Ale kiedy się te wszystkie sprawy toczyły, była ona ofiarą wielkich prześladowań. I teraz nadeszła jej kolej, by oskarżyć sirę Jona o zniesławienie. Wiosną tysiąc sześćset sześćdziesiątego roku przedstawiła swoją wersję wydarzeń, ale ja już nie wiem, jak się to wszystko zakończyło. Wiem tylko, że sira Jon osiedlił się w Kirkjubol, w zagrodzie, która kiedyś należała do Thuridur i jej rodziny. On, który nigdy nie mógł pojąć, że ktoś chce mieć jakieś rzeczy należące do czarnoksiężnika lub czarownicy, on sam zagarnął wszystko, co po nich zostało!
Zaczynało świtać. Nero przeciągnął się, wstał i domagał się, żeby go wypuścić.
– Myślę, że na tym powinniśmy dzisiaj poprzestać – powiedział Móri, otwierając psu drzwi. – Byłoby dobrze, gdybyś się mogła przespać godzinkę czy dwie.
– Przespać? Po tym, co mi opowiedziałeś? Wiesz, mnie się zdaje, że ten pastor zachowywał się histerycznie.
Oczywiście, że tak! On był znany z tego, że wciąż jest niezadowolony, ponury i drobiazgowy. Z czasem zaczął się domagać zwrotu rzeczy, które w dawnych czasach należały do kościoła. Inni duchowni uważali to za małostkowe.
– No właśnie, a poza tym ja uważam, że on był trochę przewrażliwiony. Wyobrażał sobie, że prześladują go złe moce.
– I ja tak myślę. W ogóle wiele wydarzeń, o których wówczas mówiono w okolicy, istniało wyłącznie w rozbudzonej wyobraźni ludzi. I to jest na Islandii bardzo powszechne zjawisko. Ludzie odurzają się też jakimiś ziołami, żeby mieć wizje.
– Co ty mówisz! No, a co się ostatecznie stało z tym starym nudziarzem?
– Żył jeszcze w roku tysiąc sześćset dziewięćdziesiątym drugim. Był bardzo stary i już nie wstawał z łóżka, ale wciąż cieszył się niezłym zdrowiem.
– A Thuridur?
– Nigdy więcej jej już nie widziałem.
– Ale jej czary to nie tylko czysta fantazja?
– Nie, oczywiście, że nie! Moi przodkowie odznaczali się wielkimi uzdolnieniami w dziedzinie sztuk magicznych. Thuridur również. Ale tacy źli, jak to chciał udowodnić sira Jon, nie byli, w każdym razie ja nie mogę w to uwierzyć.
– Ani ja. Ten pastor to szaleniec! No, a twoja matka?
– Ona też znała się na rzeczy. Wiesz, wtedy, kiedy Thuridur nas odwiedziła, wszystkie runy, księgi i magiczne symbole, które odziedziczyła, podarowała mojej matce a swojej bratanicy, córce Jona młodszego. Matka czytała potem to wszystko i uczyła się. A gdy ja podrosłem na tyle, by wiedzieć, o co chodzi, z kolei ja odziedziczyłem wszystko. Mama chciała, bym poszedł do Szkoły Łacińskiej w Holar, a tam właśnie znajdowała się kiedyś „Rödskinna”. Była tam także jedna z dwu ksiąg, noszących tytuł „Gråskinna”. Bardzo dobrze ukryta, tak że nikt nie mógł się do niej dostać. Ale ja się dostałem, bo nauczyłem się już otwierać najtrudniejsze zamki…
Uśmiechnął się na wspomnienie tamtych wydarzeń, ale był to uśmiech bolesny, właściwie raczej grymas, bo zamek okazał się tak straszny…
I Móri opowiedział słuchającej go z otwartymi ustami Tiril o trzech księgach zła. O tym, że został usunięty ze Szkoły Łacińskiej w Holar nie tylko dlatego, że odważył się przeczytać i nauczyć na pamięć wszystkiego, co zawierała „Gråskinna”, lecz przede wszystkim za to, że miał zamiar wykopać złego biskupa Gottskalka pochowanego razem ze swoją księgą, czyli „Rödskinną”.
– Wiesz, Tiril – uśmiechnął się Móri. – Nikt mi nigdy nie powiedział, że wszyscy biskupi w Holar spoczywają krypcie pod podłogą kościoła. Niektórzy starali mi się wmówić, że jego grób znajduje się na cmentarzu. Pokazywano mi nawet, w którym miejscu.
Tiril nieoczekiwanie nabrała pewności, że tego właśnie Móri nigdy jeszcze nikomu nie powiedział. I że cieszy się, mogąc opowiedzieć o tym właśnie jej.
Mogłaby go uściskać z wdzięczności i szczęścia. Ale czy można obejmować kogoś takiego jak Móri? Absolutnie nie.
A przy tym mówił jednak rzeczy naprawdę straszne i dotychczas całkowicie dla niej obce.
Jak to… o tym, jak jego matka wraz z innymi czarownikami została pojmana przez ludzi lensmana i postawiona przed Alltingiem w Thingvellir. O makabrycznej podróży koło Myrka, gdzie jakoby miał się pokazywać zmarły dawno diakon, a także o wędrówce przez bezlitosne Sprengisandur i w pobliżu biskupiej siedziby w Skalholt, gdzie, jak wiedział, została pochowana druga „Gråskinna” i spoczywała tam dotychczas obok znającego się na czarach eremity.
O tym, jak zdołał uciec do Kaldidalur, miejsca schronienia wszystkich wyjętych spod prawa, podczas gdy matka i dwaj inni czarownicy zostali straceni…
– Och, Móri – szepnęła Tiril ze łzami w głosie. – Tak mi przykro.
– Kiedy się o tym dowiedziałem – ciągnął – coś w mojej duszy umarło. Stałem się zimny i niewrażliwy, zdecydowany zrobić wszystko, by osiągnąć w życiu jeden ceclass="underline" stać się najznakomitszym czarnoksiężnikiem na świecie! Do tego jednak potrzebne mi są księgi: „Rödskinna” i „Gråskinna” druga.
Następnie opowiedział jej jeszcze o tym, jak trafił do Szkoły Łacińskiej w Skalholt, gdzie dowiedział się, że „Gråskinna” została już wywołana z ziemi przez człowieka nazwiskiem Eirikur z Vogsos. Móri poznał całą treść księgi znajdującej się w szkole, a potem pobierał nauki u owego Eirikura.
Był to dość wesoły okres jego życia, więc też i nastrój w małym domku na Laksevåg bardzo się poprawił, kiedy o tym opowiadał. Tiril zaśmiewała się serdecznie z rywalizacji między Eirikurem a kobietą imieniem Stokkseyri-Disa i z przygody Móriego z małymi diabełkami.
– A potem znowu musiałem uciekać – powiedział Móri; oczy mu pociemniały na wspomnienie tamtych wydarzeń.
– Chciałbym zdobyć „Rödskinnę”, bo wtedy moje wykształcenie byłoby, pełne. Ale wyznaczono cenę za moją głowę i nie mogłem się pojawić ani w Holar, ani w ogóle na Północy. Pozostało mi tylko opuścić kraj.
– No i pojawiłeś się tutaj – stwierdziła Tiril. – Z czego ja cieszę się bardzo. Ale to się chyba nie stało tak całkiem niedawno, prawda? Moim zdaniem jesteś w Norwegii od kilku lat.
– Tak, przenosiłem się z miejsca na miejsce. Gdybym potrafił zerwać z uprawianiem magii, mógłbym się gdzieś osiedlić na stałe. Ale nie chcę odrzucać całej wiedzy, jaką posiadłem, tylko z powodu głupoty i przesądów ludzi. Tiril, ja nie robię nic złego, chociaż mógłbym, bo czarna magia, na której znam się bardzo dobrze, posiada straszną siłę.
Tiril ujęła jego dłoń.
– Ja wiem, że nie chcesz robić nic złego – powiedziała serdecznie. – Spotkanie z tobą to najlepsze, co mi się w życiu przydarzyło.
Spoglądał na nią w zamyśleniu, a ona miała wrażenie, że w duchu zadaje jej pytanie: „No, a co z Erlingiem?”, ale jakby nie chciał ani nie mógł zadać go głośno. To było dziwne uczucie, coś jakby milcząca wymiana myśli. A przecież Tiril nie miała żadnych tego rodzaju uzdolnień.
Ale Tiril wyczuwała coś bardzo istotnego. Bo w telepatii ważniejsze są zdolności nadawcy niż odbiorcy.
– Dziękuję ci, Tiril. Teraz jednak spróbuj zasnąć.
– No, a ty?
– Masz rację – odparł z uśmiechem. – Mnie się też przyda chwila snu. Dobranoc!
– Dobranoc, Móri, mój najlepszy przyjacielu. A może raczej powinniśmy powiedzieć: Dzień dobry?
– Chyba tak.
Móri opuścił alkierzyk.
Tiril układała się do snu z uśmiechem zadowolenia. Czuła się tutaj całkowicie bezpieczna.
Erling wrócił koło południa i wtedy Móri jeszcze spał. Nie chcieli go budzić, usiedli oboje z Tiril na sękatej ławce pod ścianą domu. Erling żartował z jej kropkowanej cery.