Выбрать главу

W pewnej chwili dzieci doszły do samotnej wieży na niewielkim placu. Była chyba najstarszym budynkiem w mieście. Wysoka na cztery piętra, wieża z blankami w jaskrawym słońcu wydawała się dziwnie martwa, a jednocześnie intrygowała; zarówno Willa, jak i Lyrę coś przyciągało w stronę na wpół otwartych drzwi, do których prowadziły szerokie stopnie. Dzieci niechętnie i bez słowa minęły wieżę i podążyły dalej.

Kiedy dotarły do rozległego bulwaru z drzewami palmowymi, Will kazał Lyrze odszukać małą narożną kafeterię, przed którą na chodniku stały pomalowane na zielono metalowe stoliki. Dziewczynka w ciągu minuty znalazła lokal. Za dnia wyglądał na mniejszy i bardziej zniszczony, lecz chłopiec rozpoznał ocynkowany bar, ekspres do kawy oraz talerz z niedojedzonym risottem, które już zaczynało śmierdzieć.

– To tutaj? – spytała.

– Nie. Okienko znajduje się pośrodku alei. Sprawdź, czy nie ma w pobliżu żadnych dzieci…

Na szczęście byli sami. Will zaprowadził Lyrę w odpowiednie miejsce pod palmami i rozejrzał się wokół.

– Było chyba gdzieś tutaj – mruknął. – Kiedy przeszedłem, zobaczyłem to duże wzgórze za białym domem, potem spojrzałem w tamtą stronę i zauważyłem kafeterię, a…

– Jak ono wygląda? Nic nie widzę.

– Z niczym go nie pomylisz. Nie przypomina niczego, co kiedykolwiek widziałem.

Will rozglądał się z uwagą. Czyżby okienko zniknęło? A może ktoś je zamknął? Nie mógł niczego dostrzec.

Aż nagle je zobaczył. Obszedł je, przyglądając się. Było równie niewidoczne wczoraj wieczorem, gdy je odkrył po oksfordzkiej stronie. Promienie słońca na trawie za otworem igrały tak samo jak w Cittagazze, chociaż równocześnie osobliwie inaczej.

– Jest tutaj – oświadczył, kiedy się upewnił.

– Ach, rzeczywiście! Widzę je!

Lyra wstrzymała oddech. Wyglądała na równie zdumioną jak Will, gdy usłyszał, że Pantalaimon mówi. Jej dajmon nie mógł usiedzieć w kieszeni, wyszedł więc, zmienił się w osę i bzycząc, latał wokół okienka, dziewczynka natomiast nerwowo nawijała na palce jeszcze nieco wilgotne włosy.

– Stań z boku – pouczył ją Will. – Jeśli podejdziesz zbyt blisko, ludzie zobaczą nagle parę nóg i będzie sensacja. Nie chcę, żeby ktoś coś zauważył.

– Co to za hałas?

– Ruch uliczny na oksfordzkiej obwodnicy. To dość ruchliwa ulica. Podejdź i przyjrzyj się z boku. Pora na przechodzenie jest kiepska, wszędzie mnóstwo ludzi. Gdybyśmy jednak przedostali się w środku nocy, nie bardzo mielibyśmy dokąd pójść. A jeśli teraz przejdziemy, możemy się dość łatwo wmieszać w tłum. Idź pierwsza. Szybko przeskocz i odejdź od otworu.

Lyra miała na plecach niebieski plecaczek, który teraz zdjęła i trzymała w rękach. Przykucnęła i spojrzała na drugą stronę.

– Ach! – westchnęła. – To naprawdę jest twój świat? Nie wygląda jak część Oksfordu. Jesteś pewien, że przybyłeś z Oksfordu?

– Jasne, że tak. Kiedy przejdziesz, będziesz miała przed sobą ulicę. Skręć w lewo, idź przez jakiś czas prosto, aż zobaczysz ulicę po prawej. Zaprowadzi cię do centrum miasta. Zapamiętaj, gdzie znajduje się okienko. Nie ma innej drogi powrotnej.

– Dobrze – powiedziała. – Nie zapomnę.

Zarzuciwszy na ramię plecak, Lyra zanurkowała przez okienko i zniknęła. Will przykucnął, pragnąc zobaczyć, jak sobie poradziła.

Dziewczynka stała na trawie z Pantalaimonem-osą na ramieniu. Chyba nikt jej nie widział. W pobliżu pędziły samochody osobowe i ciężarówki; nawet gdyby jakiś kierowca zdołał na tym ruchliwym skrzyżowaniu dostrzec niezwykłe zjawisko, nie miałby czasu, aby mu się przyjrzeć, natomiast ludziom stojącym po przeciwnej stronie ulicy widok zasłaniały przejeżdżające pojazdy.

Nagle rozległ się pisk hamulców, krzyk, trzask. Will starał się dojrzeć, co się stało.

Lyra leżała na trawie. Samochód zahamował tak gwałtownie, że uderzyła w jego tył ciężarówka, która pchnęła pierwszy pojazd do przodu. Dziewczynka leżała nieruchomo…

Chłopiec pospiesznie przedostał się przez okienko na drugą stronę. Na szczęście nikt nie widział, jak przechodził, ponieważ oczy wszystkich skupiły się na samochodzie z pogiętym zderzakiem, a kierowca ciężarówki wyskoczył i podbiegł do Lyry.

– Nic nie mogłam poradzić… Dziecko wbiegło mi prosto… – tłumaczyła się kobieta w średnim wieku, która prowadziła samochód. – Pan jechał zbyt blisko – dodała, zwracając się do kierowcy ciężarówki.

– Mniejsza o to – odburknął. – Jak tam mała?

Kierowca ciężarówki skierował to pytanie do Willa, który klęczał obok Lyry. Chłopiec podniósł oczy i rozejrzał się wokół siebie. Wiedział, że żadne okoliczności nie mogą go usprawiedliwić, był odpowiedzialny za ten wypadek. Lyra poruszyła głową i szybko zamrugała powiekami. Will dostrzegł oszołomionego Pantalaimona w postaci osy, który wspinał się po źdźble trawy.

– Nic ci nie jest? – spytał chłopiec. – Spróbuj poruszać rękoma i nogami.

– Głupia! – krzyknęła kobieta z samochodu. – Po prostu wbiegła pod koła. Nawet się nie rozejrzała. Co miałam zrobić?

– Żyjesz, dziecko? – spytał kierowca ciężarówki.

– Tak – mruknęła Lyra.

– Wszystko w porządku?

– Poruszaj rękoma i nogami – nalegał Will.

Poruszyła. Żadna kość nie była złamana.

– Jest cała – powiedział Will. – Zajmę się nią. Nic jej nie jest.

– Znasz ją? – spytał kierowca ciężarówki.

– To moja siostra – odrzekł Will. – Wszystko dobrze. Mieszkamy tuż za rogiem. Zabiorę ją do domu.

Lyra usiadła prosto. Ponieważ nie wyglądała na poważnie ranną, kobieta zaczęła oglądać swój samochód. Inne pojazdy objeżdżały uczestników wypadku; kierowcy samochodów – jak to ludzie – z ciekawością na nich spoglądali. Will pomógł dziewczynce się podnieść. Wiedział, że im szybciej odejdą, tym lepiej. Kobieta i kierowca ciężarówki stwierdzili, że ich spór powinny rozstrzygnąć towarzystwa ubezpieczeniowe, wymienili więc adresy. Nagle kobieta zobaczyła, że Will pomaga Lyrze oddalić się z miejsca wypadku.

– Czekajcie! – zawołała. – Będziecie świadkami. Musicie mi podać wasze nazwisko i adres.

– Nazywam się Mark Ransom – powiedział Will, odwracając się. – Moja siostra ma na imię Lisa. Mieszkamy przy Bourne Close dwadzieścia sześć.

– Jaki kod?

– Nigdy go nie pamiętam – mruknął. – Słuchajcie, państwo, chcę zabrać siostrę do domu.

– Wskakujcie do kabiny – powiedział kierowca ciężarówki. – Podrzucę was.

– Ależ nie, po co ten kłopot, naprawdę szybciej dojdziemy pieszo.

Lyra szła prawie normalnym krokiem. Wraz z Willem przeszli po trawie pod grabami i skręcili za pierwszym rogiem.

Usiedli na niskim ogrodowym murku.

– Jesteś ranna? – spytał Will.

– Uderzyłam się w nogę, a podczas upadku w głowę – odparła.

Bardziej jednak interesowało ją, jak wypadek zniósł przedmiot znajdujący się w plecaku. Włożyła rękę do środka, pomacała, po czym wyjęła ciężkie, małe zawiniątko otulone czarnym aksamitem. Rozwinęła paczuszkę. Na widok aletheiometru Willowi rozszerzyły się oczy. Maleńkie symbole wymalowane wokół tarczy, złote wskazówki, duża igła, ciężar i niezwykły wygląd przedmiotu sprawiły, że niemal stracił oddech.