Выбрать главу

– Co mówiłaś o tym mieście? – spytał Will. – Że jest pełne upiorów?

– Tak, Ci’gazze, Sant’Elia i wszystkie inne miasta, upiory pojawiają się tam, gdzie są ludzie. Skąd ty jesteś?

– Z Winchesteru – odparł Will.

– Nigdy nie słyszałam takiej nazwy. Nie ma tam upiorów?

– Nie. A i tu nie potrafię żadnego dostrzec.

– Jasne, że nie! – prychnęła. – Nie jesteś dorosły! Dopiero gdy dorośniemy, zobaczymy upiory.

– A ja się nie boję upiorów – zaszczebiotał mały Paolo, wysuwając do przodu brudny podbródek. – Pozabijam paskudy.

– Nikt z dorosłych w ogóle nie ma zamiaru wracać? – spytała Lyra.

– No, może za kilka dni – odrzekła Angelica. – Kiedy upiory przeniosą się w inne miejsce. Lubimy, jak przychodzą, ponieważ możemy wtedy biegać po mieście i robić, co chcemy.

– Ale czego się obawiają dorośli? Co mogą im zrobić te upiory? – spytał Will.

– No cóż, kiedy upiór złapie jakiegoś dorosłego, aż przykro patrzeć. Wyjada z niego życie… Nie chcę być dorosła… Z początku ofiara wie, co się z nią dzieje, boi się, krzyczy, płacze, unika spojrzenia upiora i udaje, że wszystko jest w porządku. A w chwilę potem jest już za późno. Nikt nie może takiemu człowiekowi pomóc. Blednie i przestaje krzyczeć. Nadal żyje, ale nie rusza się. W oczach ma tylko pustkę.

Dziewczynka odwróciła się do brata i wytarła mu nos rękawem jego koszulki.

– Ja i Paolo zamierzamy poszukać lodów. – Zmieniła temat. – Chcecie pójść z nami?

– Nie – odparł Will – mamy coś innego do roboty.

– W takim razie do widzenia – powiedziała, a Paolo dodał:

– Zabić upiory!

– Do widzenia – odrzekła Lyra.

Natychmiast gdy Angelica i jej mały brat zniknęli, z kieszeni Lyry wysunął się Pantalaimon. Sierść na jego mysim łebku była zmierzwiona, a spojrzenie – dzikie.

– Nie wiedzą o oknie, które znalazłeś – powiedział do Willa.

Will po raz pierwszy usłyszał jego głos i fakt ten przeraził go bardziej niż wszystko, co widział do tej pory. Lyra roześmiała się, widząc jego przestraszoną twarz.

– Ależ… on mówi… Dajmony umieją mówić? – spytał Will.

– Oczywiście, że tak! – odparła Lyra. – Sądziłeś, że to tylko maskotka?

Will potarł włosy i zmrużył oczy. Potem potrząsnął głową.

– Nie – odrzekł, po czym zwrócił się do Pantalaimona: – Chyba masz rację. Nie wiedzą o nim.

– Musimy zachować ostrożność, gdy będziemy przez nie przechodzić – powiedział dajmon dziewczynki.

Tylko przez moment dialog z myszą wydawał się Willowi dziwny, później wytłumaczył sobie, że to rodzaj rozmowy telefonicznej, ponieważ w rzeczywistości chłopiec mówił przecież do Lyry. Mysz była wprawdzie odrębną istotą o własnych indywidualnych cechach, ale w jakiś sposób przypominała Lyrę. Tych dwoje bez wątpienia stanowiło jedną całość. Will starał się zebrać myśli.

– Zanim wejdziesz do mojego Oksfordu – odezwał się delikatnie do dziewczynki – musisz znaleźć inne ubranie.

– Dlaczego? – zaperzyła się.

– Tak wyglądając, nie możesz wejść do mojego świata i rozmawiać z ludźmi. Nie pozwoliliby ci się do siebie zbliżyć. Musisz się do nas dopasować. Trzeba się maskować, rozumiesz? Uwierz mi, wiem, co mówię, postępuję w ten sposób od wielu lat. Lepiej więc mnie posłuchaj, w przeciwnym razie zostaniesz schwytana, a jeśli dowiedzą się, skąd pochodzisz, jeśli opowiesz im o okienku i o wszystkich innych sprawach… No cóż, będę szczery, ten świat stanowi całkiem niezłą kryjówkę… Widzisz, jestem… Po prostu muszę się ukrywać przed pewnymi osobami. Lepszej kryjówki niż to miasto nie mógłbym sobie nawet wymarzyć, nie chcę zatem, aby odkryto naszą tajemnicę. Gdy będziesz wyglądała obco i dziwacznie, zdradzisz nas. Mam własne sprawy w Oksfordzie. Jeśli mnie wydasz, zabiję cię.

Lyra przełknęła ślinę. Aletheiometr nigdy nie kłamał, ten chłopiec był mordercą, a skoro zabił już przedtem, może zabić także ją. Pokiwała głową z powagą i przyznała Willowi rację.

– W porządku – rzuciła.

Pantalaimon zmienił się teraz w lemura i z niepokojem przyglądał się chłopcu ogromnymi oczyma. Will wytrzymał to spojrzenie. Dajmon ponownie przybrał postać myszy i wślizgnął się do kieszeni swej właścicielki.

– No dobrze – powiedział chłopiec. – Podczas pobytu tutaj powinniśmy udawać przed tymi dziećmi, że przybyliśmy z jakiegoś miejsca w ich świecie. Pomoże nam fakt, że nie ma tu żadnych dorosłych. Możemy swobodnie chodzić po mieście i nikt nie będzie nas o nic wypytywał. W moim świecie natomiast musisz robić to, co ci powiem. Przede wszystkim, umyj się. Brudna od razu wzbudzisz zainteresowanie. Będziemy się maskować, obojętnie dokąd pójdziemy. Musimy wyglądać tak, żeby ludzie nie zwracali na nas uwagi. Zacznij od umycia ciała i włosów. W łazience znajdziesz szampon. Potem poszukamy innego ubrania.

– Nie wiem jak – bąknęła. – Nigdy nie myłam sobie włosów. W Jordanie robiła to gospodyni, a później nigdy tego nie potrzebowałam.

– No cóż, będziesz się musiała nauczyć – odparł. – Umyj się cała. W moim świecie ludzie są czyści.

– Hm – mruknęła Lyra i poszła na górę. W pewnej chwili obróciła głowę i przez ramię posłała Willowi wściekłe spojrzenie, napotkała jednak zimne oczy chłopca i dała za wygraną.

Will miał wielką ochotę spędzić ten słoneczny, spokojny poranek na wędrówce po mieście, jednak niepokoił się o matkę, a w dodatku ilekroć przypominał sobie, że zabił człowieka, nie mógł otrząsnąć się z szoku. Wiedział też, że czeka go zadanie. Musiał je wykonać. Starał się czymś zająć, czekając na Lyrę, posprzątał więc kuchnię, umył podłogę i wyrzucił śmieci do kosza stojącego w alejce przed kafeterią.

Potem wyjął z siatki zieloną skórzaną teczkę i popatrzył na nią tęsknym wzrokiem. Natychmiast gdy pokaże Lyrze przejście prowadzące do Oksfordu, wróci i sprawdzi, co jest w teczce. Na razie wsunął ją pod materac łóżka, w którym spał. W tym świecie papiery były bezpieczne.

Kiedy Lyra zeszła, czysta i mokra, poszli poszukać dla niej ubrania. Znaleźli dom towarowy, równie opustoszały jak wszystkie inne sklepy. Ubrania wydały się chłopcu trochę niemodne, w końcu jednak znaleźli dla Lyry kraciastą spódniczkę i zieloną bluzkę bez rękawów, z kieszenią dla Pantalaimona. Dziewczynka nie zgodziła się włożyć dżinsów, nie uwierzyła Willowi, gdy powiedział, że w jego świecie nosi je większość dziewcząt.

– To są spodnie – oznajmiła. – A ja jestem dziewczyną. Nie wygłupiaj się.

Will wzruszył ramionami. Kraciasta spódniczka nie rzucała się w oczy, a to było najważniejsze. Zanim wyszli, chłopiec włożył do kasy na kontuarze kilka monet.

– Co robisz? – spytała Lyra.

– Płacę. Trzeba płacić za to, co się zabiera. W twoim świecie się nie płaci?

– To w tym świecie się nie płaci! Założę się, że tamte dzieciaki w ogóle nie mają pieniędzy.

– Może i tak, ja jednak płacę.

– Jeśli zaczniesz się zachowywać jak dorośli, dopadną cię upiory – oświadczyła, chociaż nie była pewna, czy może żartować w towarzystwie Willa. Może raczej powinna się obawiać tego dziwnego chłopca?

W świetle dziennym Will zauważył, że budynki w centrum miasta są bardzo stare, niektóre wręcz zrujnowane. Szyby były potrzaskane, ze ścian odpadał tynk; od dawna najwyraźniej nie łatano również dziur w nawierzchni ulic. Kiedyś to miasto z pewnością było piękne; jeszcze dziś przez rzeźbione bramy można było dostrzec ślady dawnej świetności – wypełnione zielenią przestronne dziedzińce i wspaniałe pałace, jednak schody były popękane, a na wpół oderwane framugi zwisały ze ścian. Will odniósł wrażenie, że mieszkańcy Ci’gazze zamiast zburzyć budynek i zbudować na jego miejscu nowy woleli bez końca naprawiać i odnawiać ruiny.