Выбрать главу

Chłopiec natychmiast, niby od niechcenia, odwrócił się w bok i spojrzał w okno sklepu jubilerskiego. W szybie dostrzegł odbicie blondyna, który rozejrzał się, poprawił węzeł krawata, po czym wszedł do biura radcy. Gdy zniknął, Will szybko odszedł, serce znowu mu łomotało. W tym świecie nie mógł się ukryć. Ruszył ku bibliotece uniwersyteckiej. Tam umówił się z Lyrą.

Listy z daleka

– Willu – odezwała się dziewczynka. Powiedziała to cicho, ale chłopiec i tak się przestraszył.

Lyra usiadła obok niego na ławce, a on nawet tego nie zauważył.

– Skąd się tu wzięłaś?

– Znalazłam moją uczoną! Nazywa się doktor Malone. Ma taką maszynę, która widzi Pył, i skłoni ją do mówienia…

– Nie zauważyłem, jak przyszłaś.

– Nie patrzyłeś – odparła. – Chyba myślałeś o czymś innym. Dobrze, że cię znalazłam. Wiesz, łatwo jest okpić ludzi. Uważaj.

Szło ku nim dwoje policjantów, mężczyzna i kobieta. Mieli białe, letnie koszule, radia i pałki. Patrzyli podejrzliwie. Zanim dotarli do ławki, Lyra wstała, podeszła i odezwała się do nich.

– Przepraszam, czy moglibyście mi państwo powiedzieć, gdzie jest muzeum? – spytała. – Ja i mój brat mamy się tam spotkać z rodzicami, ale się zgubiliśmy.

Policjant spojrzał na Willa, a ten, powstrzymując gniew, wzruszył ramionami, jak gdyby potwierdzał słowa Lyry: „zgubiliśmy się, czy to nie głupie?”. Mężczyzna uśmiechnął się, kobieta natomiast spytała:

– O które muzeum wam chodzi? Muzeum sztuki nowoczesnej?

– Tak, właśnie to – odparła Lyra i udawała, że słucha uważnie, gdy kobieta wskazywała jej drogę.

Will wstał i podziękował, po czym wraz z Lyrą odeszli. Nie oglądali się za siebie, ale policjanci i tak już się przestali nimi interesować.

– Widzisz? – szepnęła dziewczynka. – Jeśli cię szukali, zmyliłam ich. Nie interesują ich rodzeństwa. Lepiej trzymaj się od tej pory blisko mnie – dodała gderliwie, gdy skręcili za róg. – Sam nie jesteś bezpieczny.

Will nic nie odpowiedział, choć ze zdenerwowania serce waliło mu szaleńczo. Szli dalej ku kolistemu budynkowi z wielką, ciężką kopułą, który stał na placu otoczony kamiennymi kolegialnymi budynkami w kolorze miodu. Obok znajdował się kościół, a ponad wysokim ogrodowym murem rosły drzewa o rozłożystych koronach. Popołudniowe słońce oświetlało miasto ciepłymi promieniami, a powietrze wydawało się przesycone kolorem mocnego wina o złotej barwie. Nie było wiatru i liście nie poruszały się. Na małym placu nawet hałas uliczny był cichszy.

W końcu Lyra zauważyła smutną minę Willa i spytała:

– O co chodzi?

– Jeśli odzywasz się do ludzi, przyciągasz ich uwagę – wyjaśnił drżącym głosem. – Trzeba po prostu siedzieć cicho i spokojnie, a wtedy wcale cię nie zauważą. Postępowałem tak przez całe życie. Znam się na tym. Twój sposób jest znacznie gorszy… stajesz się widoczna. Nie powinnaś tego robić. Nie powinnaś igrać z niebezpieczeństwem. To ryzykanctwo. Jesteś niepoważna.

– Tak uważasz? – spytała, gniewnie błyskając oczyma – Sądzisz, że nie znam się na kłamstwach? Jestem najlepszą kłamczucha na świecie. Ale ciebie nie okłamuję i przysięgam, że nigdy nie będę. Jesteś w niebezpieczeństwie i gdybym nie podeszła do tych policjantów, złapaliby cię. Nie widziałeś, jak na ciebie patrzyli? Naprawdę. Nie jesteś wystarczająco ostrożny. Chcesz znać moje zdanie? Uważam, że to właśnie ty zachowujesz się niepoważnie.

– Tak? Po co, w takim razie, czekam tu na ciebie skoro mógłbym być daleko stąd? Albo ukrywać się spokojnie w tamtym mieście w innym świecie? Mam własne sprawy, ale tkwię tutaj, żeby ci pomóc. Nie mów mi, że zachowuję się głupio.

– Ależ musiałeś tu wrócić! – krzyknęła wściekła. Nikt nie miał prawa mówić do niej w taki sposób, była przecież arystokratką. Była Lyra. – Musiałeś, w przeciwnym razie nigdy byś się nie dowiedział niczego na temat swego ojca. Zrobiłeś to dla siebie, nie dla mnie.

Do tej pory kłócili się zapalczywie, lecz przytłumionymi głosami – ze względu na ciszę panującą na placu i przechodzących obok ludzi. Kiedy jednak dziewczynka wypowiedziała ostatnie słowa, Will umilkł, ze strachu oparł się o ścianę kolegium, a twarz straszliwie mu pobladła.

– Co wiesz o moim ojcu? – spytał bardzo cicho.

– Nic nie wiem – odpowiedziała Lyra równie cicho. – Wiem tylko, że go szukasz. Jedynie o to spytałam.

– Kogo spytałaś?!

– Oczywiście aletheiometr.

Minęła chwila, zanim chłopiec przypomniał sobie, o czym mówi jego towarzyszka. Nadal jednak patrzył tak gniewnie i podejrzliwie, że dziewczynka wyjęła przyrząd z plecaka i powiedziała:

– No dobrze, pokażę ci.

Usiadła na kamiennym krawężniku otaczającym trawnik na środku placu, pochyliła głowę nad złotym przyrządem i zaczęła ustawiać wskazówki; jej palce poruszały się zbyt szybko, aby Will dostrzegł wszystkie szczegóły. Potem przerwała na chwilę i w tym czasie cienka igła zaczęła się poruszać wokół tarczy, zatrzymując się w niektórych miejscach. Układ wskazówek zmieniał się bardzo szybko. Will rozglądał się ostrożnie, na szczęście pobliżu nie było nikogo, a w oddali stała jedynie grupka turystów, którzy spoglądali w górę na zaokrągloną kopułę budynku; po chodniku toczył swój wózek sprzedawca lodów, jednak jego uwagę zaprzątało coś innego niż dwoje dzieci.

Lyra zamrugała powiekami i westchnęła, jak gdyby budziła się ze snu.

– Twoja matka jest chora – odezwała się cicho. – Lecz nic jej w tej chwili nie grozi. Opiekuje się nią twoja znajoma. Wziąłeś jakieś listy i uciekłeś. W twoim domu był mężczyzna, chyba złodziej. Zabiłeś go. Szukasz ojca i…

– Już dobrze, przestań – burknął Will. – Wystarczy. Nie masz prawa grzebać w moim życiu. Nigdy więcej tego nie rób. To szpiegowanie.

– Wiem, kiedy przestać pytać – obruszyła się. – Zresztą, aletheiometr czasem się zachowuje prawie jak człowiek. Widzę, że się na mnie złości albo nie chce mi czegoś powiedzieć. Wyczuwam to. Zrozum jednak, że gdy się wczoraj pojawiłeś, dla własnego bezpieczeństwa musiałam zapytać, kim jesteś. Musiałam! Wtedy urządzenie powiedziało mi… – Jeszcze bardziej zniżyła głos. – Powiedziało, że jesteś mordercą, a ja pomyślałam, że w takim razie mogę ci zaufać. Nie zadałam do tej pory innych pytań i jeśli nie chcesz, nie zrobię tego. Aletheiometr nie jest moim prywatnym fotoplastykonem. Gdybym szpiegowała ludzi, przestałby działać. Wiem o tym tak samo dobrze, jak znam mój Oksford.

– Mogłaś mnie po prostu spytać. Urządzenie nie powiedziało ci, czy mój ojciec żyje?

– Nie, ponieważ nie spytałam.

Siedzieli w milczeniu. Will ze znużeniem ukrył twarz w dłoniach. – No cóż – odezwał się w końcu. – Najwyraźniej musimy sobie nawzajem zaufać.

– Zgadza się. Ja ci ufam.

Chłopiec ponuro pokiwał głową. Był bardzo zmęczony ale w tym świecie nie mógł sobie pozwolić nawet na chwilę snu. Lyra nie była osóbką zbyt spostrzegawczą, jednak coś w zachowaniu chłopca zastanowiło ją – widziała, że się boi, lecz panuje nad strachem; przypadkowo postępował zgodnie z zaleceniami Iorka Byrnisona: tak samo jak Lyra przed rybiarnią nad zamarzniętym jeziorem.

– Wiedz, Willu, że nie wydam cię nikomu – dodała. – Przyrzekam.

– To dobrze.

– Zdarzyło mi się to już wcześniej. Zdradziłam kogoś. Nigdy nie zrobiłam niczego gorszego niż to… Ponieważ sądziłam, że mu ratuję życie, zabrałam go w najbardziej dla niego niebezpieczne miejsce na ziemi. Do dziś nienawidzę siebie za swoją głupotę. Postaram się z całych sił zapanować nad własnymi reakcjami. Nie zapomnę się i nie zdradzę nikomu tego, co o tobie wiem.