Chłopiec nie odezwał się. Przetarł oczy i zamrugał szybko, walcząc z sennością.
– Przez pewien czas nie możemy wrócić przez okienko – zauważył. – Nie powinniśmy z niego korzystać w świetle dziennym. Nie wolno nam ryzykować. Ktoś mógłby nas zobaczyć. Teraz musimy więc jakoś przeczekać te kilka godzin…
– Jestem głodna – powiedziała Lyra. Will przez chwilę się zastanawiał.
– Już wiem! Możemy pójść do kina!
– Gdzie?
– Pokażę ci. Tam też możemy kupić jedzenie.
Kino znajdowało się blisko centrum miasta, dziesięć minut piechotą od placyku, na którym siedzieli. Will zapłacił za bilety, a w środku kupił hot dogi, popcorn i colę. Wzięli jedzenie, weszli na widownię i usiedli. Film właśnie się zaczynał.
Lyra była zachwycona. Widziała wyświetlane na ścianie fotogramy, jednak nic w jej świecie nie przygotowało jej na fenomen kina. Łapczywie pochłonęła hot doga i popcorn, niemal jednym łykiem wypiła colę, aż nie mogła złapać tchu. Co chwila wybuchała śmiechem na widok postaci na ekranie. Na szczęście pełna dzieci widownia zachowywała się równie hałaśliwie, toteż podniecenie Lyry nie zwracało uwagi. Will z kolei natychmiast zapadł w sen.
Obudziły go odgłosy szurania. Ludzie wstawali i wychodzili. Chłopiec zamrugał oczyma. Jego zegarek wskazywał kwadrans po ósmej. Lyra wstała, ociągając się.
– To najlepsza rzecz, jaką widziałam w życiu – oznajmiła. – Nie wiem, dlaczego nie wynaleziono kina w moim świecie. Niektóre nasze wynalazki są lepsze niż wasze, ale żaden nie dorównuje temu!
Will nawet nie pamiętał, jaki film wyświetlano. Na dworze nadal było jasno. Na ulicach panował ruch.
– Chcesz obejrzeć jeszcze jeden film?
– Tak!
Poszli do następnego kina, które znajdowało się kilkaset metrów dalej, za rogiem. Lyra usiadła, kładąc stopy na siedzeniu fotela, i otoczyła rękoma kolana. Will ponownie zapadł w drzemkę. Kiedy wyszli po filmie, do północy została ponad godzina – zdaniem chłopca, pora była zupełnie odpowiednia.
Lyra znowu zgłodniała, kupili więc w budce hamburgery (kolejna nowość dla dziewczynki) i zjedli je po drodze.
– U nas zawsze się siedzi przy jedzeniu. Nigdy nie widziałam, żeby ktoś szedł i jadł – trajkotała Lyra. – Twój świat bardzo się różni od naszego. Na przykład ruch uliczny. Nie lubię go. Lubię natomiast kino i hamburgery. Bardzo je lubię. I tę uczoną, doktor Malone, która nauczy mówić swój komputer. Wiem, że jej się uda. Wrócę do niej jutro i zobaczę, jak sobie radzi. Założę się, że potrafię jej pomóc. Zapewne mogłabym również skłonić ludzi z komisji, aby przyznali jej potrzebne fundusze. Wiesz, jak sobie poradził mój ojciec, Lord Asriel? Oszukał…
Dzieci szły Banbury Road i podczas drogi dziewczynka opowiadała Willowi o nocy, kiedy schowała się w szafie i obserwowała, jak Lord Asriel pokazuje Uczonym z Jordana odciętą głowę Stanislausa Grummana umieszczoną w próżniowym pojemniku. A ponieważ chłopiec przysłuchiwał się z zaciekawieniem, Lyra opowiedziała mu resztę swojej historii – od dnia, w którym uciekła z mieszkania pani Coulter, aż do tego strasznego momentu, gdy zrozumiała, że nieświadomie przywiodła Rogera na śmierć wśród lodowych klifów Svalbardu. Will nie przerywał i nie komentował, ale słuchał z uwagą i współczuciem. Wydawało mu się, że relacja dziewczynki z podróży balonem i opowieści o pancernych niedźwiedziach, czarownicach i przerażającej działalności Kościoła to inne fragmenty jego fantastycznego snu o pięknym mieście na morzu, cichym i bezpiecznym – miejscu, które zgodnie z logiką nie miało prawa istnieć.
W końcu dzieci doszły do obwodnicy i grabów. O tej porze panował tu bardzo mały ruch: samochody przejeżdżały mniej więcej co minutę, nie częściej. Okienko w powietrzu nie zniknęło. Will uśmiechnął się z ulgą, pocieszając się, że wszystko będzie dobrze.
– Ruszam pierwszy – oświadczył Lyrze. – Przejdź za mną dopiero, gdy nic nie będzie jechało.
W chwilę później chłopiec znalazł się na trawie pod palmami, po minucie dziewczynka dołączyła do niego.
Cieszyli się, jak gdyby wrócili do domu. Noc była ciepła, w powietrzu pachniało kwiatami i morzem, wszędzie panowała przyjemna, kojąca cisza.
Lyra przeciągnęła się i ziewnęła. Will poczuł, że wielki ciężar spadł mu z ramion. Strach przez cały dzień przytłaczał go, niemal przyciskał do ziemi; teraz Will był wolny i spokojny.
Nagle dziewczynka chwyciła go za ramię. W tej samej sekundzie usłyszał głos. Na którejś z małych uliczek za kafeterią krzyczało jakieś stworzenie.
Will natychmiast ruszył w tamtą stronę. Lyra podążyła za nim. Biegli wąską, oświetloną światłem księżyca alejką, wiele razy skręcali i zawracali, aż wreszcie dotarli na plac przed kamienną wieżą, którą widzieli rano.
Stało przed nią prawie dwadzieścioro dzieci. Niektóre z nich miały w rękach kije, inne rzucały kamieniami w zwierzę, które osaczyły przy ścianie. Lyra początkowo sądziła, że dręczą inne dziecko, lecz straszliwy, przenikliwy dźwięk z pewnością nie wydobywał się z ust człowieka. Okrutne dzieci krzyczały ze strachem i nienawiścią.
Will podbiegł do grupy i pociągnął ku sobie najbliżej stojące dziecko – chłopca mniej więcej w jego wieku, ubranego w pasiastą koszulkę z krótkimi rękawami. Jego oczy pałały nienawiścią. Pozostałe dzieci dostrzegły Willa i Lyrę, odwróciły się w ich stronę. W grupie stali również z kamieniami w rękach Angelica i jej mały brat. Oczy wszystkich dzieci połyskiwały dziko w świetle księżyca.
Zapadło milczenie, przerywane jedynie przez piski i płacz. W pewnej chwili Will i Lyra zobaczyli prześladowaną istotę: burą kotkę, która kuliła się przy ścianie wieży; nieszczęsne stworzenie miało rozdarte ucho i nienaturalnie wygięty ogon. Tę właśnie, podobną do Moxie kotkę Will widział w alei Sunderland i ona pokazała mu okienko do tego świata.
Gdy ją dostrzegł, natychmiast odepchnął chłopca, którego przytrzymywał. Tamten upadł na ziemię, po czym zerwał się wściekły. Zamierzał rzucić się na przeciwnika, jednak powstrzymały go inne dzieci. Will klęknął przy kotce.
Wziął ją w ramiona, a ona od razu przywarła do jego piersi. Tuląc ją, wstał i śmiało patrzył na małych okrutników. Przez sekundę Lyra pomyślała, że w końcu zjawiła się dajmona jej przyjaciela.
– Za co krzywdzicie tego kota? – spytał.
Nikt mu nie odpowiedział. Dzieci stały, sapiąc z gniewu. Oddychały głośno i zaciskały w dłoniach kije lub kamienie. Wściekłość odebrała im mowę.
Dopiero po pewnym czasie głośno i wyraźnie przemówiła Angelica:
– Nie jesteście stąd! Nie jesteście z Ci’gazze! Nie wiedzieliście nic o upiorach, nie wiecie też o kocie. Nie jesteście do nas podobni!
Chłopiec w pasiastej koszulce wyrywał się do walki i gdyby nie kot w ramionach Willa, zapewne rzuciłby się na obcego. Will z pewnością nie pozostałby mu dłużny, więc rozgorzałaby prawdziwa bitwa na pięści, zęby i kopniaki; wręcz wyczuwało się wzajemną nienawiść obu chłopców. Na szczęście, przeciwnik Willa obawiał się kota.
– Skąd jesteście? – spytał pogardliwie.
– To nie ma znaczenia. Jeśli boicie się kotki, zabiorę ją stąd. Może wam przynosi pecha, nam jednak na pewno nie. Teraz zejdźcie mi z drogi.
Przez chwilę Will sądził, że dzieci przezwyciężą strach i ruszą do ataku. Już się przygotowywał, by postawić na ziemi ranne zwierzątko i walczyć, wtedy jednak rozległo się niskie, głośne warknięcie wielkiego kota. Wszyscy spojrzeli w kierunku Lyry. Dziewczynka trzymała rękę na grzbiecie ogromnego, cętkowanego lamparta; obnażone zęby stworzenia lśniły bielą. Nawet Will, który rozpoznał w kocie Pantalaimona, przeżył chwilę przerażenia. W kilka sekund później pozostali na placu tylko we troje. Dzieci rozpierzchły się na wszystkie strony.