Na to pytanie proboszcz nie umiał odpowiedzieć. I zresztą nawet nie miałby odwagi się nad tym zastanawiać.
Któregoś dnia z wizytą do pastora przybył pewien pobożny człowiek imieniem Snäbjörn Palsson z Kirkjubol. Znali się obaj od dawna. Snäbjörn powiedział, że wielebny Jon nie wygląda dobrze. Absolutnie nie. Prawdę powiedziawszy, pastor wyglądał źle. Kiedy szli ścieżką przez cmentarz i rozmawiali, wielebny Jon zwierzył się przyjacielowi ze swojej udręki.
Zimny jesienny wiatr gnał po niebie deszczowe chmury, dodatkowo potęgując makabryczną treść opowiadania. Przy takiej pogodzie żadne mroczne cienie ani nocne strachy nie wydają się zbyt nieprawdopodobne, tak samo jak czary z pradawnych, przenikniętych magią czasów.
Kiedy pastor zakończył swoją historię, Snäbjörn przystanął i zaczął spoglądać na kościelną wieżę, jakby tam szukając pomocy. Uszy zrobiły mu się czerwone od wiatru, krople deszczu spływały z czoła na nos i największym jego pragnieniem było znaleźć się pod dachem. Wielebny Jon nie przestawał jednak krążyć po cmentarnych dróżkach, by ukryć tę rozmowę w tajemnicy przed innymi, więc z szacunku dla przyjaciela Snäbjörn nie wyjawił swego pragnienia.
Zaprawdę dziwne rzeczy się dzieją w naszych czasach – westchnął. – Potęga czarnoksiężników jest tym większa, że wplatają oni do swoich formułek słowa Boże. Święte modły wypowiadają wspak.
I nie tylko to, oni wzywają imienia Bożego przy magicznych ofiarach i wróżbach. A bluźnierstwo umacnia Szatana kosztem królestwa Bożego. Złe dni nastały w naszym kraju!
Bardzo złe! A najgorsze ze wszystkiego jest, że tak wielu spośród sług Bożych zajmuje się czarami. Wybacz mi, że o tym wspominam!
Wiem, wiem – rzekł pastor z ciężkim westchnieniem. – cały naród jest jak porażony ze strachu przed mocą czarnoksiężników. Czasami zastanawiam się, czy…
Umilkł. Snäbjörn zapytał ostrożnie:
Co chciałeś powiedzieć, wielebny Jonie?
– Można by pomyśleć, że Jon Jonsson i jego syn dostali się… Nie, Jonssonowie to prostacy! Ale z drugiej strony… Wygląda na to, że ktoś, choć nie wiem kto, dostał się do… ksiąg. – Pastor zniżył głos: – Wiesz przecież, jakie to księgi mam na myśli.
Snäbjörn zadrżał, i to nie tylko z powodu spływających mu za kołnierz kropel deszczu.
– Uchowaj Boże! – zawołał. – Nie, to nie może być! „Rödskinna”, czyli „Czerwona skóra”, księga oprawiona w czerwony safian, leży przecież pod ziemią wraz ze zwłokami złego biskupa Gottskalka…
Pastor uczynił ostrzegawczy ruch ręką.
Nie wymieniaj jego imienia na poświęconej ziemi! Ale masz, oczywiście, rację. Pierwsza z dwu ksiąg zwanych „Gråskinna”, czyli „Szara skóra”, również została pochowana z jednym z tych okropnych ludzi. Druga „Gråskinna” jest pieczołowicie strzeżona w Szkole Łacińskiej w Holar,. nikt nie może jej nawet dotknąć, a cóż dopiero wynieść z ukrycia.
Obaj pobożni mężowie złożyli ręce i pospiesznie, po kryjomu odmówili modlitwę. Rozmowa zeszła na niebezpieczne tory, lepiej już milczeć.
Lęk był aż nadto uzasadniony.
„Rödskinna” i obie „Gråskinna” to księgi samego zła. Zawierały tajne runy i opisy sztuk magicznych najgorszego rodzaju. Ponure kobiety i mężczyźni, którzy zajmują się czarami, posługują się runami i znakami spisanymi na pergaminach. Niekiedy ryto je w drewnie, a nawet na żywej skórze. Istnieje lub istniało wiele takich ksiąg, jak na przykład „Gulskinna”, oprawna w złotą skórę, „Grönskinna”, księga zielona, i „Silvra”, czyli srebrzysta. Najpotężniejsze i najbardziej niebezpieczne były jednak te trzy: „Rödskinna” i dwie „Gråskinna”.
Ta z dwu szarych ksiąg, która znajdowała się w Holar, a zatem mogła być w jakiś sposób dostępna, została spisana około roku 1400 w Laufasi przez Torkella syna Gudbjarta. Pierwsza.jej część jest dość niewinna. To, co budzi prawdziwy lęk zarówno księży, jak i prostego ludu, to jej ostatnia i najdłuższa część. Spisano ją za pomocą run wprowadzających w błąd, które rozumie bardzo niewiele ludzi.
Druga „Gråskinna” zniknęła w dawno minionych czasach wraz z pewnym eremitą. Ów znawca prastarej i tajemnej wiedzy nie widywał zwyczajnych ludzi. Posiadał on księgę, w której zawartości nie orientował się nikt w parafii. Szeptano o niej z wielkim lękiem i nazywano ją właśnie „Gråskinna”. Była to z pewnością najstarsza księga magii. Człowiek, do którego należała, został pochowany w siedzibie biskupa w Skalholt, gdzie znajdowała się druga islandzka Szkoła Łacińska. Biskup musiał obiecać, że księga zostanie pogrzebana wraz z jej właścicielem, w przeciwnym razie źle będzie z całą parafią.
Najważniejsza wśród magicznych ksiąg była bez wątpienia „Rödskinna”. Śmiertelnie niebezpieczna, budząca grozę, lecz także pożądanie, została spisana przez Gottskalka Nikulassona, zwanego biskupem Gottskalkiem złym lub Groźnym, który w latach 1498-1520 zasiadał na tronie biskupim w Holar.
Ów Gottskalk pochodził z norweskiego rodu, był krewnym pani Inger z Austrat i siostrzeńcem biskupa Olafura Röngvaldssona. W młodości studiował na uniwersytecie w Rostoku, immatrykulował się w listopadzie 1482 roku, a w protokołach określono, że przybył „z Norvegr”, najpewniej więc jeszcze w tym czasie nie miał nic wspólnego Islandią.
W Holar u swego wuja Olafura Röngvaldssona zjawił się zapewne jako ksiądz, może nawet pełnił obowiązki asystenta biskupa. Po śmierci Olafura w 1495 roku kazał nazywać się biskupem, ale oficjalnie został nim mianowany dopiero w roku w 1499 przez arcybiskupa Nidaros. Rejestr krzywd wyrządzonych przez Gottskalka miejscowej ludności jest długi jak nieurodzajny rok.
Nieludzkie podatki na kościół (czyli na biskupa), niezwykła surowość jakoby w imieniu Boga, podstępność i nienawiść, okrutne wyroki sądowe za najdrobniejsze uchybienia – pewien człowiek został bardzo surowo ukarany za to, że ożenił się z dziewczyną, która była jego krewną w czwartym pokoleniu – nieustanne upominanie wszystkich i nagany… Wyliczankę można by ciągnąć jeszcze długo. Poważany był jedynie przez takich zarozumiałych i przenikniętych pychą parafian, co to najchętniej wytykają błędy swoim bliźnim. Przy każdej najdrobniejszej sprawie sądowej biskup troszczył się bardzo, by nałożone grzywny przypadły jemu. Jeśli miał ochotę na czyjąś zagrodę, to ją zdobywał.
Nieco mniej znany był fakt, iż Gottskalk okazał się największym w swojej epoce czarnoksiężnikiem. Zaczął na nowo uprawiać czary, magię i gusła, jakich od dawna już nie praktykowano. Wykształcony na wielkich uniwersytetach świata, liznął też trochę tajemnych sztuk w Czarnej Szkole paryskiej i był nimi oszołomiony…
„Rödskinna”, tajemne dzieło jego życia, miała złote litery i przepiękne iluminacje. Ponieważ treść pochodziła z czasu run, a wszelkie czarnoksięskie formułki zapisano runami i znakami magicznymi, bardzo często zniekształconymi i odwróconymi, całość była tajemnicza i dla nie wprowadzonych całkowicie niezrozumiała. Biskup nie chciał przekazać treści księgi nikomu, nikt po jego śmierci nie mógł jej odziedziczyć.
Tak więc „Rödskinna” została pogrzebana razem ze swym autorem.
Dwaj przyjaciele zatrzymali się przy bramie cmentarza.
– Wszystkie trzy księgi są ukryte lub pogrzebane – rzekł Snäbjörn. – Nie ma się zatem czego obawiać z ich strony.
Pastor, uspokojony, kiwał głową.
Ale, Boże mój, jakże się obaj pobożni mężowie mylili!
Gwałtowny poryw wichru szarpał ich ubrania, jakby chciał przekazać ostrzeżenie płynące ze świata grobów, z cmentarza.