– Ona też wychowywała się bez rodziców. Zaopiekowała się nią pewna starsza krewna.
Tiril nie mówiła nic, ale nie spuszczała wzroku z jego tajemniczej twarzy. Kiedy nieoczekiwanie pojawił się na niej uśmiech, stwierdziła, że Móri patrzy na jej prawą dłoń, gdzie po południu narysował magiczną runę. Zachichotała.
– Wieczorem umyłam tylko jedną rękę. Żal mi było pozbywać się runy. Ale mów dalej o swojej matce, bardzo mnie to interesuje.
– Teraz muszę się cofnąć w czasie – powiedział powoli, jakby się bał, że ją przestraszy. – Ojciec matki i jego ojciec byli czarnoksiężnikami. I obaj w roku tysiąc sześćset pięćdziesiątym szóstym zostali spaleni na stosie.
– Oj! – jęknęła Tiril.
Spojrzał na nią i uśmiechnął się ze smutkiem.
– Myślę, że powinienem ci najpierw opowiedzieć co nieco o czarach, sztuce magicznej, o runach i podobnych sprawach. Jeśli masz ochotę mnie słuchać.
– Zamieniam się w słuch!
Siedziała teraz, wsparta na poduszce. Nero przeciągał się rozkosznie, coś mu się widocznie śniło, bo poruszał łapami i wzdychał.
– Powinnaś wiedzieć, Tiril, że magia to podejmowana przez człowieka próba poznania Stwórcy i Jego dzieła. Dawniej ludzie Kościoła bardzo tego nie lubili, traktowali magię jako bluźnierstwo przeciwko Bogu. Słyszałem o pewnym czarnoksiężniku, który wykrzyknął: „Ziemia jest pełna bogactw Pana” w momencie, kiedy wykłuto mu oczy i za chwilę miał być spalony na stosie. Sędziowie potraktowali to jako straszne bluźnierstwo, więc zanim podpalili stos, odcięli mu język. Wszyscy, którzy szukali wiedzy poza Kościołem, musieli to bardzo dobrze ukrywać. Magowie i czarnoksiężnicy wymyślali więc tajemne znaki i runy, by ukryć to, czym się naprawdę zajmują. Kler nigdy jednak nie zapomniał, że przecież w chrześcijaństwie także jest wiele magii, bo zawiera w sobie ofiary krwi, a jego początków znajduje się śmierć człowieka. Krzyż i zwłoki to prastare magiczne symbole, jeszcze z czasów barbarzyństwa.
– Czy to obrona? – zapytała Tiril nieśmiało.
– Nie, to tylko wyjaśnienie, dlaczego wśród czarnoksiężników zawsze było tak wielu duchownych. Bo widzisz, obie te dziedziny nie są przeciwnymi biegunami ludzkiej wiedzy, one się ze sobą łączą, przenikają się.
– W każdym razie jeśli chodzi o białą magię.
– Tak. Rytuały czarnej magii bywają niekiedy bardzo nieprzyjemne. Ale nawet Biblia nie jest wolna od okrucieństwa. Bóg ze Starego Testamentu, który uśmierca wszystkich wrogów Izraela, łącznie z niewinnymi dziećmi, wcale nie jest mniej okrutny. Głównym celem czarnoksiężników jest poznanie sił natury i próba współdziałania z nimi. Magia nie jest bezbożnością, lecz eksperymentowaniem, doskonaleniem sztuki takiego współdziałania wyobraźni, myśli i rąk, byśmy byli w stanie coś stworzyć. Teraz powinienem ci opowiedzieć o moim dziadku i pradziadku. Znaleźli się obaj w stanie wojny z pewnym proboszczem, sirą Jonem Magnussonem ze Skutilsfjördhur.
I Móri opowiedział Tiril historię o wielebnym Jonie i czarnoksiężnikach. A ona całkiem zapomniała o chorobie, słuchała wytrzeszczając oczy.
– Skąd ty to wszystko wiesz? – zapytała. – Twoja matka nie znała przecież żadnego z tych czarowników?
Móri uśmiechnął się, słysząc to określenie.
– Pewnego razu, kiedy byłem jeszcze mały, przyjechała do nas w odwiedziny siostra mojego dziadka. Miała na imię Thuridur. Ona również została oskarżona o czary przez tego samego proboszcza, sirę Jona. I chociaż byłem zupełnie mały, dowiedziałem się wielu szczegółów, które wydawały mi się nad wyraz dziwne. Thuridur była bardzo, bardzo stara, ale pamiętam, że opowiadała, jak to jej ojciec i brat zostali spaleni na stosie, a domostwo trzeba było podzielić. Ona ubłagała lensmana, by dał jej czapkę ojca, jedwabną z otokiem z futra. Jej matka zaś prosiła o aksamitną czapkę z jedwabnymi troczkami, która należała do jej syna. Pastor uznał, że to wstrętne, iż kobiety chcą zatrzymać coś, co należało do Jona Jonssona, starszego i młodszego. Nigdy jeszcze nie spotkał takiej zatwardziałości w grzechu. Ale go to nie zaskoczyło u takiej bezbożnicy jak Thuridur. Twierdził nawet, że w dzieciństwie uczyła się magii razem z bratem Jonem, czyli moim dziadkiem. Ludzie gadali, że w Kirkjubol była nawet szkoła. Szkoła magii.
Pastor oskarżył Thuridur, że po śmierci ojca i brata ona go prześladuje. Dręczyły go ataki jakiejś okropnej choroby, nigdy przedtem niczego takiego nie przeżywał. Wzywał Pana tak szczerze jak tylko umiał, ale czuł, że materac się pod nim kręci i bał się, że zaraz zostanie zrzucony z łóżka. Słyszał, że jakaś zjawa mówi do niego: „Jutro zwyciężymy”, nie wiedział jednak, czy są to słowa dobrego, czy złego ducha. Na trzy dni przed Zielonymi Świątkami diabły były wyjątkowo natrętne wobec siry Jona. Później trochę się uspokoiło, ale kiedy jesienią złe znowu dało o sobie znać, pastor był przekonany, że to zemsta Thuridur. Dobrał sobie jakiegoś chłopa do towarzystwa i pojechał do Kirkjubol, żeby się z nią rozmówić. Opowiadał potem, że widział wokół niej czarny krąg, ona zaś padła w kościele na kolana obok jakiejś skrzyni i modliła się. J emu się to nie spodobało, twierdził, że ta modlitwa nie zostanie wysłuchana przez Boga… Kiedy odjeżdżał stamtąd, rzucił się za nim w pogoń czarny pies. Takie i podobne wydarzenia nie ustawały. Proboszcz widział w osobie Thuridur diabła, doniósł na nią do lensmana, ale nie otrzymał żadnej odpowiedzi, co również tłumaczył jako dzieło Szatana.
W końcu Thuridur opuściła osadę nad fiordem i przeprowadziła się na drugą stronę gór. Po tym diabeł ukazywał się pod postacią gniadego konia, takiego samego, na jakim Thuridur wyjechała z Kirkjubol. Sira Jon był pewny, że czarownica zmieniła tylko przebranie.
Zimą 1656 roku Thuridur ponownie przybyła do siry Jona w Eyri. Przysięgała, że jest niewinna, i prosiła o udzielenie sakramentów. Pastor odmówił, ale Thuridur nie musiała już długo pozostawać bez sakramentów, bowiem w maju następnego roku pięciu innych kapłanów orzekło, iż ma ona prawo przystępować do komunii świętej. Ci kapłani nigdy nie wątpili, ze Thuridur jest dobrą, pobożną chrześcijanką.
Kiedy Thuridur wracała do swojej nowej siedziby, w podróży przez góry towarzyszył jej stary przyjaciel proboszcza, Snäbjörn Palsson. Ludzie gadali potem, że na ich drodze i przed nimi, i za nimi błyskało się i grzmiało, ukazywały się różne okropne zjawy. Wiadomo było przecież, że czarownikom i wiedźmom zawsze towarzyszy diabeł. Później diabeł ukazywał się pod postacią Snäbjörna Palssona, a sira Jon podczas nabożeństwa widział nad jego głową ognistą kulę. Wiele innych znaków też prowadziło do Snäbjörna, który w końcu wyprowadził się ze Skutilsfjördhur, nie był w stanie dłużej tego znosić.
Raz jeszcze proboszcz oskarżył Thuridur u lensmana i wtedy obaj zadecydowali, że trzeba jej sprawę przedstawić na tingu. Sprawy jednak nie było, bo Thuridur się spóźniła. Winą za to sira Jon oskarżył żonę jednego z lensmanów, która podobno sprzyjała czarownicy.
Na probostwie złe moce poczynały sobie tak jak nigdy dotychczas. Sira Jon nieustannie oskarżał Thuridur, lensman wciąż oddalał sprawy, co duchownego strasznie gniewało. W jego domu było już tak źle, że musiał sypiać w budynkach gospodarskich lub na dworze, mimo to ciągle go coś niepokoiło, a to biegały po nim myszy, a to dostawał okropnych mdłości. Thuridur wyszła za mąż za bardzo godnego człowieka, co pastor uznał za jawny dowód jej czarodziejskich umiejętności. Po wielu wahaniach dwunastu zaprzysiężonych mężów postanowiło w końcu, by Thuridur złożyła przysięgę przed Alltingiem. Uniknęła tego, lecz złożyła przysięgę przed sędzią w Mosfelli, niedaleko miejsca, w którym teraz mieszkała. Sira Jon był wściekły i odwołał się do Alltingu, ale pewien cieszący się zaufaniem mąż przybył tam, by zaświadczyć o jej niewinności, i protesty pastora odrzucono. Tym samym Thuridur została uwolniona od wszelkich oskarżeń.