dostać tę księgę?

Móri uśmiechnął się ironicznie:

– Muszę zmarłego człowieka przywrócić do życia!

– Nie, ja wychodzę! – jęknął Erling. – Nie nabijaj jej głowy takimi głupstwami, Móri!

– Już nie będę. Ale czy my jesteśmy tutaj bezpieczni?

– Właściwie nie. Bo jeśli wójt zacznie mnie szukać, to prędzej czy później tu przyjdzie. Najlepiej przenieśmy się do Laksevåg. Tam nikt nie będzie szukał ani Tiril, ani żadnego z nas. Ja mogę wziąć konia, natomiast wy będziecie chyba musieli…

– Mój koń czeka niedaleko stąd – przerwał mu Móri. – Jeden z nas może zabrać Tiril.

– A Nero pobiegnie za końmi – dodała Tiril z uśmiechem. W jednej chwili koszmar ostatnich godzin się rozwiał. Nic jej nie grozi, skoro ma trzech takich przyjaciół!

Kiedy jednak wyszli na ulicę, pojawiły się nowe problemy. Bezdomne psy zwietrzyły Nera i otaczały go teraz kołem, pełne napięcia. Nowy przewodnik stada szczerzył kły i warczał raz po raz głucho. Tiril jednak uspokoiła całą zgraję kilkoma krótkimi słowami.

– Nieźle sobie z nimi poradziłaś – powiedział Erling, któremu to naprawdę zaimponowało.

– Tak, ale mam wyrzuty sumienia – bąknęła, po kolei głaszcząc zwierzęta po łbach i grzbietach. Kudłate ogony poruszały się radośnie. Tiril zwracała się do każdego psa po imieniu i obaj młodzi mężczyźni byli wzruszeni, patrząc na tę przedziwną scenę powitania. – Mam wyrzuty sumienia, że je tak pozostawiłam własnemu losowi. To przecież zdrada. Wprawdzie pewien mały chłopczyk donosi im trochę jedzenia, ale kiedy go ostatnio widziałam, był chory. Złapał wietrzną ospę. Powinnam była teraz coś im przynieść!

Erling poprosił, by zaczekali chwilkę. Zdecydowanym krokiem ruszył do sklepiku rzeźnika na nabrzeżu, wołając po drodze do Tiriclass="underline"

– Ile ich jest?

Szybciutko przeliczyła.

– Z Nerem będzie osiem.

Kiwnął głową i zniknął za drzwiami. Po chwili wrócił z ośmioma sporymi kawałkami mięsa. To musiało kosztować majątek, pomyślała Tiril przestraszona. Sprawiedliwie obdzielili wszystkie psy, najpierw Nero i nowy przewodnik stada, a później reszta. Przez dłuższy czas na ulicy panował spokój. Ludzie mogli bez przeszkód odjechać, ale bardzo szybko zwierzęta odnalazły trop. Kiedy więc trójka przyjaciół zmierzała do bram miasta, odprowadzała ich procesja złożona z ośmiu psów. Na szczęście siedem z nich wolało zostać w obrębie miejskich murów.

Postanowiono, że Móri nie opuści tej nocy Tiril, będzie spał w dużej izbie. Nie odważyliby się zostawić jej samej, natomiast Erling musiał być na bankiecie u klienta. Nie obawiał się jednak powierzyć dziewczyny opiece czarnoksiężnika. Jak sam wcześniej zauważył, Móri nie był stworzony do miłości i nigdy by nawet nie tknął Tiril.

– Tylko pamiętajcie, żadnych czarów – ostrzegł Erling na odchodnym.

Ton był żartobliwy, ale sens jak najbardziej poważny. Wyjazd się trochę opóźnił, bowiem Nero porwał wytworny kapelusz młodego przedsiębiorcy i ukrył go w krzakach porzeczek. Erling zniósł to dzielnie.

Nastał wieczór. Tiril i Móri przygotowali trochę jedzenia ze starych zapasów, bo nagle uświadomili sobie, że przez cały dzień nie mieli czasu nic zjeść. Kiedy człowiek jest zbyt wstrząśnięty, traci apetyt.